Pages

Friday, September 29, 2023

More words/Więcej słów

 

I’m stuck in the vicious circle of Facebook. I have gotten just used to it, for better or worse… The unknown psychological mechanisms are forcing me to stare at the massive egg dosa making in Mumbai (Indian street food). Which is actually bad thing, because the constant Internet checking makes me feel rubbish about myself. I don’t like the fact that my compulsive social media habit isn’t very useful. I realise that, but being aware would only increase the feeling of helplessness. I would have to say that I just cannot resist watching an interview with Mateo, a sugar baby in New York City…

The young man spent a great amount of money ($300,000) on more than 25 plastic surgeries, because he want to look like a “sex cyborg.” Mateo Blanco stops nothing. Not only he “upgraded” his lips and bottom to an impressing size: he went much further. “I got my ribs broken inwards, so they’re still in there, but they’re just crushing my organs right now, which I might just have removed eventually” – He says. I have seen so many people like him, and even if they live in many different places, lying hundreds of kilometres apart, I cannot help but feeling that they all have something in common. According to some standards, they’re just crazy… Therefore, it should come as no surprise to anyone that I’m writing about it. Scrolling through my Facebook has taught me one thing: you can’t stop once you start.

You just keep looking for the latest updates on your news feed… You’re doing it mindlessly, but not exactly purposelessly. Appeasement of the strange “hunger” is your target, but not the quality of the content that you consume. Yes, the world of social media addicts is just hungry for new things, and it’s only quantity that matters… Mateo Blanco provides a good example: he has 132 000 Instagram followers! So, what’s the lesson? I mean, that Internet just accepts everything. So, no “sorry I talk too much about stuff.” I’ll be writing every day… The more words, or even better – pictures, the better is!

Utknęłam w błędnym kole Facebook. Przywykłam do tego, na dobre i złe. Nieznane mechanizmy psychologiczne zmuszają mnie do gapienia się na szykowanie posiłku z wielkiej ilości jaj w Mumbaju (jedzenie uliczne w Indiach). To niedobra rzecz, ponieważ sprawie, że dość marnie się czuję. Nie podoba mi się fakt, że nawyk kompulsywnego spędzania czasu w mediach społecznościowych jest bezużyteczny. Zdaję sobie z tego sprawę, ale ta świadomość zwiększa jedynie poczucie bezradności. Muszę przyznać, że nie umiem się oprzeć wywiadowi z Mateo, “cukiereczkiem” z Nowego Jorku.

Ten młody człowiek spędził wielką ilość pieniędzy ($300,000) na ponad 25 operacji plastycznych, ponieważ chce wyglądać jak “cyborg seksualny.” Nic go nie może powstrzymać: Mateo Blanco nie tylko “podniósł” swoje usta oraz siedzenie do imponujących rozmiarów. Posunął się znacznie dalej! “Złamano mi żebra, nadal tam są, ale zgniatają moje organy wewnętrzne, dlatego istnieje możliwość ich usunięcia” – mówi. Widziałam tak wielu ludzi jak on, nawet jeśli żyją w różnych miejscach, odległych o tysiące kilometrów, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mają coś wspólnego… Według niektórych standardów, są oni szaleni. Pomimo wszystko, nie powinno dziwić, że o tym wszystkim piszę. Przeglądanie Facebook nauczyło mnie jednej rzeczy: jeśli już zaczniesz, to nie możesz przestać!

Szukasz najnowszych wiadomości, robisz to bezmyślnie, ale niezupełnie bezcelowo. Twoim zamiarem jest zaspokojenie dziwnego “głodu.” Nie liczy się jakość internetowej zawartości. Świat uzależnionych od serwisów społecznościowych jest naprawdę głodny, liczy się więc ilość. Mateo Blanco stanowi dobry przykład: jest śledzony przez 132 000 osób na Instagramie. Jaki stąd wniosek? Oznacza to, że Internet akceptuje wszystko! Żadnego więc “przepraszam za mówienie głupot.” Będę pisać każdego dnia. Im więcej słów (a jeszcze lepiej obrazków) tym lepiej!




Wednesday, September 27, 2023

Again/Znowu

The old blue chair is so comfortable, but quite dangerous. For a good few months it’s my favourite place. Believe me or not, but the new habit has significantly changed my lifestyle. Slowly, my mind became convinced that I was made for sitting in the chair. It’s the first thing that I do every morning. I spend a lot of time with the phone in my hand, although I know that nothing beneficial comes from mindless scrolling. I simply don’t want to leave it! Finally, I get up with some effort, but I keep coming to the blue chair. Sometimes I feel like I’m becoming more lethargic with each passing day! Why it’s so difficult to get your shit together? I tend more and more towards inertia.

Silence... Close my eyes, fall asleep forever and forget everything. There are two ways of living, one represented by the beggar sleeping on the street. I see him near the railway station in the city of Bari. His head was covered and his thin, long, unwashed legs were sticking out from under the blanket. This man, not yet old, a foreigner in appearance, chooses inertia every day. It's a tempting tactic for a person who lacks energy. He lets himself be swallowed up by a lazy, endless darkness... A long sleep is the end he probably longs for. It looks that he’s given up.

Also I sometimes feel like doing so. I close my eyes and sink into the tempting inertia… Every time, however, I’m angry with myself. We may live our life like Einstein, which is as if everything we did really mattered… Or like the “sleepy beggar” which is the opposite: as if nothing we did mattered…Some would prefer to die than live through such a horrible existence! Seemingly easy, in fact inertia comes at a high price. The lack of movement means no vital energy. So, instead of taking example of the poor guy, who is lying on the street, I want to follow the steps of high energy people. They take action, and I want to do it, too. Writing a blog requires some effort: good! I have decided AGAIN that I will publish a new blog post every day.

Niebieski fotel jest bardzo wygodny, lecz dość niebezpieczny. Od ładnych paru miesięcy to moje ulubione miejsce. Uwierzcie lub nie, lecz nowy zwyczaj znacznie odmienił moją egzystencję. Powoli mój umysł uwierzył, że zostałam stworzona do siedzenia na tym fotelu. To pierwsza rzecz, jaką robię rano: spędzam dużo czasu z telefonem w ręku, pomimo że wiem, że nic dobrego nie wynika z mojego nieustającego przeglądania Internetu. Zwyczajnie nie mam ochoty się podnieść! W końcu to robię, przy dużym nakładzie wysiłku, wracam jednak do niebieskiego fotela. Czasami czuję, że ogarnia mnie stan przypominający letarg. Dlaczego tak trudno się pozbierać? Moje dni coraz częściej skłaniają się ku inercji.

Bezruch… Zamknąć oczy, zasnąć na dobre, i zapomnieć o wszystkim. W życiu istnieją dwie drogi, jedną reprezentuje żebrak, który śpi na ulicy. Widzę go w okolicach dworca kolejowego w mieście Bari, gdzie mieszkam. Ma przykrytą głowę, spod koca wystają chude, dawno niemyte nogi. Ten niestary jeszcze człowiek – z wyglądu cudzoziemiec – codziennie wybiera bezwład. To kusząca taktyka dla osoby, która nie posiada energii. Pozwala, by ogarnęła go leniwa, niekończąca się ciemność… Długi sen reprezentuje koniec, którego zapewne pożąda.Wygląda na to, że się poddał.

