Thursday, December 23, 2021

26.A course in miracles/Kurs cudów

 

“Hi Danuta how are you doing?” – My brother asked some time ago. “Fine, Kazik brought me four bags of wood!” This was the only conversation during my day. Home heating, it became an obsession. I bought some coal. I use it but not much. I felt like my tiled stove smokes a bit. I’m waiting for wood suplies from Leśniczówka, in the meantime the bags from Kazik ran low. I went back to my old passion.

I spent the whole Tuesday cutting the tree trunks… It was bloody cold, I felt so totally defeated. I called Kazik, and help came quickly. I gave him some money. “That’s a lot!” – He said. It wasn’t true, but when I went to get some firewood in the evening the stack just grew! Kazik brought me some wood again. I noticed something weird. I took it with indifference! My eyes just scanned the picture.

I didn’t find what I was looking for. My brain came programmed to suffer. That’s what I do my whole life. I keep seeing the winter. I saw her under the sun in Italy. I was depressed living by the warm sea of Nova Siri, among the olive and lemon trees… I got a notebook. I’m making records of good things. 21st of December: the shortest day of the year. Tomorrow, it’ll be more sun. December 22: Kazik saved me with firewood. Also today, I’m waiting for my small miracle.

“Hej Danuta jak żyjesz?” – zapytał brat parę dni temu. „Dobrze, Kazik przywiózł cztery worki drewna!” To była jedyna konwersacja w ciągu dnia. Ogrzewanie domu stało się obsesją. Kupiłam węgiel, niewiele jednak używam. Zdawało się, że piec kaflowy trochę dymi. Czekam na zapas drewna z Leśniczówki, w międzyczasie worki zaczęły się opróżniać. Wróciłam do starej pasji.

Spędziłam cały wtorek piłując konary drzew... Było zimno, czułam się pokonana. Zadzwoniłam do Kazika, pomoc nadeszła szybko. Dałam mu trochę pieniędzy. „To dużo!” – powiedział. Nie było to prawdą, kiedy jednak poszłam po opał wieczorem mój stosik urósł. Dostarczył mi drewna na nowo! Zauważyłam coś dziwnego. Przyjęłam to obojętnie! Moje oczy skanowały obraz...

Nie znalazłam tego, czego szukałam. Mózg zaprogramowany jest, żeby cierpieć. Robię to przez całe życie. Dostrzegam tylko zimę, widziałam ją pod słońcem we Włoszech. Cierpiałam na depresję żyjąc nad ciepłym morzem w Nova Siri, pośród drzew cytrynowych i oliwnych. Kupiłam sobie zeszyt, zapisuję dobre rzeczy. 21 grudnia: najkrótszy dzień w roku. Jutro będzie więcej słońca. 22 grudnia: Kazik poratował mnie drzewem. Dziś też czekam na mały cud.

Thursday, December 16, 2021

25.A course in miracles/Kurs cudów

 

In one of the books Castaneda’s Indian friend finds a piece of yellow cloth. Don Juan takes it with him: he believes that it has some power. Shortly before I left my old life, I found black sport trousers on Pane Pomodoro beach in Bari. I put it in my backpack on the way to Castelmezzano. Believe me or not, it helped me trough my challenge protecting from the cold in the night, and in a strange way keeping company.

I threw them along with the rest of Castelmezzano stuff after my return to family in July. I wanted also to throw “A course in miracles.” Deep down, I was angry with the book. My life without God was easy, and I wasn’t seeking Him for real. I was ready to go back to the old routine, but Angelo thought I should go to Poland for a month. I took it as a sign. I have left for good but my ego is still strong, and claims his latte macchiato and company…

I took its side. I tortured myself cutting tree branches some 4 hours a day, wanting to show: my life is rubbish, with God or not. When finally I was sick of sawing, it turned out that buying dry wood in December wasn’t that easy. “All sold, maybe after Christmas!” – They told me. I remembered Kazik. “I’ll bring you some firewood!” – He told me once. In fact he did! He didn’t even let me pay for it. We’re not alone: it’s a miracle.

W jednej z książek Castanedy jego indiański przyjaciel natrafił na kawałek żóltego materiału. Zabiera go ze sobą przekonany, że posiada moc. Niedługo przed porzuceniem dawnego życia znalazłam czarne sportowe spodnie na plaży Pane Pomodoro w Bari. Włożyłam je do plecaka w drodze do Castelmezzano. Uwierzcie lub nie, pomogły mi sprostać wyzwaniu. Ogrzewały nocą i w osobliwy sposób dotrzymywały towarzystwa.

Pozbyłam się ich razem z resztą rzeczy z Castelmezzano, wracając do rodziny w lipcu. Chciałam wyrzucić „Kurs cudów.” W głębi duszy byłam zła na tę książkę. Moje życie bez Boga było łatwe, nie szukałam Go na serio. Byłam gotowa na powrót do dawnej rutyny, gdy Angelo zaproponował mi spędzenie miesiąca w Polsce. Wzięłam to za znak i odeszłam na dobre, lecz moje ego jest nadal silne. Domaga się latte macchiato i towarzystwa.

