Pages

Sunday, May 29, 2016

Mammone

Bari native Checco Zalone is little known outside his country, but in Italy his films are breaking box office records. Quo vado is a story of a guy from southern Italy who is lucky to have guaranteed public job. At the age of 40 he lives with his parents, the mother treats him like a prince. “Mammone” - mamma's boy, fully grown man who remains tied to his mother.
Źródło: Internet


Italian mamma's like to spoil their sons so they'd remain at home after finding a job. Why, they must have his loundry done, underwear bought and favourite food provided! Checco falls in love with Valeria, a polygamist and a mother of children of three different races. She introduces him to a new way of life. Zalone's mother is shocked to see her son ironing a shirt.

Valeria “wins”, but apparently mamma is dangerous. “Italian catholic church has warned that "mammismo" – the classic attachment between Italian men and their mothers – is one of the biggest risks to marriage in the country”. You marry an Italian, you marry his family too? It depends, but often the choice is: live with it or leave it…

Pochodzący z Bari Checco Zalone jest słabo znany za granicą, ale we Włoszech jego filmy biją rekordy kasowe. Quo vado to historia mężczyzny z południa, który cieszy się z gwarantowanej pracy w sektorze publicznym. W wieku 40 lat mieszka z rodzicami, matka traktuje go jak księcia. „Mammone” - dorosły mężczyzna, bardzo związany z mamą.

Włoskie mammy lubią rozpieszczać synów, ci nie wyprowadzają się z domu, kiedy znajdą pracę. Muszą mieć zrobione pranie, kupioną bieliznę, naszykowane ulubione przysmaki. Checco zakochuje się w Valerii, poligamistce, matce trójki dzieci z trzech różnych ras. Ta uczy go nowego życia, matka Zalone jest zaszokowana widząc syna prasującego koszule.

Valeria „wygrywa” ale zdaje się, że mamma jest niebezpieczna. „Włoski kościół katolicki ostrzegł, że „mammismo” - klasyczny związek między włoskim mężczyzną i matką jest jednym z największych zagrożeń dla małżeństw w tym kraju”. Wyjdziesz za Włocha, ożenisz się z jego rodziną? To zależy, ale często wybór to: żyj z tym, albo rzuć to…



Friday, May 27, 2016

My sad story/Moja smutna opowieść

 „I received an email from the editor!” - I said to my husband. „I'll read it for you. 'Dear madam, thank you a lot for your interest in our publishing firm. We have very specified range. We don't publish crime and science fiction. Your stories „Niedorzeczni” are very inquiring, but don't really met our expectations”.
Źródło: internet

Keep writing about gays!” - My hubby smiled ironically. „We suggest submitting your work to specialised publishers. I wish you literary success, please do not give up. You write very well” - I read. „You need to find yourself a job! Even if you'll publish, you can't a living as a writing” - My husband insisted. But I'm not someone who is easily discouraged.

The battle is far more psychological than you might think, they say. „Those who can’t be dissuaded are more likely to reach their goals”. Besides, szortal.pl just published my Never ending love I have for you! It's a sad story of enamoured Leszek: his misery will soften the heart of cruel „vampire”. Hope that's what readers want!

Dostałam wiadomość od wydawcy!” - powiedziałam do męża. „Przeczytam ci. 'Droga pani, dziękujemy za zainteresowanie naszym wydawnictwem. Mamy bardzo dokładnie określony profil literacki. Nie wydajemy kryminałów i fantastyki. Opowiadania “ Niedorzeczni”, choć bardzo ciekawe, nie do końca spełniają nasze oczekiwania”.

Pisz dalej o gejach!” - uśmiechnął się ironicznie małżonek. „Sugeruję zwrócić się do wydawnictw wyspecjalizowanych w tych gatunkach. Życzę sukcesów literackich, proszę nie ustawać w poszukiwaniach, pisze Pani bardzo dobrze.” „Musisz znaleźć pracę, z pisania się nie utrzymasz, nawet jak opublikujesz”. Ale nie dam się zniechęcić.

Bitwa jest bardziej psychologiczna, niż myślisz” - mówią. Ci, którzy się nie zniechęcą mają większe szanse osiągnąć cel”. Poza tym, szortal.pl opublikował Ciągłą miłość, jaką do ciebie czuję! To smutna historia zakochanego Leszka. Jego niedola zmiękcza serce okrutnego „wampira”. Mam nadzieję, że czytelnikom się to spodoba!


Sunday, May 22, 2016

Irritable guy/Nerwowy facet

Years ago I was reading a story about a woman who had quarrelsome and nagging husband. To get some peace and quiet, she started… to fatten the irritable guy. The strategy „eat to beat stress” worked well: the infuriated husband was gone, the „new” fatter one wouldn't criticise his wife anymore.

