Sunday, December 3, 2017

An artist/Artysta

Stephen King's Carrie was rejected 30 times. Margaret Mitchell’s Gone With the Wind, 38.- D.Barnett wrote insisting that unpublished books don't make you a failed author. I'm not a quitter – despite announcing that writing is for fun, I submitted my book to a (new) publishers, and something happened. I got THAT email.
theguardian.com

I wrote a brilliant book, they said, but in the next paragraph “the dream” ended. I should pay to publish my novel (it's called: partially financed). But I don't give up hope… and wrote another book – in Italian. Children's story with my illustration. Few weeks ago I got an actual phone call! Nice lady from published house really praised my book.

We talked about my agreement. The editor will provide great distribution of my book, and will arrange publicity… Everything for 3300€. “I'll write a blog post about it!” - I said to my husband. “Sure. Say: an artist like me doesn't pay for publishing, but is getting paid for his writing!” - He joked. Very funny:)

Książka 'Carrie' Stephena Kinga została odrzucona 30 razy. 'Przeminęło z wiatrem' Margaret Mitchel 38 razy” - napisał D.Barnett twierdząc, że niewydane utwory to nie pisarska porażka. Nie jestem z tych, co się poddają – pomimo obwieszczenia, że pisanie jest dobre do zabawy wysłałam moją powieść do (nowych) wydawców. Coś drgnęło – otrzymałam TĘ wiadomość.

Moja książka jest świetna, pisali, ale kolejny akapit zakończył to “marzenie”. Oczekiwano płacenia za wydawanie (nazywa się to współfinansowaniem). Nie porzuciłam nadziei i znowu coś napisałam – po włosku. Historia dla dzieci z moimi ilustracjami. Kilka tygodni temu do mnie zadzwoniono! Miła pani z wydawnictwa pochwaliła książkę.

Rozmawiałyśmy na temat kontraktu. Wydawca zapewniał imponującą dystrybucję, miał zadbać o reklamę… Wszystko za 3300 euro. “Napiszę o tym posta!” - rzekłam do męża. “Pewnie. Powiedz: taki artysta jak ja nie płaci za wydawanie, tylko dostaje pieniądze za swoje pisanie!” - żartował. Bardzo śmieszne:)

Saturday, November 11, 2017

Every minute/Każda minuta

I'm at an age where your friends ask if you still got your period. Where the hairdresser is checking if your grey hair need to be cover. Where at the lingerie shop you're joking “Bras for saggy breast please!” This is what 40 looks like… Not that young any more, just a housewife who doesn't bring money, but can relax while everyone is running somewhere.
photo credit Lauren Doungey

You need a time off from your thankless job. “I'm watching this mom on YouTube” - I said to A. “She would film herself in pyjamas, or her playing children...” But women bloggers don't only talk about their love of coffee, but try to see things from different perspective. Like stretch marks: instead of hiding, one could celebrate it with lightning glitter!

All bodies are beautiful!” - They say. “We're all perfect in our own little ways.” It's true – nobody is “trapped” in an average woman's body. In your 40s you (hopefully) know who you are. The wrinkles are the lines of life where nothing can stop you but yourself. It's a good reason to stop wasting time on YouTube. Every minute counts!

Jestem w wieku, kiedy znajome pytają, czy masz jeszcze okres. Kiedy fryzjer sprawdza, czy trzeba pokryć twoje siwe włosy. Kiedy w sklepie z bielizną żartujesz, że szukasz stanika dla opadających piersi. Tak oto wygląda czterdziestka… Nie taka znowu młoda, zwyczajna gospodyni, która pieniędzy nie zarabia, ale relaksuje się, gdy inni gdzieś pędzą.

Trzeba odpocząć od niewdzięcznej pracy. „Oglądam tę mamę na YouTube!” - rzekłam do A. „Filmuje siebie w piżamie albo własne dzieci...” Ale blogujące panie nie rozprawiają tylko o miłości do kawy, starają się pokazać rzeczy z innej perspektywy. Na przykład rozstępy: zamiast ukrywać, można je uczcić, smarując srebrzystym glitterem!

Wszystkie ciała są piękne!” - mówią. - „Jesteśmy doskonali w nasz własny mały sposób.” To prawda – ciało przeciętnej kobiety to nie żadna pułapka. W okolicy czterdziestki wiesz kim jesteś (oby). Zmarszczki to linie życia, w którym nic cię nie może powstrzymać, oprócz siebie samego. Dobry powód, żeby nie tracić czasu na YouTube. Każda minuta się liczy!