Biorę jego stronę. Tortutowałam się piłowaniem gałęzi 4 godziny dziennie chcąc pokazać – z Bogiem albo nie, moje życie jest do niczego. Obrzydło mi to w końcu, okazało się jednak, że kupienie suchego drewna w grudniu nie jest takie łatwe. „Wszystko sprzedane, może po świętach!” – usłyszałam. Przypomniał mi się Kazik. „Przywiozę ci drzewa na opał!” – powiedział mi kiedyś. Rzeczywiście! Nie chciał nawet pieniędzy. Nie jesteśmy sami: to cud.

Wednesday, December 15, 2021

1.The sound of silence/Dźwięk ciszy

 

Angie Fenimore relates her Near Death Experience after suicide attempt. She wasn’t alone, and felt this presence: “They were completely self-absorbed, every one of them too caught up in his or her own misery to engage in any mental or emotional exchange. They had the ability to connect with one another, but they were incapacitated by the darkness.” The spitting image of Castorama!

I often go there recently. So many people, I hear voices but we’re not communicating. Our words are used for exchanging information. “Can you cut three out of three meters of carpet?” “If you prefer!” This is what The sound of silence means… Now I have more time (Kazik brought me some wood). Instead of sawing a piece of branch, I want to go outside.

I need to see “People talking without speaking/People hearing without listening.” In the song, no one dared disturb the sound of silence. Still, we are communicating. The whole world thinks that we are ruled by something dangerous… In reality we’re afraid of “caring nothing about anybody else there or about anything but themselves” being. The victory over completely self-absorbed ego lets you hear your brother. It’s a miracle.

Angie Fenimore opowiada doświadczenie śmieci klinicznej po próbie odebrania sobie życia. Nie była sama, wyczuła jakąś obecność: „Byli kompletnie zajęci sobą, nazbyt zamknięci we własnym nieszczęściu, by wymienić uczucia i myśli. Posiadali zdolność porozumienia, umożliwiała to jednak ciemność.” Wypisz-wymaluj Castorama!

Chodzę tam ostatnio dość często. Wiele osób, słychać głosy, nie komunikujemy się jednak. Używa się słów do wymiany informacji. „Można wyciąć trzy metry na trzy wykładziny?” “Ile pani sobie życzy!” To właśnie oznacza Dźwięk ciszy. Mam teraz więcej czasu (Kazik przywiózł mi trochę drewna). Chcę wyjść na zewnątrz, zamiast piłować gałęzie.

Muszę zobaczyć “Ludzi mówiących bez rozmowy/Ludzi nasłuchujących którzy nie słyszą.” W piosence, nikt nie śmie przerwać dźwięku ciszy. Komunikujemy się, mimo wszystko. Rządzi nami ktoś groźny, to właśnie wszyscy myślą. W rzeczywistości boimy się istot, która „dba wyłącznie o siebie, nikogo i nic innego.” Zwycięstwo nad zajętym sobą ego pozwoli usłyszeć głos bliźnich. To cud.  

Sunday, December 12, 2021

24.A course in miracles/Kurs cudów

 

 

I was thinking about the moments that made me feel happy. Eating cherries on the hill in Glastorbury, picking flowers on the meadows… The time when you just stop for a while. Busy life is literally impossible. Concentrating on something else that NOW, you exist some imprecise moment in the future.  As we know from experience, our goal don’t make us happy. We’ve got another and another… My adventure with wood cutting began with fear.

 

The rain kept falling for two weeks in August, and the temperature fell down to 10 degree Celsius… Accustomed to Italian weather, I felt desperate in my chilly room. So I started to saw up pieces of wood… In November bought the iron stove, to warm myself even better. With time, all my thoughts turned to tree stumps and branches, I even started bringing it home! But finally, the day arrived.

I was sawing since the morning, sick and tired of everything. I tortured myself depriving of life NOW… Who cares of cozy room, if you feel miserable? I left everything and decided to buy the wood. A moment later I got a text from my brother’s wife: “Do you want thick sweater? I don’t use it, and it’s cool.” I saw it as a message: don’t worry, you’ll get everything you need! My small miracle.

Myślałam o chwilach, kiedy odczuwałam szczęście. Jedzenie czereśni na wzgórzu z Angelo, zrywanie kwiatów na łące... Moment, kiedy się na chwilę zatrzymasz. Zajęte życie jest niemożliwe. Koncentrując się na czymś innym niż TERAZ istniejesz w niesprecyzowanym czasie przyszłym. Wiemy z doświadczenia, że nasze cele nie dają szczęścia. Mamy następne i kolejne... Moja przygoda z cięciem drewna zaczęła się od lęku.

W sierpniu przez dwa tygodnie padał deszcz. Temperatura spadła do 10 stopni… Przywykłam do włoskiej pogody, chłodny pokój wprawiał w desperację. Zaczęłam piłować kawałki drewna... W listopadzie kupiłam piecyk żeliwny, żeby ogrzać się jeszcze lepiej. Z czasem, wszystkie myśli krążyły wokół pniaków i konarów, zaczęłam nawet przynosić je do domu! W końcu jednak nadszedł dzień ostateczny.

Piłowałam od rana, wykończona tym wszystkim. Torturowałam się, pozbawiając życia TERAZ... Kogo obchodzi ciepły pokój, jeśli okropnie się czujesz? Zostawiłam to wszystko postanawiając kupić drewno. Chwilę potem dostałam wiadomość od bratowej: „Chcesz gruby sweter? Nie używam a fajny.” Odebrałam to jako przekaz: nie martw się, dostaniesz to, czego ci potrzeba. Mój mały cud.