Ja też czasem mam na to ochotę. Zamykam oczy i pogrążam się w kuszącej inercji… Za każdym razem jednak jestem zła na siebie. Możemy przejść przez życie jak Einstein, wierząc że to, co robimy ma znaczenie, albo jak “śpiący żebrak” – przekonani, że to, co robimy jest bez znaczenia. Niektórzy woleliby umrzeć, niż kontynuować podobną egzystencję! Pozornie łatwa, inercja ma wysoką cenę. Brak ruchu oznacza deficyt energii. Zamiast więc brać przykład z biedaka, który leży na ulicy, chce iść w ślady ludzi o wysokim poziomie energii. Podejmują oni działania, też chcę to robić. Pisanie bloga oznacza pewien wysiłek: to dobrze! ZNOWU postanowiłam, że codziennie opublikuję nowy wpis.




Sunday, September 17, 2023

Puppy Play

 

My Polish cousin is about twenty years my senior. In his native village the brave man is well-known for being lazy. It would seem a miracle, but he managed to get old doing nothing, but watching the flight of his pigeons, smoking a lot, and drinking something stronger than coffee. I’m not making fun of him: in fact, we both inherited the same bad genes. There is nothing to hide, the truth is that I’m at least as lazy as my cousin. He doesn’t seem to be a reflective and introspective person, but I wonder about everything. In this case too I ask myself: why the idea of doing something is (for some people) a pain in the ass, as the English say. Usually this attitude is labelled as laziness, but it may be not that simple. The unwillingness to act is often connected with decrease of vital energy, and loss of self-confidence. One could say, that the problem goes deeper than it is thought. Maybe the person who doesn’t feel like doing anything, actually doesn’t show her intention to live. She can often be lacking that certain sparkle, which makes out existence better.

I have been seeing a psychologist for the past few months. At our last meeting she asked me to think about what I would like. Seemingly simple, this is a difficult issue for me. I just got used to stay-at-home mum’s life: it’s easy, you keep doing the same things… That you don’t want to. That’s probably the secret of my laziness: more or less consciously I protest against boring tasks, that I’ve been doing constantly. As the years go by, the intention to life decreases, and with it our vital energy. The loss of self-confidence is on the rise… In fact, it means that we’re feeling rubbish. “What would you like?” It’s a very important question! The answer is actually an evaluation of yourself. My Polish cousin would say, maybe: “A bottle of wine and a pack of smokes.” It means: “I don’t deserve better.” I could say: “Just leave me doing nothing.” Then, I would have a lot of time for mindless scrolling… Instead of doing something on my own, I prefer watching people who know what they want, like Dani. The 26-year-old from Arizona is a passionate fan of “puppy play.”

Have you heard about this? “Puppy play is when someone acts like a puppy, and they can have an owner or not, and run around in ears and a tail and play with dog toys - it’s just really fun” – Dani says. She has a lot of accessories, including a dog bowl, collars, ears, tails, squeaky toys and even dog bed. Acting like a puppy might sound silly, but again – it’s not that simple! Almost every action has the potential. What for some people is a personal passion, for the others can be a source of livelihood. Apparently puppy play is very profitable. “A WOMAN quit her job to earn $10,000 a month acting as a kinky puppy on OnlyFans.Jenna Phillips, 21, previously worked as an optician but now pulls in six figures a year from chasing after balls and eating dog food for paying subscribers” – I read. The young woman decided that it’s OK to expose her true feelings. She cannot answer quick enough to the question “What would you like.” Jenna says that she feels like a dog, loves walking around on a lead and wearing a collar… Her smiling face is showing that the people understanding of our kinks, and that we can be accepted despite of them… At least in Austin, USA.

Mój polski kuzyn ma dwadzieścia lat więcej ode mnie. W rodzinnej mejscowości ten zacny człowiek znany jest z lenistwa. Zakrawa to na cud, lecz udało mu się dożyć starości nie robiąc nic innego, niż ogladanie lotu gołębi, palenie dużej ilości papierosów i picie czegoś mocniejszego, niż kawa. Nie żartuję sobie z niego: tak naprawdę, odziedziczyliśmy te same niedobre geny. Ukrywanie na nic się nie zda, prawda jest taka, że jestem leniwa jak mój kuzyn. Nie wugląda on na osobę refleksyjną, którą zajmuje własne wnętrze, ja jednak zastanawiam się nad wszystkim. W tym przypadku zadaję sobie pytanie: dlaczego niektórym ludziom myśl o zrobieniu czegoś jest tak przyjemna, jak ból w tyłku (jak mówią Anglicy). Taka postawa jest zazwyczaj określana jako lenistwo, być może jednak nie jest to takie proste. Niechęć do działania łączy się często ze spadkiem energii i brakiem pewności siebie. Można by powiedzieć, że problem jest głębszy, niż się wydaje. Być może osoba, której nie chce się nic robić tak naprawdę nie wykazuje chęci do życia. Brakuje jej iskry, która czyni naszą egzystencję lepszą.

Chodzę do psychologa od kilku miesięcy. Na ostatnim spotkaniu poprosiła, by zastanowić się nad tym, czego chcę. Pozornie łatwa, dla mnie to trudna kwestia. Przywykłam do życia niepracującej mamy: jest łatwe, robisz te same rzeczy… Na które nie masz ochoty. To prawdopodobnie sekret mojego lenistwa: mniej lub bardziej świadomie protestuję przeciw nudnym zajęciom, które robię na okrągło. W miarę upływu lat zmniejsza się chęć do życia, a razem z nią poziom energii. Rośnie za to brak wiary w siebie. Oznacza to, że czujesz się beznadziejnie. “Czego chcesz?” To wazne pytanie! Odpowiedź to tak naprawdę walutacja samego siebie. Mój polski kuzyn rzekłby, być może: “Flaszkę wina i paczkę fajek.” Oznacza to: “Nie zasługuję na nic lepszego.” Ja mogłabym powiedzieć: “Pozwólcie mi nic nie robić.” Miałabym dużo czasu na bezmyślne przeglądanie Internetu… Zamiast zająć się czymś samemu, wolę obserwować ludzi, którzy wiedzą, czego chcą, jak Dani. Ta 26. letnia kobieta z Arizony jest wielkim fanem “puppy play” (psiej zabawy).

Słyszeliście o tym? “Puppy play oznacza, że ktoś zachowuje się jak pies, może mieć właściciela lub nie, biega wymachując ogonem i uszami, bawi psimi zabawkami – to świetna zabawa” – mówi Dani. Ma wiele akcesoriów, wliczając w to psią miskę, obrożę, uszy, ogon, piszczące zabawki a nawet legowisko dla psa. Imitowanie zwierząt może wydawać się niemądre, znowu jednak – nie jest to takie proste. Każde działanie posiada pewien potencjał. To, co dla jednych jest prywatną pasją, dla innych stanwi lukratywne źródło dochodu. Wygląda na to, że “psia zabawa” jest bardzo opłacalna. “Kobieta odeszła z pracy aby zarabiać 10 000 dolarów miesięcznie odgrywając dziwną rolę psa na OnlyFans. Jenna Phillips, lat 21, poprzednio wykonywała zawód optyka, obecnie jednak wyciąga cyfrę z pięcioma zerami rocznie, uganiając się za piłką i jedząc psi pokarm dla płatnych subskrybentów” – czytam. Młoda kobieta zdecydowała się ujawnić swoje prawdziwe uczucia. Na pytanie “Czego byś chciała” odpowiada bardzo szybko. Jenna mówi, że czuje się jak pies i uwielbia chodzić na smyczy, nosić obrożę… Jej uśmiechnięta twarz pokazuje, że ludzie są wyrozumiali jeśli chodzi o dziwactwa: możemy być akceptowani na przekór im. No, przynajmniej w Austin (USA).