Sunday, October 22, 2017

Un homme debout

How about the asylum seekers?” - Someone asked me last summer in Poland. “I saw in the TV that they arrive in Italy almost daily”. I said that there are black people asking for money in front of every shop or cafe. „It's a good job that our government doesn't want refugees!” - She told me. Polish politicians insist that Muslim migrants could be a ticking bomb.
 barenakedislam.com

They could bring „a wave of agression especially towards women”, and carry dangerous parasities… A black man walked into a bar. His clothes looked like an old pyjamas. „Ciao, bello!” - The bar staff smiled. „Ciao, Gino!” - He said giving him 50€. „I've got no change!” - Gino said, but he insisted to pay for previously not paid beer.

Suddenly he wasn't „illegal.” He become a person, like in the song Un homme debout:
Despite all my problems/I remain a man standing
Pray that I get over it/Pray that I feel better
Don’t throw the fault at me/Don’t close the door on me (lyrictranslation.com)
A good Christian is someone who helps, not necessarily by accepting refugees” - Polish minister said. Does he?

P.S. It says: “Today refugees, tomorrow terrorists.”

Jak tam z uchodźcami?” - zapytał ktoś zeszłego lata w Polsce. „Widziałam w telewizji, że napływają do Włoch codziennie.” Powiedziałam, że przed każdym sklepem czy kawiarnią stoi ciemnoskóry, proszący o jałmużnę człowiek. „Dobrze, że nasz rząd ich nie chce!” - odparła. Polscy politycy twierdzą, że muzułmańscy emigranci to tykająca bomba.

Przenoszą groźne pasożyty, istnieje ryzyko fali agresji, zwłaszcza wobec kobiet… Do baru wszedł czarnoskóry mężczyzna. Jego ubranie przypominało starą piżamę. „Ciao, bello!” - uśmiechnął się barman. „Ciao, Gino!” - odparł, dając mu 50 euro. „Nie mam reszty!” - rzekł Gino, ale on nalegał, żeby zapłacić za wzięte na kredyt piwo.

Nagle nie był już “nielegalny” - stał się człowiekiem, jak w piosence Un homme debout:
Mimo wszystkich męczarni wciąż pozostaję człowiekiem
Módlcie się za mnie bym dalej był/Módlcie się, bym dobrze się czuł
Nie zrzucajcie na mnie win/Nie zamykajcie drzwi (tekstowo.pl)
Dobry chrześcijanin to ktoś, kto pomaga, a niekoniecznie przyjmuje uchodźców” - rzekła polska minister. Czyżby? 


Sunday, September 24, 2017

Maybe not/Może nie

I woke up at 6 a.m. in the morning, quite early for my standard. “I have to write a blog post” - I thought. “Or maybe not.” It's been a while that I'm pretty demotivated. I've been blogging for the last 5 years. I was passionate about it, I wrote post after post but I wasn't getting much traffic or comments. I know it's me to blame.

I visit other bloggers. The popular ones post the photos of their kids on Instagram and laugh on You Tube. They know how to capture an audience, use the power of Facebook but I don't envy anyone. I only share my links on Twitter sometimes. Sharing images of my family or commenting for the benefit of getting traffic is not for me.

Anyway, I've finished the blog post eventually. It took me ages: I was taking a break eating and so on – because it wasn't something I really wanted to do. Blogging is time-consuming, and I won't be doing it regularly anymore. I'm investing in something that my husband wouldn't call “art” but to me it means a lot! Wish me luck my dear not-commenting reader:)

Zbudziłam się o 6 rano, jak na mnie dość wcześnie. “Muszę napisać posta” - myślałam. “A może nie.” Od dość dawna brak mi motywacji. Bloguję od pięciu lat. Było to moją pasją, publikowałam wpis za wpisem ale nie przekładało się to na komentarze czy ruch na blogu. Wiem, że to moja wina.

Odwiedzam innych blogerów. Ci popularni upowszechniają zdjęcia dzieci na Instagramie, śmieją się na You Tube. Wiedzą jak przyciągnąć uwagę, korzystać z siły Facebooka. Nie zazdroszczę im i czasem dzielę się linkiem na Twitterze. Nie dla mnie pokazywanie zdjęć rodziny lub komentowanie w zamian za korzyść ruchu na blogu.

