Pages

Sunday, January 31, 2016

Too much/Za dużo

Apparently I was a very high energy child when I was small. When I was five my grandmother taught me how to read, since then I changed completely. I had become shy and quiet kid since I developed habit of reading. While still at primary school I was going to the library every day or so. I was fascinated by books, nothing compared to them.
źródło - Internet

I'd rather spend my time with them than with kids in my age. In the high school I was a loner and single – but I didn't care as long as I had my books. I was reading less, mostly 19th century authors. In the university for the first time I felt sort of fed up with books. At the age of 25 I stopped reading and never missed it since.

Unfortunately for me, I started writing. So there I am, chasing after the publishers and making fool of myself. And maybe, just maybe if my grandmother Bronisława wouldn't taught me how to read at age 5 I could be a happy dentist now (and I would have a lot of fun in the high school).

Zdaje się, że nie brakowało mi energii we wczesnym dzieciństwie. Kiedy miałam 5 lat, babka nauczyła mnie czytać. Kompletnie się wtedy zmieniłam. Stałam się spokojna i nieśmiała odkąd przywykłam do czytania. W podstawówce chodziłam do biblioteki codziennie (lub prawie). Książki mnie fascynowały, nic nie mogło się z nimi równać.

Wolałam spędzać czas z nimi, niż z dziećmi w moim wieku. W liceum nie miałam chłopaka, byłam samotnikiem – ale kogo to obchodziło, otaczały mnie książki. Czytałam mniej, głównie klasyków XIX w. Na studiach po raz pierwszy poczułam, że mam dosyć książek. Przestałam czytać w wieku 25 lat i nigdy mi tego nie brakowało.

Pechowo jednak zaczęłam pisać – i tak oto znalazłam się w punkcie, że uganiam się za wydawcami,wychodząc na głupiego. A kto wie, być może gdyby babka Bronisława nie nauczyła mnie czytać, gdy miałam 5 lat byłabym dziś zadowoloną z życia dentystką (i zabawiła się nieźle w czasach ogólniaka).

Wednesday, January 27, 2016

Good crisis/Dobry kryzys

I'm not a big fan of science-fiction but I like a lot the third of “Riddick” film series. The title character has been left for dead on a sun-scorched planet. At certain point severely wounded Riddick is fighting for survival against scorpion-like creatures called Mud Demons. It seems that he hasn't got any chance but he's battling anyway. “The crisis is the best blessing because brings progress” - Einstein wrote. 
źródło: Internet

 It is in crisis that invention, discovery and large strategies are born. Who ever overcomes crisis, outdoes himself without being overcome. Who attributes their failures to the crisis and neglects, violent his own talent and gives most respect to the problems rather than solutions. The real crisis is the crisis of incompetence”.

When “life is brutal” one is waiting and hoping that things would go better but sometimes only hoping is a recipe for disaster. Riddick would fight till the last breath - and he was right: the last “hopeless battle” saved him. “Get it over with the only crises threatening, that is the tragedy of not wanting to fight for it” - Einstein wrote.

Nie jestem fanem science-fiction, ale podobał mi się ostatni z cyklu filmów “Riddick”. Bohater zostaje porzucony by zginął na spalonej słońcem planecie. W pewnej chwili poważnie ranny Riddick walczy o życie z podobnymi do skorpionów stworami, zwanymi Błotne Potwory. “Kryzys jest największym błogosławieństwem, bo niesie ze sobą postęp” - napisał Einstein.

To z kryzysu wyrasta pomysłowość, odkrycia i wielkie strategie. Kto pokona kryzys, ten jest w stanie pokonać samego siebie bez bycia pokonanym. Kto przerzuca na kryzys odpowiedzialność za własne upadki i niepowodzenia, zaprzecza własnym talentom i nadaje większą wartość problemom zamiast ich rozwiązaniom”.