Friday, September 15, 2023

Respect/Szacunek

 

I wrote it somewhere, but I will write it again: my husband says that I’m “fissata” and he’s right. I tend to get obsessed with things I like, and then stay fixated with them before something else catches my attention. And in fact, that’s exactly what happened with the awesome Sam Cleasby. She is, I have to confess, my idol. I’ve been reading her blog in the last few days, and I’m becoming increasingly impressed. I just love this woman, who, in her own words, is “over sharing her life” – not because she’s incredibly brave coping with a very severe illness. I deeply admire Sam, who despite her multiple surgeries, chronic pain and even difficulty in moving is still having fun. Shortly before her last hospital stay, Sam published a blog post: “Tramlines is a Sheffield festival that is an amazing party in July each year. This year felt like the best one yet! I got through on a bucket load of pain meds, my The Alinker UK, my Neo-Walk cane, very good friends and the brilliant access team. Festivals can feel like an unattainable mountain when you have a chronic illness. So I thought I’d share a few of my top tips…”

Just below there is a big photo of Sam, sitting on her Alinker (it’s a walking bike). Unfortunately not long after the Tramlines her bowel perforated, she got sepsis and ended up in coma. “I’m trying to get through comments and messages but I have over 10,000 of them!I can’t thank you all enough for all the lovely support and sharing your own stories” – She wrote on Facebook several months later. 10,000 that’s a lot! Certainly she wouldn't answer, if I wanted to send her an email… Too bad, because if I’m honest I wanted to do this. The letter could look like this: “Dear Sam, I’ve been reading your blog post called ‘Hello 2022’ - you’re talking about suicidal thoughts. ‘And when you have constant, chronic pain, it is easy to feel a little hopeless and think that nothing will be different. It feels exhausting to think about another year in pain. It feels draining and scary’ – You wrote. I’m glad that you added that you’re not in danger, you’re medicated, and open with your partner about those feelings… I wasn’t. Two years ago, physically I was as healthy as a horse, but my state of mind was very low. Well, that doesn’t sound good, but to me, the year 2022 (and 2021 as well) were marked by mental illness. I won’t go into details: I’m not so brave like you, and there is a stigma associated with diseases of this kind. However I have the courage to confess that I tried to commit suicide. I had enough sense to back off my plans, but soon after I walked away from my Italian husband and children.’”

“’Indifferent and emotionally detached from reality, I was ‘seeking for God’ in Poland. During the long months, tormented by loneliness and ridiculous thoughts, I was starving myself almost to death. I’m back to my family now, going through therapy and doing much better, but two years ago my life changed forever. It’s easy to feel broken: it is enough to listen to your own inner voice, that keeps saying that you suck. I believe him: life in such moments seems awful. I’m ashamed about the past, and scared about my future… But not alone, because you’re there, wrapped in medical tubing, with stoma bag and big scars, you don’t give up too easy. You’re fighting and surviving before our eyes. You’re proving that even such a difficult life has great value. Sam, thank you for such a wonderful lesson. Thank you for all the battles you’ve faced and won. You’re so right while saying: ‘Sometimes, it doesn’t feel like a win, but I am still here and every survival is a celebration of life.’ I’ll conclude my letter repeating what somebody else wrote: ‘You’re heroic! Massive respect!”

Napisałam to kiedyś, powtórzę jednak: mąż mówi, że jestem “fissata” i ma rację. Mam tendencję do posiadania obsesji na punkcie rzeczy, która mi się podoba, a następnie krążenia wokół tego tematu, zanim coś innego przyciągnie moją uwagę. To właśnie ma miejsce w przypadku niezwykłej Sam Cleasby. Muszę przyznać, że jest moim idolem. Czytałam jej bloga w ciągu ostatnich dni, robi na mnie coraz większe wrażenie. Uwielbiam tę kobietę, która według własnych słów “przesadza z dzieleniem się swoim życiem” – nie tylko dlatego, że jest niewiarygodnie dzielna w znoszeniu bardzo ciężkiej choroby. Głęboko podziwiam Sam, ponieważ pomimo wielu operacji, chronicznego bólu a nawet trudności w poruszaniu potrafi dobrze się bawić. Niedługo przed ostatnim pobytem w szpitalu, opublikowała wpis: “Tramlines to festiwal w Sheffield, który jest wspaniałą imprezą w lipcu każdego roku. Tegoroczny zdawał się najlepszy z dotychczasowych! Przebyłam go dzięki wielkim zapasem leków przeciwbólowych, moim Alinker UK, lasce Neo-Walk, dobrym przyjaciołom i wspaniałemu zespołowi pomocniczemu. Festiwal wydaje się górą nie do zdobycia jeśli żyjesz z chronicznym bólem. Pomyślałam, że podzielę się kilkoma moimi sposobami…”

Poniżej znajduje się duże zdjęcie Sam, siedzącej na Alinker (to specjalny rower pomagający w chodzeniu). Niestety, niezbyt długo po Tramlines jej jelito uległo perforacji, dostała sepsy i zapadła w śpiączkę. “Próbuję przebić się poprzez wszystkie wiadomości i komentarze, ale jest ich ponad dziesięć tysięcy! Nie potrafię podziękować wystarczająco wam wszystkim za wspaniałe wsparcie i dzielenie się własną historią” – napisała na Facebook wiele miesięcy potem. Dziesięć tysięcy to bardzo dużo! Z pewnością nie odpowiedziałaby, gdybym wysłała jej email. Szkoda, bo chciałam to zrobić. List mógłby wyglądać tak: “Droga Sam, czytam twój wpis zatytułowany ‘Hello 2022’ – mówisz o myślach samobójczych. ‘Kiedy jesteś w ciągłym, chronicznym bólu łatwo o uczucie beznadziejności, myśl, że nic się nie zmieni. Perspektywa kolejnego roku w bólu jest wyczerpująca. Czujesz się przestraszony’ – napisałaś. Cieszę się, że dodałaś, że nie jesteś w niebezpieczeństwie, leczysz się, rozmawiasz otwarcie o swoich uczuciach z partnerem. Ja nie byłam. Dwa lata temu fizycznie byłam zdrowa jak koń, ale stan psychiki pozostawiał sporo do życzenia. Nie brzmi to zbyt dobrze, ale dla mnie rok 2022 (2021 też) upłynął pod znakiem choroby umysłowej. Nie będę wchodzić w szczegóły – z zaburzeniami tego typu związany jest stygmat. Mam jednak odwagę przyznać, że próbowałam popełnić samobójstwo, Miałam jeszcze dość rozumu, by zrezygnować z tych planów, ale niedługo potem odeszłam od włoskiego męża i dzieci.’”

