In my blog post dated 14 June I wrote this, more or less:
“A beggar was asking for some change. One day a stranger suggested to look in the old box he was sitting on. With astonishment, the poor guy he saw that it was filled with gold. Just like Eckhart Tolle, I believe that we hide a treasure within us. I have a proof: out of body experience. Many years ago I was just looking into the sky, and was pierced by the light. It cannot be described with words.
Danka Markiewicz disappeared, with the body and thoughts. She was replaced by love, immediately. For a short while, I was one with the sky, cloud and everything. It left me in tears: it was the only time I was truly living. I really think that Danka Markiewicz is only illusion, a simulation living in the virtual realm. But thinking is not enough! I decided to leave everything, and start seeking for my poor soul.
'Someday I’ll walk away be free and leave the sterile ones their secure sterility. I’ll leave without forwarding address, walk across some barren wilderness to drop the world there. Then wander free of care like an unemployed Atlas.' I’m leaving without guilt, because just as James Kavanaugh wrote, it’s good to remove chains. Danka Markiewicz is quite a sad and lost figure. She’s empty, and godless. I want to find love: end of suffering.”
I really left that Monday. My husband found me on the 18th of July in the hospital of Potenza. I deleted the blogpost when I got home, but I regretted it. Since doesn’t matter a thing that can’t be shared, I will tell my story (in serial format). For all of those who can read Polish, though.
W poście z 14 czerwca napisałam mniej więcej tak:
„Żebrak prosił o parę groszy. Pewnego dnia przechodzeń zasugerował, żeby zajrzeć do starej skrzynki, na której siedział. Ze zdumnieniem, biedak ujrzał że była pełna złota. Podobnie jak Eckhart Tolle, wierzę że w naszym wnętrzu kryje się skarb. Mam dowód: out of body experience. Wiele lat temu patrzyłam w niebo i przebiło mnie światło. Nie można opisać tego słowami.
Danka Markiewicz znikła, zarówno ciało jak myśli. Zastąpiła ją miłość, natychmiast. Na krótką chwilę, byłam jednym z niebem, chmurą i wszystkim. Pozostawiło mnie to we łzach: był to jedyny moment, kiedy czułam się żywa. Naprawdę myślę, że Danka Markiewicz jest złudzeniem, symulacją żyjącą w wirtualnej rzeczywistości. Nie wystarczy jednak myśleć! Zdecydowałam zostawić wszystko i szukać mojej biednej duszy.
'Pewnego dnia odejdę; będę wolny, zostawię sterylnych bezpiecznej jałowości. Wyruszę bez zostawiania adresu; przejdę zdziczałą bezpłodność i świat tam porzucę. Będę się błąkać beztroski niczym bezrobotny Atlas.' Odchodzę bez winy, bo jak napisał James Kavanaugh dobrze jest zdjąć kajdany. Danka Markiewicz to dość smutna, zagubiona postać. Jest pozbawiona Boga, pusta. Chcę znaleźć miłość: koniec cierpienia.”
Naprawdę odeszłam tamtgo poniedziałku. Mąż znalazł mnie 18 czerwca w szpitalu miasta Potenza. Usunęłam posta po powrocie do domu, żałowałam tego jednak. Jako że nie ma znaczenia to, czym się nie możesz podzielić, opowiem moją historię (w odcinkach). Dla tych, którzy czytają po polsku.