Kiedy “life is brutal” czeka się i ma nadzieję, że będzie lepiej. Czasami zdanie się tylko na nadzieję to pewna katastrofa. Riddick walczył do ostatniego tchu – i dobrze robił, ostatnia “beznadziejna bitwa” uratowała mu skórę. “Skończmy raz na zawsze z jedynym prawdziwym i niebezpiecznym kryzysem – z niechęcią do walki z nim samym” - napisał Einstein.

Sunday, January 24, 2016

Swimming lesson/Nauka pływania

It's been five years that we live in Italy but only last summer I sort of enjoyed going to the seaside. I don't like sunbathing. I'd be sitting on a towel, thinking about skin cancer and prickly heat rash. Last June I decided I'll overcome my fear of water and learn how to swim. I bought blue swim belt and started “aquatic exercise”. 

At first I just tried to float with my body as horizontal as possible. Then I was learning arm movement and breathing together. After some time I decided to take off my blue belt. Finally there I was, “swimming” from the buoy to the beach, singing “Medusa's song” (which I invented) in my mind. It was one of the best moments ever.

One hot day in August I adventured myself a bit farer. A woman was giving swimming lesson to her young son, at certain point I heard her screaming: “Help me!”. Two good looking life-savers would hurry-up to help her. I was impressed and left my “dangerous” place. When your feet touch the ground, it's much safer…

Od pięciu lat mieszkamy we Włoszech, ale dopiero ubiegłego lata spodobało mi się jeżdżenie nad morze. Nie lubię opalania. Siedziałam na ręczniku, myśląc o raku skóry i oparzeniach słonecznych. W czerwcu zdecydowałam przemóc strach przed wodą i nauczyć się pływać. Kupiłam niebieski pas pływacki i zaczęłam “ćwiczenia”.

Z początku próbowałam “dryfować” utrzymując ciało poziomo na wodzie. Potem uczyłam się ruchów rąk i oddychania jednocześnie. Po jakimś czasie zdecydowałam się zdjąć niebieski pas. W końcu “popłynęłam” od boi do plaży, śpiewając w myślach improwizowaną piosenkę o meduzach. Był to jeden z moich najszczęśliwszych momentów.

Pewnego gorącego sierpniowego dnia wypuściłam się trochę dalej. Jakaś kobieta dawała lekcje pływania synkowi, w pewnym momencie usłyszałam, jak krzyczy: “Na pomoc!”. Dwóch przystojnych ratowników pospieszyło jej na ratunek. Zrobiło to na mnie wrażenie i oddaliłam się z “niebezpiecznego miejsca”. Bezpieczniej czuć grunt pod stopami...


Wednesday, January 20, 2016

Rocky Mountains

Bloody environmentalist just say no to everything!” - S. said. I didn't comment knowing that he doesn't really care. “The time has come, now it's not only environment, but also people to pay!” - I thought. “Canadian company started bottling out Rocky Mountains air as a joke, but has seen its product fly off the shelves in pollution-hit China”. 

In China fresh air is so precious that one pays £10 for 7,7 litre can. Beijing is struggling with hazardous pollution levels. The red alert in December caused schools' closure, for a period of time the people were told to stay indoors. “We want to give people the opportunity to inject a little bit of fresh air into their daily lives” - Vitality Air’s China representative says.

But it's not a solution. Global clean energy investment hits record $329 billion in 2015. Wind and solar power is cheaper don't create harmful impacts on environment. The renewable energy industry is more labor-intensive than fossil fuel technologies, which are typically mechanized. This means that more jobs. “Bloody environmentalist” may have the right!

Cholerni ekolodzy zawsze mówią: “Nie!” - powiedział S. Nie skomentowałam wiedząc, że tak naprawdę go to nie obchodzi. “Nadszedł czas, kiedy ludzie też płacą, nie tylko przyroda!” - pomyślałam. Kanadyjska firma zaczęła butelkować powietrze Rocky Mountains dla żartu, ale produkt szybko znikł z półek w zanieczyszczonych Chinach.