“’Obojętna i emocjonalnie zdystansowana wobec rzeczywistości, ‘szukałam Boga’ w Polsce. Podczas długich miesięcy, dręczona przez samotność i niedorzeczne myśli, głodziłam się prawie na śmierć. Obecnie jestem znów z rodziną, odbywam terapię i lepiej się miewam, ale dwa lata temu moje życie zmieniło się na zawsze. Łatwo jest czuć się zniszczoną: wystarczy słuchać własnego głosu wewnętrznego: powtarza, że jesteś do niczego. Wierzę mu, w takich momentach życie wydaje się okropne. Jestem zawstydzona własną przeszłością, przestraszona tym, co przyniesie przyszłość… Ale nie sama, bo jesteś ty – otoczona przez aparaturę medyczną, pokryta bliznami, z workiem jelitowym nie poddajesz się zbyt łatwo! Na naszych oczach walczysz i udaje ci się przetrwać. Udowadniasz, że nawet tak niedoskonałe życie ma wartość. Dziękuję ci, Sam, za tak wspaniałą lekcję. Dziękuję za bitwy, którym stawiłaś czoła i wygrałaś. Masz rację, kiedy mówisz: ‘Czasami nie ma się wrażenia wygranej, ale nadal tu jestem i każde przetrwanie jest celebracją życia.’ Zakończę mój list powtarzając to, co napisał ktoś inny: ‘Jesteś bohaterem! Duży szacunek.’”




Thursday, September 14, 2023

Get Your Belly Out

 

It is, I believe what the English call “a pain in the ass.” Well, that’s what my promise to publish a new blog post daily become. It’s always the same scenario, only with a few twists. The story starts as usual, from the Internet browsing. I’m viewing the websites endlessly, but not quite mindlessly. I’m guided by the rule: “I choose what I like” just like everybody else. Strictly speaking, it means that I’m looking for what I’ve seen many times. It’s happening because we like what is familiar: it’s a well-known fact. For example, a Chinese may choose a peanut butter “lasagna:” while an Italian prefers strongly the original recipe version, with meat sauce. Fallowing the principle, I visit the same sites: every day I’m scrolling through Facebook, and checking the news favourite platform (I just cannot resist reading all the funny comments). That’s fixed point of the programme: when I’m fed up with it, I’m seeking for something quite new, but previously known. Recently I focus on Sam Cleasby, who is famously showing her colostomy bag.

Further on, by that logic I also paid attention on other women, who did the same thing. Today I discovered that there is a trend finding it’s way on social media, and it’s all about the medical disorder. The autoimmune condition called Crohn’s affects the bowel, and can result in removal of the large part of it. This was a case of beautiful Bethany Townsend, the 23-year-old sufferer-turned-model. Apparently she was the first one who bravely posted an image of her with colostomy bag visible. She triggered the trend: fallowed by women like Victoria Marie, who started the campaign Get Your Belly Out. They confronted the stigma attached to bowel disorders. As Sam Cleasby writes, any illness to do with poo tends to be seen embarrassing, which makes suffers feel isolated. She’s sharing her story to show that she’s not ashamed of her scarred body, and that whatever humans like, they are awesome. She’s doing a big difference to people’s lives: her blog So Bad Ass is very popular (about 50.000 views a month). Sam is getting so many messages: it seems that her writing is working for the others.

And what about me? I sit here, looking at the websites. As you know, one thing leads to another… Colostomy bag selfies turned my attention to colon cancer: the mum of two received the “bad news” diagnosis, but luckily her illness was caught early. “I've had so many wonderful comments from friends and family since I shared my news. A few have remarked on how positive and brave I'm being” – She wrote. Humans are social animals: having a platform that overcomes barriers of distance allows us to be connected with the others. It also reduces stigma, and helps socially anxious people communicate. Using social media as a part of our everyday routine can be beneficial: good! Now, when I’ve finished writing my “daily blog post” isn’t “a pain in the ass” any more. Now I can honestly read about the family kicked off American Airlines flight due to complains about their (bad) body odour…

Anglicy jak sądzę nazywają to “bólem w tyłku.” Tym właśnie stała się moja obietnica, aby publikować codziennie nowe wpisy. Powtarzam ten sam scenariusz, z niewielkimi zmianami. Historia zaczyna się tak samo, od przeglądania Internetu. Wertuję strony web, nie do końca bezmyślnie jednak. Kieruję się zasadą: “wybieram to, co lubię” – zupełnie jak wszyscy. Dokładniej mówiąc, oznacza to że szukam tego, co widziałam już wiele razy. Dzieje się tak, ponieważ lubimy to, co znajome. Przykładowo, Chińczyk mógłby zdecydować się na lazanię z masłem orzechowym, podczas gdy Włoch preferuje tradycyjną, z sosem mięsnym. Zgodnie z tą regułą, odwiedzam te same platformy: każdego dnia zaglądam na Facebook i sprawdzam wiadomości na ulubionej stronie (nie mogę się oprzeć czytaniu zabawnych komentarzy). To stałe punkty programu, kiedy mam ich dosyć, rozglądam się za czymś nowym, ale jednak znanym. Ostatnio koncentruję się na sławnej Sam Cleasby, która pokazuje swój worek jelitowy.

Kierując się tą logiką, zwracam uwagę na inne panie, które zrobiły to samo. Dziś odkryłam, że istnieje trend w serwisach społecznościowych, ma związek z przypadłością autoimmunologiczną, zwaną chorobą Leśniowskiego-Crohna. Atakuje ona jelito grube, co może skutkować jego usunięciem. Tak było w przypadku urodziwej Bethany Townsend, 23-letniej pacjentki która ma aspiracje modelki. Wygląda na to, że jako pierwsza upowszechniła swoje zdjęcie z widocznym workiem jelitowym. Zainicjowała nowy trend: jej śladem poszły kobiety jak Sam Cleasby czy Victoria Marie, która zaczęła kampanię zwaną Get Your Belly Out (pokaż brzuch). Zmierzyły się one ze stygmatem związanym z chorobami jelita grubego. Jak pisze Sam Cleasby, każda choroba związana z fekaliami jest dość krępująca, co izoluje pacjentów. Dzieli się własną historią żeby pokazać, że nie wstydzi się pokrytego bliznami ciała, i że istota ludzka jest wspaniała, niezależnie od wyglądu. Czyni wielką różnicę w życiu ludzi: jej blog So Bad Ass jest bardzo popularny (około 50 000 wyświetleń miesięcznie). Sam otrzymuje wiele wiadomości: wygląda na to, że jej pisanie jest ważne dla innych.