Testosterone is the „male hormone”. Men with a lot of the chemical in their systems should be especially attractive to women. The researchers discovered something lese: females in a study group appeared to prefer calmer, chill guys. Testosterone-laden men are more aggressive and dominant. It can be caused by a high level of cortisol, the stress hormone.

Apparently, obesity is a major cause of low testosterone levels. Stress-eating cure can change your life (they say that men with obvious bellies make better lovers and are more likely to have fat wallet). „I feel sorry for my husband, he gets home late most nights then has to cook our dinner!” - Someone wrote. Guess: is that great guy skinny – or not?

Czytałam kiedyś opowiadanie o kobiecie, która miała kłótliwego i zrzędliwego męża. Aby mieć trochę spokoju, zaczęła… tuczyć nerwowego pana. Strategia „jedz żeby zbić stres” zadziałała. Znerwicowany mąż znikł, „nowy”, znacznie tłustszy, już nigdy nie krytykował swojej żony.

Testosteron to „męski hormon” - ci, którzy mają go w nadmiarze powinni być atrakcyjni dla kobiet. Naukowcy odkryli coś innego: kobiety z badanej grupy wolały spokojnych, łagodnych panów. Naładowani testosteronem są bardziej agresywni i dominujący. Odpowiadać za to może wysoki poziom kortyzolu, hormonu stresu.

Wygląda na to, że nadwaga jest główną przyczyną niskiego poziomu testosteronu. Kuracja „zjedz stres” może odmienić życie (mówią, że panowie z brzuszkiem są lepszymi kochankami, mają też zarabiać więcej). „Szkoda mi męża, wraca do domu późnym wieczorem i musi nam szykować kolację!” - napisał ktoś. Zgadnij: ten wspaniały facet jest chudy – czy nie?

Wednesday, May 18, 2016

Hobby

Being debutant writer is all about waiting. But what if your dream would come true and your book will be published? Kaja Malanowska's “Look on me, Klara” was nominated for NIKE and Polityka Passoport Awards. The author spent 16 months working on her novel and earned 6800 zł (about 1280 £). “I want to shoot myself in the head” - Kaja wrote on Facebook.
Fot. Kaja Malanowska

Apparently only very few Polish writers are earning good money. The income of 7000 zł for a novel is "standard" amount for fairly recognizableauthor. The reality screeches: every copy of the book sold earns the author a small percentage (typically 5 - 10%). Traditional publisher would print 2 to 5 thousands copies.

Let's say that the book would cost 30 zł (5,6 £). If the publisher would sell 3000 copies in that (optimistic) case the author could earn 9000 zł (1700 £) for long months (or years) of his job. It's hard: statistic Pole had read one book last year. Writing feels like a job, but since you hadn’t made money with it, you had to declare as a hobby (unless you're living in Norway).

P.S. It reads: "I'm a writer it doesn't mean I work for nothing”.

Bycie debiutantem polega na czekaniu. Co jednak, kiedy sen się ziści i opublikujesz książkę? “Patrz na mnie, Klaro” Kai Malanowskiej była nominowana do Paszportu Polityki i NIKE. Autorka spędziła 16 miesięcy pracując nad książką i zarobiła 6800 zł. “Mam ochotę strzelić sobie w łeb” - napisała Kaja na Facebook.

Wygląda na to, że bardzo niewielu polskich pisarzy zarabia dobre pieniądze. Kwota 7 tysięcy złotych za powieść to standardowy przychód osiągany przez w miarę rozpoznawalnego prozaika. Rzeczywistość skrzeczy: autor dostaje mały procent (zazwyczaj 5 – 10%) od każdej sprzedanej kopii. Tradycyjny wydawca wydrukuje 2-3 tys. kopii.

Powiedzmy, że książka kosztuje 30 zł. Jeśli wydawca sprzeda 3 tys. egzemplarzy, w tym (optymistycznym) przypadku autor może zarobić 9000 zł za długie miesiące - lub lata pracy. Jest ciężko – statystyczny Polak przeczytał jedną książkę w zeszłym roku. Pisanie wygląda jak praca, ale jeśli się nie zarabia, trzeba je nazwać hobby (chyba, że mieszka w Norwegii).



Saturday, May 14, 2016

Unplugged in London/Bez światła w Londynie

Back in 2009 I worked as a career for London agency. I was required to atted a training. Once our instructor asked us to immagine a power blackout in London. „Within hours, the loothing begins! People would be fighting for food!” - She said. Californian native Elfa Willmot lives in London with her family. She obviously adores the capital.
the photo: californianmuminlondon.com

Instagram photos are documenting family dinners in pizzerias and restaurants, shopping in Wimbledon or Richmond, open-top bus tour around London, boat ride along the Thames, morning visit in Richmond Park… She's not scared of the city, like Spanish guy I met back in 2009. „I loved the Tube, I ride it even when I don't have to!” - He said.