W Chinach świeże powietrze jest tak cenne, że płaci się 60 zł za 7,7 litrową butelkę. Pekin boryka się ze smogiem. Czerwony alarm w grudniu spowodował zamknięcie szkół, na jakiś czas polecono nieopuszczanie mieszkań. “Chcemy dać ludziom zastrzyk świeżego powietrza w ich życiu” - mówi reprezentant Vitality Air’s w Chinach.

Ale to nie jest rozwiązanie. W 2015 r. światowe inwestycje w energię odnawialną osiągnęły rekordowe 329 mld dolarów. Energia solarna i wiatrowa jest tańsza, nie szkodzi zdrowiu i środowisku. Pozyskiwanie jej jest bardziej pracochłonne - nieodnawialne technologie są zmechanizowane. Oznacza to więcej miejsc pracy. “Cholerni ekolodzy” mają czasem rację.

Sunday, January 17, 2016

I like to sufer/Lubię cierpieć

I heard about the woman who suddenly lost her beloved husband. She was absolutely distraught and become depressed. Her teenage kids had to be her careers. Years passed by but she never got better, the family is suffering along with her. “Every emotional pain leaves behind a residue of pain that lives on in you.” - Eckhart Tolle says.
źródło: Internet

This accumulated pain is a negative energy field that occupies your body and mind - the emotional pain-body. Some people live almost entirely through their pain-body. It can only survive if it gets you to unconsciously identify with it. It can become you and live through you. It will create a situation in your life that causes further pain.”

Once the pain-body has taken you over, you want more pain. You become a victim or a perpetrator. You want to inflict pain, or you want to suffer.” One would say: “Rubbish!” – but his thinking and behaviour do keep the pain going. Keep thinking about the pain from the past and you'll experience it for the rest of your life. Don't think, observe it, Tolle wrote.

Słyszałam o kobiecie, która nagle straciła kochanego męża. Była zrozpaczona i wpadła w depresję. Nastoletnie dzieci musiały się nią opiekować. Minęły lata, lecz nie wydobrzała, rodzina cierpi razem z nią. “Każde emocjonalne cierpienie zostawia nalot bólu, który żyje w tobie” - mówi Eckhart Tolle.

Skumulowane cierpienie jest polem negatywnej energii, okupującym ciało i umysł: emocjonalnym ciałem bólu. Niektórzy żyją prawie wyłącznie poprzez ciało bólu. Może ono przetrwać, jeśli nieświadomie się z nim identyfikujemy, być nami, żyć przez nas. Będzie kreować sytuacje życiowe, które powodują dalszy ból”.

Kiedy opanuje cię ciało bólu, pragniesz więcej cierpienia. Stajesz się ofiarą lub katem. Chcesz powodować ból, albo go zadawać”. Ktoś by powiedział: “Bzdury!” ale to, jak myśli i działa podtrzymuje męczarnie. Rozmyślaj o udrękach przeszłości a doświadczysz ich przez resztę życia. Nie myśl, obserwuj, napisał Tolle.

Wednesday, January 13, 2016

Carlo Verdone

A 1982 Italian comedy “Come forward, idiot”: Pasquale is relased from prison. He knows an address where once one would pay for sex but doesn't know that now it's private dentist's practice. Pasquale: “How much it costs?”. Dental Assistant:“For fulfilment?”. P.: “Bloody hell, you're genius. You invent everything right… Yes, for fulfilment”.
źródło: binrome.com

A.: “More or less 20 000”. P.: “So five, five fulfilments”. A.: “Five fulfilments?”. P.: “Well it's been two years that...”. A.: “Do you prefer the owner or her husband?”. P.: “Ah you're doing mixed games here...”. Living in Poland I thought that Italian cinema means Roberto Benigni. I saw several times “Life is beautiful” and “The monster” in the TV.

Nobody heard of Carlo Verdone – and he's great. “Fun Is Beautiful” (1980): lonely Enzo thinks that Poland is a good country for sex tourism. He's buying a lot of ballpens and tights: he believes that Polish girls would do everything for that. But my No.1 Italian film is (also not known in Poland) “An average little man” with extraordinary Roberto Sordi.