Jeśli chodzi o mnie, siedzę tu śledząc różne strony… Jak wiadomo, jedna rzecz prowadzi do innej. Selfie z workiem stomijnym skierowały moją uwagę na raka jelita: matka dwójki dzieci otrzymała “niedobrą” diagnozę, ale na szczęście jej choroba została wychwycona szybko. “Otrzymałam tak wiele wspaniałych komentarzy od przyjaciół i rodziny, od kiedy podzieliłam się wieścią. Parę osób zauważyło, że jestem dzielną i pozytywną osobą” – napisała. Człowiek to stworzenie społeczne: posiadanie platformy, która niweluje bariery przestrzenne łączy nas z innymi. Internet zwalcza również stygmaty, pomaga osobom niepewnym społecznie w komunikacji. Codzienne korzystanie z portali społecznościowych może być korzystne. To dobrze: teraz, kiedy ukończyłam pisanie “codzienny post” nie jest już “bólem w tyłku.” Mogę z czystym sumieniem poczytać o rodzinie wyrzuconej z lotu American Airlines za przyczyną narzekań w sprawie ich (niedobrego) zapachu…





Wednesday, September 13, 2023

Influencer

 

I’m amazed by the human brain. Yesterday I wrote that I feel rubbish, because I haven’t do anything creative all day long. While confessing this, I was almost sure that I’ll cut down my non-doing… But as it can be guessed, nothing of this sort happened. Today is the spitting image of yesterday: an absurd evidence of the existence, which is slipping through my fingers. Anyway, to enjoy long idleness is not necessary. Since I’ve rested well after a long period of mindless scrolling, it’s time to change something, and become a better version of yourself… Or even make a difference in the world. I’m not joking, it’s not only possible, but also quite easy when you need to meet people where they’re already spending long hours: on the Internet.

We are all spending our time browsing www sites. Even our children are communicating with others with the help online communicators. Yesterday I had an experience which taught me something, and that becomes my new authority. I want to talk about what I’ve learned. First thing first, Internet is connecting everyone. Being a part of the worldwide digital population means that we have many opportunities. A good example is Sam Cleasby. The owner of the hugely popular “So Bad Ass” website is one of the most influential voices for Crohn’s disease. She’s proving that you can do pretty much everything on the Internet these days. There is, however, the second thing: you have to resist the infinite scroll, and become a creator.

Basically it’s a fundamental condition. It’s quite difficult, that’s why most of us, instead of changing the world, like Sam Cleasby, is going down the addictive hole of silly videos. In other words, they are becoming users. In that case, the regular consumption of online content does more harm than good. The infinite scroll is does not serve to teach something, but to satisfy the permanent need of content consumption. What is too much is not healthy, and I found out about it myself. Scrolling through posts and articles for hours just makes you feel sick. Being another non-creative Internet user is rubbish. That’s why, despite today I’ve failed again, I’m still determinate to be the better version of myself, and stop mindlessly browsing Internet. And if I don’t succeed? I will scroll endlessly on Facebook… And then. I’ll write about it!

Zdumiewa mnie ludzki umysł. Wczoraj pisałam, że okropnie się czułam, bo nie zrobiłam nic kreatywnego przez cały dzień. Wyznając to wszystko byłam niemal pewna, że skończę z moim nieróbstwem… Jak można jednak zgadnąć, do niczego podobnego nie doszło. Dzień dzisiejszy był odbiciem wczorajszego: absurdalny przykład egzystencji, która przecieka miedzy palcami. W kazdym razie, nie ma potrzeby napawać się tym lenistwem. Jako że wypoczęłam po niekończącym się przegladaniu Internetu, nadszedł czas, by coś zmienić, stać się lepszą wersją siebie… A nawet uczynić pewną zmianę na świecie. Nie żartuję, to nie tylko możliwe, lecz całkiem łatwe, kiedy spotykasz ludzi tam, gdzie spedzają długie godziny: w sieci.

Wszyscy trwonimy czas, przeglądając strony www. Nawet nasze dzieci komunikują się z innymi przy pomocy komunikatorów online. Wczorajsze doświadczenie nauiczyło mnie czegoś, stając się nowym autorytetem. Chcę mówić o tym, czego się dowiedziałam. Po pierwsze, Internet łączy wszystkich. Bycie częścią światowej populacji cyfrowej oznacza wiele możliwości. Dobrym przykładem jest Sam Cleasby. Właścicielka ogromnie popularnej strony “So Bad Ass” (taka podla dupa) jest jednym z najważniejszych głosów, jeśli chodzi o chorobę Leśniowskiego-Chrona. Udowadnia ona, ze obecnie w Internecie można zdziałać prawie wszystko. Istnieje jednak druga ważna rzecz: należy znieść pokusę uzależniającego przeglądania portali i być osobą kreatywną.

Zasadniczo rzecz biorąc, to podstawowy warunek. Nic łatwego, dlatego większość z nas zamiast zmieniać świat, jak Sam Cleasby wpada w pułapkę niemądrych filmów wideo. Innymi słowy, stają się użytkownikami. W tym przypadku, regularna “konsumpcja” treści internetowych przynosi więcej szkody niż pożytku. Co za dużo to niezdrowo: sama to mogę potwierdzić. Wpatrywanie się w artykuły i komentarze godzinami sprawia, że zbiera się na mdłości. Bycie kolejnym nie kreatywnym użytkownikiem Internetu jest do niczego. Dlatego właśnie, pomimo że dziś znów zostałam pokonana, jestem zdeterminowana walczyć o lepszą wersję siebie i zakończyć bezmyślne spędzanie czasu w sieci. A jeśli mi się nie powiedzie? W takim wypadku będę przeglądać Facebook bez końca… A potem o tym napiszę.


Tuesday, September 12, 2023

Stoma Photoshot

I’m sitting in front of my computer, feeling quite sad. The reason is that it’s nine o’clock in the evening, and I haven’t written anything yet, despite having promised. Someone could say, that it’s not a big deal, but it makes me bad about myself. I’m experiencing some sort of guilt. I don’t have much to do, writing was one of the ways to remedy it, but my undisciplined mind is objecting. I swear, that I’m doing everything to NOT publish a new blog post daily. I spend too much time watching films, or feed my scrolling addiction. Seeking a short term pleasure via procrastination acts like a form of self-harm. I keep doing things that make me feel lazy… However, according to experts I should forgive myself. I won’t beat myself up, then, especially since my non-doing wasn’t completely useless.

My mother never hid from me the ugly truth, that I was stupid. Still, she would gave me a bit of hope, by setting good examples. Usually they were my peers, who, unlike me were smart and everything. I grow up listening to innumerable stories about the people who were much better than my poor self. It had a great impact: first, for my whole life I felt really stupid. Second, I’ve always looked for the “wise ones” around me… Today, I have added to this list the incredible Sam, the author of sobadass.me. I spent several hours reading her blog, and it wasn’t a waste of time. Passionate about positivity, Mrs Cleasby is teaching how to love yourself, no matter your size, shape, ability and illness. It’s certainly useful for a person who is full of complex, like me! In fact, “the lessons” of Sam are just the opposite of my mother’s teaching.

From a young age I was convicted, for example that one MUST be ashamed of himself. In other words, the shame is not only good, but even necessary. Sam Cleasby is not of this opinion. She published a video which shows how she’s changing her ileostomy bag. On her blog, a “stoma photoshot” can be found. She showed off her body, with a big scar across her belly, and an opening in the abdominal called stoma. She did it to show to the others that it’s not true, that her femininity was removed along with her diseased bowel. “I wanted to be a small ray of light in an otherwise frightening time that could show someone that a life with an ostomy bag is a positive and wonderful thing” – She wrote. “I will never stop flashing my bag because every time I do, I get messages from people thanking me, saying that it helps to see others with bag.” I looked at the photos, and understood that Sam is right. You can be beautiful, strong, sexy and powerful even with scarred body… Well, unless somebody convinces you that you’re just hopelessly stupid.