W każdym razie skończyłam pisać posta. Zajęło mi to wieki: robiłam przerwy, jadłam i tak dalej bo nie tym chciałam się zajmować. Blogowanie zabiera czas, nie będę już regularnie tego robić. Inwestuję w coś, czego mój mąż nie nazwałby”sztuką” ale dla mnie znaczy to bardzo wiele. Życz mi szczęścia, drogi niekomentujący czytelniku:)

Saturday, September 16, 2017

Thinking a lot/Dużo myśląc

A. found his old note book with the phone numbers of long-lost friend, and decided to get in touch. “I'm not doing very well!” - C. told him. He committed an offence, was arrested and released because of mental health disorder. They agreed to meet few weeks later. C. fixed a time and place; he also wanted to know registration number of A.'s car.
jendavisphoto.com

My mother tried to poison me!” - He announced. “I've been thinking a lot and I'm sure”. C. revealed that once he saw on his way Jesus on the cross. He went to the priest and told him the whole thing. “It means that you'll experience all the pain, like crucifixion, he said. And it's true, he was right!”. C. accompanied A. to a parking place.

It's a strange place to park a car!” - He observed. “Why did you leave it here? I knew that you are weird”. Some time later C. sent his friend a message: “See you same time, same place”. A. agreed to meet him again. “He's lonely!” - He said. “The last time he told me that he didn't speak to a soul for two days”.

A. znalazł stary notes z numerem telefonu przyjaciela, z którym nie miał od dawna kontaktu. Zadzwonił do niego. “Niezbyt dobrze się dzieje!” - powiedział mu C. Popełnił przestępstwo, aresztowano go i zwolniono bo miał problemy psychiczne. Umówili się na spotkanie parę tygodni później. C. ustalił godzinę i miejsce. Chciał też numer rejestracyjny samochodu kolegi.

Matka próbuje mnie otruć!” - oznajmił. “Jestem pewny, bo dużo o tym myślałem”. Opowiadał, że kiedyś na drodze zobaczył Jezusa na krzyżu . Poszedł do księdza i wszystko mu zrelacjonował. “To znaczy że będziesz cierpiał niczym ukrzyżowany, powiedział. To prawda, miał rację!”. C. odprowadził A. na parking.

To dziwne miejsce na parkowanie auta!” - zauważył. “Czemu je tu zostawiłeś? Wiedziałem, że jesteś trochę inny.” Jakiś czas potem C. wysłał koledze wiadomość: “Widzimy się w tym samym miejscu, tym samym czasie”. A. zgodził się na to spotkanie. “Jest samotny!” - mówił. “Ostatnim razem powiedział, że od dwóch dni do nikogo się nie odzywał.”


Thursday, September 7, 2017

Casa di mamma

I woke up very early and at 7 am I was buying the freshest fish in the market” - A. said. “Today my son will be eating vongole!” I thought that no woman could stand being compared to her, and in fact the unemployed 37-year-old (who lives with the parents) is single. It looks that Italian “macho” is a myth from the past: mothers like A. rise “bamboccioni” (big babies).


Italians are particularly attached to the family. Often things didn't change after marriage. My friend M. lives close to her mother, and every day she's spending few hours with her. She insists that the elderly lady is lonely, even if her brother has never moved away from mamma's home. A. can understand it: she would spend weekends and holidays with her mother and sister.

There is a need!” - She says. A.'s husband is comprehensive, but often he would leave his wife at “casa di mamma” and come back home – alone. Maintaining family ties is good, but cutting mamma's apron strings is necessary. Independence is a wonderful feeling, and one needs to grow up. Achieve the spirit of the warrior, they say:)

Wstałam wcześnie, o 7 rano kupowałam świeżutką rybę na rynku!” - mówi A. „Dziś mój syn będzie jadł vongole.” Pomyślałam, że żadna kobieta nie wytrzymałaby jej konkurencji i rzeczywiście 37-letni bezrobotny (który mieszka z rodzicami) jest singlem. Wygląda na to, że włoski „macho” to mit z przeszłości, matki takie jak N. wychowują „bomboccioni” (duże dzieciska).

Włosi są szczególnie związani z rodziną, często nie zmienia się to po ślubie. Moja znajoma M. mieszka blisko matki, codziennie spędza z nią parę godzin. Twierdzi, że starsza pani jest samotna, choć jej brat nigdy się od mammy nie wyprowadził. A. dobrze to rozumie: spędza weekendy, wakacje i święta z matką i siostrą.

