I
woke up at 6 a.m. in the morning, quite early for my standard. “I
have to write a blog post” - I thought. “Or maybe not.” It's
been a while that I'm pretty demotivated. I've been blogging for the
last 5 years. I was passionate about it, I wrote post after post but
I wasn't getting much traffic or comments. I know it's me to blame.
I
visit other bloggers. The popular ones post the photos of their kids
on Instagram and laugh on You Tube. They know how to capture an
audience, use the power of Facebook but I don't envy anyone. I only
share my links on Twitter sometimes. Sharing images of my family or
commenting for the benefit of getting traffic is not for me.
Anyway,
I've finished the blog post eventually. It took me ages: I was taking
a break eating and so on – because it wasn't something I really
wanted to do. Blogging is time-consuming, and I won't be doing it
regularly anymore. I'm investing in something that my husband
wouldn't call “art” but to me it means a lot! Wish me luck my
dear not-commenting reader:)
Zbudziłam
się o 6 rano, jak na mnie dość wcześnie. “Muszę napisać
posta” - myślałam. “A może nie.” Od dość dawna brak mi
motywacji. Bloguję od pięciu lat. Było to moją pasją,
publikowałam wpis za wpisem ale nie przekładało się to na
komentarze czy ruch na blogu. Wiem, że to moja wina.
Odwiedzam
innych blogerów. Ci popularni upowszechniają zdjęcia dzieci na
Instagramie, śmieją się na You Tube. Wiedzą jak przyciągnąć
uwagę, korzystać z siły Facebooka. Nie zazdroszczę im i czasem
dzielę się linkiem na Twitterze. Nie dla mnie pokazywanie zdjęć
rodziny lub komentowanie w zamian za korzyść ruchu na blogu.
W
każdym razie skończyłam pisać posta. Zajęło mi to wieki:
robiłam przerwy, jadłam i tak dalej bo nie tym chciałam się
zajmować. Blogowanie zabiera czas, nie będę już regularnie tego
robić. Inwestuję w coś, czego mój mąż nie nazwałby”sztuką”
ale dla mnie znaczy to bardzo wiele. Życz mi szczęścia, drogi
niekomentujący czytelniku:)