Siedzę naprzeciw komputera: jest mi trochę smutno. Przyczyna jest taka, że dobiega dziewiąta wieczorem, a ja niczego jeszcze nie napisałam, pomimo obietnicy. Ktoś może powiedzieć, że to nic takiego, ja jednak niedobrze się czuję. Odczuwam coś w rodzaju winy: nie mam zbyt wielu zajęć, pisanie jest jednym ze sposobów, aby temu zaradzić, sprzeciwia się temu jednak mój niezdyscyplinowany umysł. Słowo daję, że robię wszystko, żeby NIE opublikować nowego wpisu każdego dnia. Spędzam za dużo czasu oglądając filmy, sycę moje uzależnienie od przeglądania stron internetowych… Szukanie przyjemności na krotką metę poprzez prokrastynację jest rodzajem szkodzenia sobie. Robię rzeczy które sprawiają, że czuję się jak ostatni leń… Jednakowoż, zdaniem ekspertów należy sobie wybaczyć. Nie będę się biczować, zwłaszcza że moje nieróbstwo nie było całkiem bezużyteczne.

Matka nigdy nie ukrywała przykrej prawdy, że jestem całkiem głupia. Pomimo wszystko, dawała mi cień nadziei, dając dobre przykłady. Zazwyczaj byli to moi rówieśnicy, w przeciwieństwie do mnie, mądrzy i tak dalej. Wychowałam się słuchając opowieści o ludziach, którzy byli znacznie lepsi ode mnie. Miało to wielki wpływ: po pierwsze, przez całe życie czułam się naprawdę głupia. Po drugie, szukałam “mądrzejszych” wokół siebie… Dzis dodałam do tej listy niezwykłą Sam, autorkę sobadass.me. Spędziłam szereg godzin czytając jej bloga, lecz nie była to strata czasu. Pani Cleasby, której pasją jest bycie pozytywnym, uczy jak kochać siebie, nieważne jakie są twoje zdolności, rozmiar, kształty czy choroby. To bardzo użyteczne dla osoby pełnej kompleksów, jak ja! Tak naprawdę, “lekcje” Sam są przeciwieństwem tego, czego uczyła mnie matka.

Od dziecka przekonywano mnie na przykład, że człowiek MUSI się wstydzić. Innymi słowy, wstyd jest dobry, a nawet konieczny. Sam Cleasby nie jest tego zdania. Opublikowała wideo na którym widać, jak zmienia swój jelitowy worek stomijny. Na jej blogu można znaleźć “stomijny photoshot.” Pokazała swoje ciało z wielką blizną przecinającą brzuch i otworem zwanym stomią. Zrobiła to, żeby pokazać innym, że jej kobiecość nie została usunięta razem z chorym jelitem grubym. “Chciałam być małym promieniem światła w groźnym momencie, pokazać komuś ze życie z workiem stomijnym może być pozytywne, wspaniałe” – napisała. “Nigdy nie przestanę pokazywać mojego worka, ponieważ za każdym razem, kiedy to robię dostaję wiadomości od ludzi, którzy mi dziękują, mówią że pomagam innym ze stomią.” Patrząc na zdjęcia zrozumiałam, że Sam ma rację. Możesz być piękny, silny, seksowny nawet, jeśli masz ciało pokryte bliznami… O ile ktoś cię nie przekona, że jesteś beznadziejnie głupi.




Monday, September 11, 2023

Little People, Big World

According to techopedia.com the Facebook news feed refers to the center column of a Facebook user’s home page, which shows updates from different people and pages. The profile of Tori Roloff came across my news feed yesterday, and I’m glad that it did. The young woman is a wife of Zach, who has dwarfism. They met and got married while filming “Little People, Big World” and welcomed their three children while on the show. The popular couple is sharing their story, including the news about the health news about their kids, also affected with achondroplasia. The comments are are generally very friendly, however, criticism happens. “So cruel of you, parents. So selfish. If you don't have any mental issues so I believe it's just business project but not family” – Somebody wrote on Facebook. The author is using social media, but most probably her mentality belongs to the “old times.” Tori Roloff didn’t respond to it, but somebody else did.

How cruel are you with this ridiculous comment! People with dwarfism have the right, like anyone else, to form a family! your thinking sounds like Nazi doctors who simply eliminated people with disabilities!” - He wrote. Social media has changed the world, and this change is a continuous process. We all take part in it. The role of some is bigger. Tori and Zach for example are showing that you can be a happy family, even if you and your children are having some disabilities. The Roloff family teaches therefore something very important. They are famous: the role of most of us is smaller, which is not to say that it doesn’t matter. Many people on Facebook have something to say, like Sam Cleatsby, a brave woman who writes about living with a stoma bag.

In one of the last photos she is lying on the hospital bed. “In December I had my 9th(or maybe 10th?!!) surgery. afterwards my bowel perforated and I got sepsis and ended up in a coma in Intensive Care. Eight weeks in hospital, two further surgeries and over 4 months of daily IV antibiotics” – She wrote. “And that’s why I’m so proud of myself and happy that I am on holiday. I’m a survivor, a fighter and a badass.” Of course, she had many, many comments. People who are living with Inflammatory Bowel Disease understood her so well. “You are a true inspiration Sam” – Someone wrote.“I am so grateful for my bag now as it saved my life and enabled me to meet my beautiful little grand daughter. I am no longer in pain and am enjoying life to the full. I can’t thank my surgeon enough. I feel blessed every day just to still be here and to be able share my story” – Someone else revealed. Social media is criticised for being addictive, but it isn’t whole bad. It make us feel important somehow, and shows that everyone has an important role to play.

Według technopedia.com tak zwany “Facebook news feed” (kanał informacyjny) to centralna kolumna strony użytkowej użytkownika, która pokazuje aktualizacje różnych stron i ludzi. Profil Tori Roloff pojawił się na moim kanale wczoraj: cieszę się, że tak się stało. Młoda kobieta jest żoną Zacha, który jest karłem. Poznali się i pobrali na planie “Little People, Big World” (mali ludzie, duży świat). Ich trójka dzieci pojawiła się na świecie podczas filmowania tego reality show. Popularna para dzieli się swoją historią, włączając w to wieści o stanie zdrowia potomstwa, również dotkniętego achondroplazją. Komentarze są zasadniczo bardzo przyjacielskie, zdarza się jednak krytyka. “Jesteście tacy okrutni, rodzice. Tacy samolubni. Jeśli nie macie zaburzeń psychicznych, myślę że to projekt biznesowy, a nie rodzina” – napisał ktoś na Facebook. Autorka używa portali społecznościowych, prawdopodobnie jednak jej mentalność osadzona jest w “dawnych czasach.” Tori Roloff nie odpowiedziała na komentarz, ktoś inny to zrobił.