Jest taka potrzeba!” - mówi. Mąż A. jest wyrozumiały, choć często zostawia żonę w „casa di mamma” i wraca do domu – sam. Podtrzymywanie więzi rodzinnych to rzecz pożyteczna, ale pewnego dnia trzeba odczepić się od maminej spódnicy. Poczucie niezależności jest wspaniałe, dorosnąć w końcu musimy. Wykaż się duchem bojownika, mówią:)


Saturday, September 2, 2017

I ain't worse/Nie jestem gorsza

B. moved to Street from Bridgewater: she says the city has been hit by crime. The petite Pole works in the gym. “People would come and tell me: I was voting for Brexit but I have nothing against you!” - B. told me. I loved UK but even without anti-immigrant propaganda I felt a bit of an outsider. I've never learned to pronounce English words correctly, the same for my friends.

We would say that you can't loose your accent if you are an adult. Today it could lead to discrimination. “So I go out for a few drinks and come back home in tears cos by the end of lovely night I get a racial abuse! I'm seriously done with this bullshit I work 40 f*** hrs a week pay my taxes and I always have done!” - K. wrote on Facebook. “I ain't worse cos I'm Polish.”

English are persuaded that they don't need foreigners, but some politicians say the opposite. “Britain has been successful in recent years in part by becoming a mecca for some of the most talented, industrious people on earth. Not only have they boosted our economy, they have made Britain the most fascinating, liberal society on earth” - Tim Farron says.

B. przeprowadziła się do Street z Bridgewater: mówi, że miasto opanowała przestępczość. Drobna Polka pracuje na siłowni. “Ludzie przychodzili do mnie mówiąc, że głosowali za Brexit, ale nic do mnie nie mają!” - opowiada. Uwielbiałam Anglię, ale nawet bez antyimigracyjnej propagandy czułam się trochę obco. Nie nauczyłam się poprawnej wymowy, moi znajomi tak samo.

Mówiliśmy, że dorosły nie może się pozbyć akcentu. Dziś przyczynia się to do dyskryminacji. “Wyszłam na drinka i wróciłam do domu we łzach bo pod koniec świetnego wieczoru padłam ofiarą rasistowskiej napaści! Dosyć mam tych głupot, pracuję p***ne 40 godzin tygodniowo, płacę podatki, zawsze to robiłam!” - pisze K. na Facebook. “Nie jestem gorsza, bo jestem Polką”.

Anglicy dali się przekonać, że nie potrzebują obcokrajowców, ale niektórzy politycy mówią coś przeciwnego. “Wielka Brytania odniosła sukces w ostatnich latach, bo stała się mekką najbardziej utalentowanych, przedsiębiorczych ludzi na świecie. Nie tylko polepszyli naszą ekonomię, lecz uczynili Brytanię najbardziej fascynującym, wolnym społeczeństwem” - twierdzi Tim Farron.

Sunday, August 27, 2017

Unstoppable/Nie do zatrzymania

At 40 I realize that full effort is full victory, but I'm never utterly committed to something. I like blogging, but I was never convinced about sharing my thoughts and photos, as well as promoting the posts properly. When you doubt your power, you give power to your doubt” - They say. It's certainly not Emma's problem.
 mumtomillionaire.com

I don’t lie awake at night planning on how to do things” - She says. “I try to be the best that I can be”. The 100% rule: identify what needs your full attention. Work on it. Repeat it. Emma decided to write about the realities of bringing up two children. She started posting the photos of their tantrums and the mess, attracting tons of readers.

Emma has no shame to contacting companies. For long months she would email asking to review products, and now is making money from working with big brands. “No matter what, you've to keep going” - The ambitious mother says. I like watching her family adventure, but try not spending too much time on you tube! I have to move on my potential:)

W wieku 40. lat zdaję sobie sprawę, że pełny wysiłek to pełne zwycięstwo, ale nie angażuję się całościowo. Lubię blogowanie, lecz nigdy nie przekonałam się do upowszechniania moich zdjęć i myśli w internecie oraz promowania postów. “Kiedy wątpisz w swoją siłę, dajesz siłę wątpliwościom” - mówią. Nie jest to z pewnością problem Emmy.