I hate underground! It's overcrowded!” - I told him. I never quite adapted to the crowds of walking fast people, constant movement and traffic. We left big city for a small town – where very quickly I turned into a house-bound woman who regretted her job and all the opportunities she missed. Life is a movement, they say. Don't let a fear prevent you from living.

W 2009 roku pracowałam jako opiekunka dla londyńskiej agencji. Musiałam zrobić kurs, kiedyś wykładowczyni poprosiła, byśmy wyobrazili sobie Londyn odcięty od prądu. „Kilka godzin i zaczęłaby się walka! Ludzie biliby się o jedzenie!” - mówiła. Pochodząca z Kalifornii Elfa Willmot mieszka w Londynie z rodziną. Jest jasne, że uwielbia stolicę.

Zdjęcia na Instagramie dokumentują rodzinne obiady w restauracjach i pizzeriach, zakupy na Wimbledonie i w Richmond, wycieczki otwartym autobusem wokół Londynu, wyprawy łódką wzdłuż Tamizy, przechadzki w Richmond Park… Nie boi się miasta, jak Hiszpan, którego poznałam w 2009. „Uwielbiam metro, jeżdżę nim, nawet kiedy nie muszę!” - mówił.

Nie cierpię zatłoczonego metra!” - powiedziałam. Nigdy nie przywykłam do tłumów idących szybko ludzi, ciągłego ruchu, korków. Opuściliśmy metropolię na rzecz małego miasta – gdzie zmieniłam się w uwiązaną do domu kobietę, która żałowała pracy i straconych możliwości. Życie to ruch, mówią. Nie pozwól, żeby lęk zatrzymał cię przed życiem.



Thursday, May 12, 2016

Other people/Inni ludzie

The parents has been complaining of poor quality meal in school canteen. “Instead of pasta, the kids had potato cake for first dish!” - Someone told me. “It's unacceptable!” I wanted to say that when living in Poland, I was eating pasta maybe once a month, but I gave up. If I tell my mother-in-low that the children have not eaten pasta for dinner she's looking askance at me.

Nothing needs so reforming as other people's habits” (Mark Twain). “German people are so strange!” - S. told me. “I saw them eating pasta, meat and salad on one plate! Besides, they drank cappuccino during they dinner!”. Italians only drink water or wine with meal and they find disgusting idea of putting meat in pasta.

Combing the dog in the kitchen table is worse: I heard the story of French woman who would do it. There is a a bit of rivalry between Italians and French people. G. bought a plane ticket to France. During the trip he spoke in Italian to French stewardess. “She ignored me!” - He said. “But when I said “puttana!” she gave me an angry look: she understood!”.

Rodzice narzekają na jakość jedzenia w szkolnej stołówce. “Zamiast makaronu, dzieci dostały zapiekankę z ziemniaków na pierwsze danie!” - mówił ktoś. “To niedopuszczalne!”. Chciałam powiedzieć, że kiedy mieszkałam w Polsce, jadłam makaron raz na miesiąc, ale dałam spokój. Kiedy mówię teściowej, że dzieci nie jadły makaronu na obiad, patrzy na mnie złym okiem.

Nic tak nie potrzebuje zmiany, jak przyzwyczajenia innych” (Mark Twain). “Niemcy są tacy dziwni!” - rzekła S. “Widziałam, jak jedli makaron, mięso i sałatę na jednym talerzu. Poza tym piją cappuccino do obiadu!”. Włosi piją wodę i wino podczas posiłku, położenie mięsa obok makaronu ich brzydzi.

Czesanie psa w kuchni jest jeszcze gorsze. Słyszałam historię Francuzki, która to robiła. Istnieje pewna rywalizacja między Francuzami i Włochami. G. kupił bilet lotniczy do Francji. Na pokładzie odezwał się po włosku do francuskiej stewardessy. “Zignorowała mnie!” - opowiadał. “Ale kiedy rzuciłem: 'puttana' spojrzała na mnie złym okiem. Zrozumiała!”.

Sunday, May 8, 2016

An option/Jakaś opcja

April 2010: Amanda Hocking is sitting in her tiny apartment in Austin. She's frustrated: a huge Muppets fan, she wants to see an exhibiton about Jim Henson in Chicago but she can't afford the trip and the hotel for one night. All she needs is $300. „I'm going to sell the books on Amazon!” - Amanda announces to her housemate Eric. April 15 she made her book available on Amazon.
 Photograph: Carlos Gonzalez/Polaris

I didn't have a lot of hope invested in it,” Amanda says. She was wrong: in 6 months she raised $300 – and additional $20,000. By the end of 2011 she sold 1.5m books and made $2.5m. Hocking has become rich and bought herself her own detached home. For $2.1m, she has signed up with US and UK editors to publish her next tranche of books.