Jesteś taka okrutna w twoim niedorzecznym komentarzu! Ludzie cierpiący na karłowatość mają takie same prawo, jak inni do założenia rodziny. Twoje myślenie przypomina nazistowskich lekarzy, którzy chcieli po prostu wyeliminować ludzi niepełnosprawnych” – napisał. Portale społecznościowe zmieniły świat, ta przemiana jest procesem ciągłym. Wszyscy bierzemy w nim udział. Rola niektórych jest większa. Toru i Zach na przykład pokazują, że można mieć szczęśliwą rodzinę, nawet jeśli ty i twoje dzieci jesteście nie w pełni zdrowi. Państwo Roloff uczą więc czegoś bardzo ważnego. Są popularni: rola większości z nas jest mniejsza, ale nie bez znaczenia. Wiele osób na Facebook ma coś do powiedzenia, jak Sam Cleatsby, dzielna kobieta która pisze o życiu z jelitowym workiem stomijnym.

Na jednym z ostatnich zdjęć leży na szpitalnym łóżku. “W grudniu miałam 9 (a może 10?!!) operację. Po tym jak moje jelito doznało perforacji zapadłam na sepsę i znalazłam się w śpiączce na intensywnej terapii. Osiem tygodni w szpitalu, dwie inne operacje i ponad 4 miesiące codziennych IV antybiotyków” – napisała, “Dlatego jestem dumna z siebie i szczęśliwa, że jestem na wakacjach. Jestem osobą, która przetrwała, wojownikiem i twardą dupą.” Oczywiście, otrzymała wiele, wiele komentarzy. Ludzie żyjący z zapaleniem jelita dobrze ją rozumieli. “Jesteś prawdziwą inspiracją Sam” – napisał ktoś. “Jestem wdzięczny za worek jelitowy, teraz kiedy uratował moje życie i pozwolił mi poznać piękną małą wnuczkę. Nie odczuwam już bólu, cieszę się życiem Nie mógłbym podziękować wystarczająco mojemu chirurgowi. Czuję się błogosławiony każdego dnia, po prostu za to, że nadal tu jestem i mogę się dzielić moją historią.” Portale społecznościowe są krytykowane, ponieważ uzależniają, nie są jednak całkiem złe. Sprawiają, że czujemy się ważni, pokazują, że każdy ma jakąś rolę do spełnienia.


Sunday, September 10, 2023

iPhone

The infinite scroll is everywhere, its pull almost impossible to resist. Imagine a legendary restaurant offering an endless buffet. You’ve heard amazing things about the place, and you want to try their best item. You arrive hungry and you’re told you can eat as much as you’d like for free. There’s a constant flow of food, but there’s one catch — you never know which dish will come next or which one is best. Before you know it, you’re sick. A similar sickness is spreading throughout our culture. But it isn’t food we’re consuming — it’s content” – I read. In my case, instead of sickness, I feel sadness. After long days of mindless scrolling, I really feel like I’m loosing control over my habit. The virtual dependency is making me sort of digital junkie. I’m clearly having an unhealthy attachment to my phone, but luckily, only recently checking it every few minutes is becoming so compulsive.

It started with a conversation. Some time ago my husband talked about how the Ukraine – Russia crisis started. “Didn’t you know about it?” - He asked, surprised. I didn’t: I don’t read political news (I don’t want to get upset). It’s a very good rule, but this time I decided to break it. We chatted a lot about invasion, and I wanted to find out more details… Clearly, it wasn’t difficult! Scrolling amongst countless websites, I’ve come across the one I especially liked. The Polish site was not only full of world’s news: the icing on the cake were the comments… I started spending a lot of time, reading what people wrote under each article. It wasn’t anything pleasant! The “lions of the keyboard” were filled with hatred: towards the Russians, in the first place, but not only. They also spat on Poles (if they didn’t like their opinions) quite often on Ukrainians (blamed for the Wolyn massacre) and Germans (the memory of the II World War is still alive). The Jews, Bielarusians and Americans were not spared either…

A very grim picture emerged from the articles and comments. I found out, for example, that China could be more dangerous than ever. I was concerned about it, until I read the blog post from Mały Biały Tajfun by Natalia. The Polish author lives in beautiful Kunming with her Chinese husband and a young daughter… According to her experience, the Asian country is just a normal place to live. Reading about her trim to a small village in the mountain calmed me down. I decided that the “lions of the keyboard” aren’t a big threat, maybe, but reading their comments is most certainly bad for your nerves. Starting from tomorrow, I’ll be back to my good rule “zero politics.” The prohibition on reading war news cannot beat my digital dependency, but in the end of the day, to word’s peace, but the Internet isn’t really whole bad. There are nice blogs, like Mały Biały Tajfun! Even Facebook can be useful. Today for example I’ve found a lovely page: it’s about Tori Roloff and her dwarf family. Together with Zach, her very short husband, and children (affected with dwarfism as well) she’s sharing her story online. The young woman iscarrying a very positive message: you can be accepted just the way you are. Tori and Zach are making this world better. “We feel so loved and supported by you” – She wrote on Instagram with photos of her husband Zach in a hospital bed. They received so many nice comments…

Niekończące się przeglądanie stron jest wszędzie, niemal nie można się mu przeciwstawić. Wyobraź sobie restaurację, która oferuje niekończący się bufet. Słyszysz o piękne rzeczy o tym miejscu i chcesz wypróbować ich najlepszą ofertę. Zjawiasz się wygłodzony, mówią ci że możesz jeść tak dużo, jak zechcesz za darmo. Istnieje niekończący się napływ jedzenia i jedna zasada – nie wiesz, jaka potrawa zjawi się jako następna, ani która jest najlepsza. Zanim się zorientujesz, jest ci niedobrze. Podobne uczucie mdłości szerzy się w kulturze. Nie chodzi o konsumpcję jedzenia – tylko zawartość stron” – czytam. W moim przypadku, zamiast odruchów wymiotnych czuję smutek. Dnie spędzone na bezmyślnym przeglądaniu Internetu sprawiają, że mam wrażenie utraty kontroli. Cyfrowa zależność czyni ze mnie wirtualnego ćpuna. Z pewnością łączy mnie niezdrowy związek z telefonem, na szczęście jednak ostatnio tylko sprawdzanie telefonu co kilka minut stało się tak kompulsywne.

Zaczęło się od rozmowy. Jakiś czas temu mąż opowiadał, jak zaczął się kryzys na linii Ukraina – Rosja. “Nie wiedziałaś o tym?” - zapytał zdziwiony. Nie wiedziałam, jako że nie czytam wieści politycznych (nie chce się denerwować). To dobra zasada, tym razem jednak postanowiłam z nią zerwać. Rozmawialiśmy dużo o wojnie, zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej… Oczywiście, nie nastręczało to trudności! Przeglądając niezliczone strony, natrafiłam na tę polską, która szczególnie mi się spodobała. Zawierała nie tylko mnóstwo wieści ze świata, wisienkę na torcie stanowiły komentarze. Zaczęłam spędzać dużą ilość czasu, czytając co napisali ludzie pod artykułami. Nie było tam nic przyjemnego! “Lwy klawiatury” były pełne nienawiści: na pierwszym miejscu, przeciwko Rosji, ale nie tylko. Opluwano również Polaków (jeśli nie podobały się im ich opinie) dość często Ukraińców (obwinianych o masakrę na Wołyniu) i Niemców (pamięć o drugiej wojnie jest nadal żywa). Dostało się również Żydom, Białorusinom oraz Amerykanom.