Nie spędzam bezsennych nocy planując co zrobić” - mówi. “Próbuję byś najlepsza, jak tylko potrafię”. Zasada 100% - zidentyfikuj co potrzebuje twojej pełnej uwagi. Pracuj nad tym. Powtarzaj. Emma zdecydowała, że opisze realia wychowywania dwójki dzieci. Zaczęła pokazywać zdjęcia napadów złości, bałaganu, przyciągając rzeszę czytelników.

Emma nie wstydzi się kontaktować firm. Przez długie miesiące pisała maile, proponując ocenę produktów. Dziś zarabia pieniądze współpracując ze znanymi markami. “Musisz iść do przodu, nieważne, co się dzieje” - mówi ambitna matka. Lubię oglądać przygody jej rodziny, ale staram się nie spędzać za dużo czasu na you tube. Trzeba ruszyć mój potencjał:)

Saturday, August 19, 2017

Different accent/Inny akcent

I don't really want to go!” - I said to my husband. The trip seemed to be exhausting: I had 4 days to go to Glastonbury and then back to Bari. Walking in to check in I watched different clothes, accent, skin colours, and felt more like a traveller. My plane arrived at midnight. I had to wait forever along with the people sleeping on the bench seating or on the floor.

At 5 A.M I took a bus. The weather was bad, but the sun was out when I got to the oddest town in England. “Sixty year old man was arrested!” - A. told me. “He walked naked around the streets, pushing baby pram”. Living abroad changes you for good. I was suprised when my friend revealed that one of his mates is gay. „We talked about it!” - He said.

He tried to have a relationship with a girl but it just didn't work!”. For 2 days I was eating fish&chips from Knight Fish and climbing the Tor. On Thursday I was back to the airport. „I don't want to be back to Italy!” - Young man said loudly. „I want to sing, I want to be famous!”. After moving abroad you feel like you could do anything. Sometimes.

Nie bardzo chce mi się jechać!” - powiedziałam do męża. Podróż wydawała się męcząca: w ciągu 4 dni miałam pojechać do Glastonbury i wrócić do Bari. Idąc do kontroli obserwowałam różne ubrania, akcenty, kolory skóry i bardziej czułam się podróżnikiem. Samolot wylądował o północy. Musiałam czekać w nieskończoność z ludźmi śpiącymi na ławkach i podłodze.

O 5 rano wsiadłam do autobusu. Pogoda była paskudna, ale słońce wyszło kiedy dojechałam do najdziwniejszego miasta w Anglii. „Aresztowano sześćdziesięciolatka!” - opowiadał A. „Szedł goły ulicą, popychając dziecięcy wózek”. Mieszkanie za granicą zmienia. Zdziwiłam się kiedy znajomy opowiadał, że jego przyjaciel jest gejem. „Rozmawialiśmy o tym!” - mówił.

Próbował z dziewczynami, ale mu nie wychodziło!”. Przez 2 dni jadłam rybę z frytkami z Knight Fish i właziłam na Tor. W czwartek byłam znów na lotnisku. „Nie chcę wracać do Włoch!” - rzekł głośno młody mężczyzna. „Chcę śpiewać, być sławny!”. Żyjąc w innym kraju czujesz, że możesz dokonać wszystkiego. Czasami.

Saturday, August 12, 2017

English Pole/Angielski Polak

What I like most about the UK is that you can speak Polish there. I went to England earlier this week: I had to resolve a formal issue. In the middle of the night I walked with other passengers to the passport desk. The queue was very long: I saw many Poles, and couldn't resist talking to a young couple. “What do you think about Brexit?” - I asked.

 “It's good!” - The man said. “It'll be cleaner”. I stayed at my friends' house in Glastonbury: A. and his wife lived in England for 10 years now. “It wasn't nice after Brexit!” - A.told me. „They would stop you on the street and tell you to leave”. The situation has calmed after two men were arrested. K. lives in Street with her British partner.

She doesn't teach her children her native language. „I hate people asking me where I am from!” - K. said. „I'd always tell them that I'm from Street”. There is white and red Champions League flag in A.'s living room. „Can I take a photo of you?” - I aked. He agreed, and put his T-Shirt with Polish eagle on. „Tell Angelo that I'm a real English Pole” - He joked.

Najbardziej lubię w Anglii to, że można w niej rozmawiać po polsku. Pojechałam tam w początku tygodnia: musiałam załatwić sprawę w urzędzie. W środku nocy maszerowałam z innymi pasażerami do odprawy paszportowej. Widziałam Polaków i nie oparłam się pokusie rozmowy z młodym małżeństwem. „Co myślisz o Brexit?” - spytałam.