In her „struggling would-be author” times Hocking wrote 17 novels and had every one rejected. Failure doesn't make you a failure, but self-publishing is an option only if WE can market our books effectively trough your network. If we just hit the “publish” button, it won't move our career forward.

Kwiecień 2010: Amanda Hocking siedzi w maleńkim mieszkaniu w Austin. Jest sfrustrowana: jako fan Muppetów chciała zobaczyć wystawę poświęconą Jimowi Henson w Chicago, ale nie stać jej było na podróż i hotel. Potrzebowała 300 dolarów. „Zacznę sprzedawać książki na Amazon!” - oświadczyła współlokatorowi. 15 kwietnia udostępniła pierwszą książkę.

Nie robiłam sobie zbyt wiele nadziei!” - mówi Amanda. Myliła się: w ciągu 6 miesięcy zarobiła 300 dolarów – i dodatkowe 20 tys. Do końca 2011 sprzedała 1,5 mln książek i uzyskała 2,5 mln dol. Hocking stała się sławna i kupiła sobie duży dom. Podpisała opiewający na 2,1 mln dol. kontrakt w wydawcami w USA i Anglii na publikację następnej serii książek.

W swoich „debiutanckich” czasach Hocking napisała 17 książek, wszystkie zostały odrzucone. Porażka nie czyni nas przegranym, ale self-publishing jest rozwiązaniem jeśli SAMI potrafimy efektywnie promować naszą książkę w sieci. Nie pomożemy karierze, jeśli tylko naciśniemy przycisk „publikuj”.

Wednesday, May 4, 2016

Le vent nous portera

I remember this chatty old man, my father's friend. Very curious, he'd always knew what's going on in the village. His wife would stop me on the road with constant: “Where are you going, Dania?”. I have lovely memories of her home, especially “always working” kitchen. I was sure that they'll be “old” and I'll be young forever.

I remember the light-hearted drunkard and a woman with inseparable cigarette. She was always angry and full of bitterness, complaining about the bad life... All they vanished, like in the song Le vent nous portera (translation from lyricstranslate.com).

Everything will disappear but/The wind will carry us,
A caress and a hail of bullets/And this scab that pulls at us,
The palace of another time/Of yesterday and tomorrow,
The wind will carry us.

Nothing belongs to us – but where do we belong? If the wind will take us away, are we for real? What is for real? Probably something else that one thinks, that's why we all have to suffer. “Death is the stripping away of all that is not you. The secret of life (…) is to find that there is no death.” And live before you die too.

Pamiętam tego rozmownego starszego pana, przyjaciela ojca. Bardzo ciekawy, zawsze wiedział, co się dzieje na wsi. Jego żona zatrzymywała mnie na ulicy z niezmiennym: “Gdzie idziesz, Daniu?”. Mam piękne wspomnienia ich domu, zwłaszcza “zawsze czynnej” kuchni. Byłam pewna, że będą “starzy” a ja młoda – na zawsze.

Pamiętam niefrasobliwego pijaka i kobietę z nieodłącznym papierosem. Zawsze zła, pełna goryczy, narzekała na swoje paskudne życie… Wszyscy oni znikli, jak w piosence Le vent nous portera (tłumaczenie tekstowo pl.)
Wszystko zniknie lecz/Zabierze nas wiatr
Pieszczotę i złom/Tą ranę która nas rwie
Pałace minionych dni/Wczoraj i jutra
Zabierze je wiatr.

Nic do nas nie należy – gdzie więc należymy? Jeśli zabierze nas wiatr, czy jesteśmy prawdziwi? Co jest naprawdę? Pewnie coś innego, niż myślimy, dlatego musimy cierpieć. “Cierpienie odziera nas ze wszystkiego, co nie jest nasze. Sekretem życia (…) jest odkrycie, że śmierć nie istnieje”. I żyć, zanim się umrze.

Tuesday, May 3, 2016

2.La donna&Photoshop

Can you see any progress?” - I asked my husband. „None! You're particularly bad at drawing faces!” - He said. It won't put me back: the key to successes is being passionate about what you're doing. Like blogging. Exactly four years ago I published my first post which later I deleted. It wasn't good enough:)

Widzisz jakiś postęp?” - spytałam męża. „Żadnego. Twarze wychodzą ci najgorzej!” - stwierdził. Nie zniechęci mnie to: kluczem do sukcesu jest bycie pasjonatem tego, co robimy. Jak blogowanie. Dokładnie cztery lata temu napisałam pierwszy post, który usunęłam po jakimś czasie. Nie był dość dobry:)