Z komentarzy wyłaniał się ponury obraz. Dowiedziałam się na przykład, że Chiny są bardziej niebezpieczne, niż kiedykolwiek. Przejmowałam się tym, zanim nie zerknęłam na blog Mały Biały Tajfun, pisany przez Natalię. Polska autorka żyje w pięknym Kunmingu z chińskim mężem i córeczką… Na podstawie jej doświadczenia, Chiny to normalne miejsce do życia. Uspokoiło mnie czytanie o podróży Natalii do małej wioski w górach. Zdecydowałam, że “lwy klawiatury” nie są może zagrożeniem, ale czytanie ich komentarzy mocno szkodzi na nerwy. Poczynając od jutra, wracam do zasady “zero polityki.” Zakaz czytania wieści ze świata nie zlikwiduje cyfrowego uzależnienia, ale w ostatecznym rachunku Internet nie jest całkiem zły. Istnieją dobre blogi, jak Mały Biały Tajfun! Nawet Facebook może być użyteczny. Dziś na przykład znalazłam uroczą stronę: należy do Tori Roloff i jej rodziny, dotkniętej karłowatością. Razem z Zachem, swoim bardzo niskim mężem i dziećmi, które dziedziczą jego schorzenie dzieli się swoją historią. Kobieta przekazuje bardzo pozytywną wieść: możesz być akceptowany takim, jakim jesteś. Tori i Zach czynią świat lepszym. “Czujemy się tak bardzo kochani i wspierani przez was” – napisała na Instagram, pod zdjęciem męża na szpitalnym łóżku. Otrzymała wiele miłych komentarzy.


Friday, September 8, 2023

Today/Dzisiaj


A good will is one thing, and habit is the second. Not without a reason it’s called our second nature. There are many hypothesis on why is so hard to break it. Personally I think that it’s about their extreme easiness. In fact, they usually happen without any thought – just like a reflex. Let’s be honest – most of us are living on autopilot. It does mean that you do all kind of things automatically without thinking about it… It doesn’t get any easier, isn’t it? Autopilot is becoming our default operating mode. Still, life happens when you’re not sleep-walking, but making conscious decisions and choices. Why I’m writing about it? The thing is, that today I found out that good intentions aren’t enough when it comes to bad habit. Yesterday I’ve set myself a small goal: I wanted to quit my mindless scrolling habit, but I totally failed.

It’s hard to stay off my phone. Reading bad news about Ukraine is the first thing I do when I wake up. I get sucked in, and end up with an endless scroll… It is so easy to fall down in the deep hole of videos and comments! And it’s so hard to pull yourself out, and start doing something useful! Today, I didn’t even go for a walk: instead, I was lazily watching a movie. An “easy” life just happens to you, as the Zen parable says. A man is riding a horse. “Where are you going?” - Somebody asked him. “I don’t know, ask the horse!” - He replied. It’s hard to find a better example of an “autopilot existence”. Instead of making real decisions, you’re living quite purposeless life. People tend to function in a “sleeping mode” and the scrolling habit is making it even worse…

Still, there is always something in our head that suggest that it’s time to move on. I felt the subtle voice for the whole day: “Remember, Danka, you promised to be creative, didn’t you?” In the afternoon I decided that it’s time to end the mindless content consumption, and start writing. I sat down in front of my computer… And started to check Facebook. My attention was caught by the information about the serial killer Andrei Chikatilo. I was going trough the disturbing facts, relating to so called Rostov Ripper for a long time. Unable to end the endless scroll, I passed to de next: Alexander Pichushkin, often known as “chessboard killer.” As usual, I figured that I’ll take just a few minutes to read it, and the next thing I knew that it become dark outside the window… It’s almost midnight now: writing this was quite an effort, however, despite everything I kept my word… Today.

Dobre chęci to jedna rzecz, nawyk zaś – druga. Nie bez powodu nazywany on jest naszą drugą naturą. Istnieje wiele hipotez, dlaczego tak trudno go przerwać. Mnie samej wydaje się, że chodzi o nadzwyczajną łatwość. Tak naprawdę, przyzwyczajenie nie wymaga myślenia – zupełnie jak refleks. Bądźmy szczerzy, większość z nas żyje na autopilocie. Oznacza to, że robimy wszystko w sposób automatyczny, bez zbytniego rozmyślania. Czyż może być coś łatwiejszego? Pilot automatyczny staje się naszym domyslnym trybem działania. Pomimo tego, życie zdarza się wówczas, kiedy nie poruszasz się we jak śnie, lecz podejmujesz świadome wybory i decyzje. Dlaczego o tym piszę? Rzecz w tym, że dziś przekonałam się, że dobre intencje nie są wystarczające, jeśli chodzi o nawyk. Wczoraj postawiłam sobie mały cel: chciałam zerwać z przyswyczajeniem przeglądania stron internetowych, co nie udało się zupełnie.

Ciężko trzymać się z daleka od telefonu. Czytanie złych wieści z Ukrainy jest pierwszą rzeczą, jaką robię po przebudzeniu. Wciąga mnie to, cała rzecz kończy się niekończącym buszowaniem w internecie… Jak łatwo wpaść w głęboką otchłań wideo i komentarzy! A jak trudno się z niej wydostać i zrobić coś użytecznego! Dziś nie wyszłam nawet na spacer, zamiast tego leniwie oglądałam filmy. “Łatwe” życie po prostu się przydarza, jak mówi parabola Zen. Pewien mężczyzna galopował na rumaku. “Gdzie jedziesz?” - zapytał ktoś. “Nie wiem, zapytaj konia” – odparł. Trudno znaleźć lepszy przykład “egzystencji na autopilocie.” Zamiast podejmować prawdziwe decyzje, prowadzisz bezcelowy żywot. Ludzie funkcjonują w “śpiącym trybie” i nawyk przeglądania stron internetowych całą rzecz pogarsza…

Pomimo wszystko, w naszej głowie istnieje coś, co sugeruje, że trzeba ruszyć do przodu. Słyszałam ten subtelny głos przez cały czas: “Pamiętaj Danka, obiecałaś że będziesz kreatywna!” Po południu zdecydowałam, że pora zakończyć bezmyślną internetową konsumpcję i zacząć pisać. Usiadłam przed komputerem… I zajrzałam na Facebook. Moją uwagę przykuła informacja o seryjnym mordercy Andreju Czikatyłowie. Wertowałam niepokojące fakty, związane z tak zwanym wampirem z Rostowa, przez długi czas. Nie potrafiąc tego przerwać, przeszłam do strony następnej, poświęconej szachowemu mordercy, Aleksandrowi Piczuszkinowi. Jak zwykle, byłam pewna, że wystarczy parę minut na przeczytanie tego wszystkiego, zanim się spostrzegłam jednak, za oknami zrobiło się ciemno. Dochodzi północ: pisanie tego wszystkiego kosztowało mnie sporo wysiłku, udało mi się jednak dotrzymać słowa… Dzisiaj.