Włoska komedia “Vieni avanti, cretino” z 1982 r. Pasquale wychodzi z więzienia. Zna adres, gdzie kiedyś płaciło się za seks, ale nie wie, że obecnie jest to klinika dentystyczna. Pasquale: “Ile to kosztuje?”. Asystentka: “Za wypełnienie?”. P.: “Cholera, jesteście genialni. Wymyślacie wszystko jak trzeba… Tak, za wypełnienie”.

A.: “Około 20 000”. P.: “Wiec pięć wypełnień”. A.: “Pięć wypełnień?”. P.: “No, już od dwóch lat, tego...”. A.: “Preferuje pan właścicielkę czy jej męża?”. P.: “A, robicie tu mieszane zabawy...” Mieszkając w Polsce myślałam, że włoskie kino to Roberto Benigni. W telewizji pokazywano często “Potwora” i “Życie jest piękne”.

Nikt nie słyszał o Carlo Verdone – a jest wielki. “Un sacco bello” (1980): samotny Enzo myśli, że Polska nadaje się do seks turyzmu. Kupuje dużo długopisów i rajstop – wierzy, że polskie dziewczyny zrobią za nie wszystko… Ale mój ulubiony włoski film (nieznany w Polsce) to “Un borghese piccolo piccolo” z niezwykłym Alberto Sordi.



Saturday, January 9, 2016

An illusion/Złudzenie

One of my my mom's stories: once upon a time (in the 1960's) there was a girl who wanted to get married. Her neighbour's son worked in the factory far away from the village. She asked him to bring her over a man. “He can be small and even red-hair!” - She used to said. “What matters he's a guy!” No study can show definitively that getting married will make you happier.

They are scientific seasons that being creative – yes it would. In October started my PLAMA page – not a big success though:) Then I wrote a children story Jasmine and Italian mouse  and illustrated it. I couldn't resist sending “Jasmine” to publishers and after one or two weeks I got my first rejection. Very quick:)

The girl from my story got her guy eventually: the son of her neighbour presented her a man who (they say) was handsome and had a good job. They got married and lived happily until he died after they tragically lost their son. Then she was lonely again. The illusion of waiting for the future to be happy.

Jedna z historii mojej mamy: pewnego razu (w latach 60.) była sobie dziewczyna, która chciała wyjść za mąż. Syn sąsiada pracował w fabryce daleko od wioski, prosiła go, żeby przyprowadził jej mężczyznę. “Może być mały, nawet rudy!” - mówiła. Nie ma naukowych dowodów, że małżeństwo nas uszczęśliwia.

Są naukowe dowody, że bycie kreatywnym – owszem. W październiku zaczęłam stronę PLAMA (nie odniosła zbyt wielkiego sukcesu:) Następnie napisałam historię dla dzieci Jasmine i włoska mysz i ją zilustrowałam. Nie oparłam się pokusie wysłania do wydawców, po tygodniu lub dwóch otrzymałam pierwszą negatywną odpowiedź. Szybko:)

Dziewczyna z mojej opowieści kogoś w końcu znalazła. Syn sąsiada przedstawił jej mężczyznę, który (tak mówią) był przystojny i miał dobrą pracę. Pobrali się i byli szczęśliwi, zanim zmarł po tragicznej śmierci ich syna. Wtedy znów była sama. Iluzja czekania na przyszłość, która nas uszczęśliwi.as uszczęśliwi.


Thursday, January 7, 2016

So simple/Takie proste

Which publisher is the best and the cheapest?” - Someone on my fb group for writers asked. Finding “traditional” publisher is hard, but vanity press is not that selective. They make profit on authors and economize on everything. They print small amount of copies (usually about 300) which is available on Internet.

Their business is selling publishing packages, not books. Why not publish a book on your own? You can find a developmental editor and pay him to make sure everything flows. An “author-editor” may hire someone to make cover design. Formatting for print, getting and ISBN, getting your book printed – it's the easiest thing.

The toughest part is marketing, but subsidy publisher won't do it. How many of their books you see on bookstore shelves? In the end of the day, either we publish on our own or pay vanity press – in each case author is the only one who believes in his book. Let's be realistic in our expectations. Do the promotion and be excited at your success!

Który wydawca jest najtańszy i najlepszy?” - zapytał ktoś w mojej grupie pisarskiej na fb. Znalezienie “tradycyjnego” jest trudne, ale vanity press nie dokonują dużej selekcji. Zarabiają na wyciąganiu pieniędzy od autorów i oszczędzają na wszystkim. Drukują niewiele egzemplarzy (około 300), są one dostępne w Internecie.

Sprzedają pakiety wydawnicze, nie książki. Dlaczego więc nie opublikować samemu? Można znaleźć redaktorów i zapłacić, by “wygładzili” nasz maszynopis. “Pisarz-wydawca” może wynająć kogoś do zrobienia okładki i formatowania. Zdobycie ISBN i wydrukowanie są łatwe.

Najtrudniejsza część to marketing, ale wydawnictwo ze współfinansowaniem się tym nie zajmie. Ile z ich książek widać na półkach księgarni? Ostatecznie, czy autor wyda sam, czy zapłaci vanity press – jest jedynym, który wierzy w swoją książkę. Bądźmy realistyczni w naszych oczekiwaniach. Promujmy książkę i cieszmy się z sukcesu!

P.S. Napis na rysunku: “Spotkanie z autorami i podpisywanie książki”.


Sunday, January 3, 2016

The shadow/Cień

I got 50 000 page views few days ago. The more I'm blogging; the more I'm into it. All the time I find out something new. Recently I discovered “Shadow-Blog”. Let's say that Klara started very successful lifestyle blog in 2013. Some time later appears Klara Bella: she writes about the same topics, but it's not very popular.
the photo from teologia.deon.pl

Klara Bella fallows Klara, she's leaving the comments on her blog and on those which her Klara's commenting too. “Not-Blogger” is not writing much. You can notice him on popular blogs, he's complimenting the authors: “I love it! Cheers, you're great people!”. He's very active on Google Plus, but his own blog is quite empty.

He would mostly link to the others or say: “Be aware of that nasty hater!”. I talked about it with my husband, some time ago he started his “erudite” blog. “I'm sure that Klara Bella is having more page views than you!” - I told him. “I bet she has. I don't know if in the last month anyone read my blog!”. He's got a lot to learn…

Kilka dni temu dobiłam do 50 tys. wyświetleń strony. Im dłużej bloguję, tym bardziej mi się to podoba. Ciągle dowiaduję się czegoś nowego. Ostatnio odkryłam bloga – cień. Powiedzmy, że w 2013 roku Klara zaczęła prowadzić popularny blog “lifestyle”. Jakiś czas potem pojawia się Klara Bella, pisze o tym samym, ale nie odnosi dużego sukcesu.

Klara Bella śledzi Klarę, zostawia komentarze na jej blogu i wszędzie tam, gdzie pojawia się Klara. “Nie-bloger” nie pisze zbyt wiele. Można go dostrzec na popularnych blogach, gdzie komplementuje autorów: “Super! Pozdrawiam, bardzo fajni z was ludzie!”. Jest aktywny na Google Plus, ale jego własny blog jest dość pusty.

Głównie linkuje do innych albo pisze: “Uwaga na tego podłego hejtera!”. Rozmawiałam o tym z mężem, który jakiś czas temu zaczął pisać “uczony” blog. “Pewnie Klara Bella ma więcej wyświetleń strony od ciebie!” - powiedziałam. “Jasne. Nie jestem pewien, czy w zeszłym miesiącu ktoś zajrzał na mój blog” - odparł. Musi się dużo nauczyć...