W porządku!” - odparł mężczyzna. „Trochę się odsieje”. Zatrzymałam się u znajomych: A. i jego żona mieszkają w Anglii od 10 lat. „Zrobiło się nieprzyjemnie po Brexit” - mówił A. „Zatrzymywali na ulicy, kazali wyjeżdżać”. Sytuacja uspokoiła się, kiedy aresztowano kilku mężczyzn. K. mieszka w Street z brytyjskim partnerem.

Nie uczy swoich dzieci ojczystego języka. „Nienawidzę jak ludzie pytają mnie, skąd jestem!” - mówi. „Zawsze odpowiadam, że ze Street!”. W salonie A. wisi biało-czerwona flaga z mistrzostw świata. „Mogę zrobić ci zdjęcie?” - spytałam. Zgodził się i założył koszulkę z polskim orłem. „Napisz Angelo, że jestem prawdziwy angielski Polak!” - żartował.

Saturday, August 5, 2017

The last day in Poland/Ostatni dzień w Polsce

I had a good time in Poland, but July passed by quickly and one sunny Wenesday we were waiting for a bus in Warsaw. I didn't really want to go back to Italy, and felt quite down. Something pulled me out from those thoughts: I noticed a man. He was short and small, with thick hair and dirty hands and clothes. He was shaking and looking at the pavement. 

A woman arrived at the bus stop: also she was strange somehow. She was getting bald, but had a big knob in the back of the head. She took a bottle of juice and banana from her bag. „There!” - She said. He looked and her and started eating. I wanted to give him my chocolate and speak to her. I never did but I understood that the best way to overcome the sadness is thinking about someone else.

Anyway, I wasn't writing for a while – I didn't wan't to but then I received notification email: three anonymous comments. „I read your blogs regularly”, „Keep up the great job!” „I like studying your articles”. I couldn't publish it – it could be only spam, but I'm back to blogging. Maybe there is really someone out there!

Spędziłam dobry czas w Polsce, ale lipiec minął szybko i pewnej słonecznej środy czekaliśmy na autobus w Warszawie. Nie bardzo chciałam wracać do Włoch i czułam się przygnębiona. Coś oderwało mnie od tych myśli: zauważyłam człowieka. Niski i chudy, miał gęste włosy, brudne ubranie i dłonie. Kiwał się i patrzył na chodnik. Na przystanku zjawiła się kobieta.

Też była trochę dziwna. Łysiała, ale z tyłu głowy nosiła duży kok. Wyjęła z torby butelkę soku i banana. „Trzymaj!” - powiedziała. Spojrzał na nią i zaczął jeść. Chciałam dać mu czekoladę i odezwać się do niej. Nie zrobiłam tego, ale zrozumiałam, że najlepszym sposobem na pokonanie smutku jest myślenie o kimś innym.

W każdym razie, nie pisałam przez dłuższą chwilę. Nie chciało mi się, ale dostałam maila z informacją: trzy anonimowe komentarze. „Czytam regularnie twojego bloga”, „Rób dalej dobrą robotę!” „Lubię czytać twoje wpisy”. Nie mogłam tego opublikować – być może to zwykły spam, ale wracam do blogowania. Możliwe że rzeczywiście ktoś mnie czyta!

Sunday, June 18, 2017

Good sign/Dobry znak

I told my husband that two publishers didn't like my novel. “But it took them 14 and 11 months to answer. It could be a good sign! Maybe they couldn't decide whether to reject it or not” - I joked. I used to worry about it but enough is enough. It's been awhile since I understood what my destiny is: I would have to describe writer's failure.

The story of not not being chosen by a traditional publisher… Convincing yourself to self-publishing, and selling only one copy of your e-book. Ideally it would be also a story of not seing failure as an enemy, focusing on the devlopment and creativity but… „Brama magazine just published Matera 2019” - I said to my husband a couple of weeks ago.”

Before I would immediately write about it on my blog but I don't care now!” It's true. Like the character in Bulgakov's Master and Margarita, you are clutching your novel emerging into a world which doesn't give a damn. It's not only demoralizing, but also seems silly. But learning is evolving. The lesson from my „failure”: writing is for fun. Find yourself a job.

Powiedziałam mężowi, że moja powieść nie spodobała się dwóm wydawcom. „Ale odpowiedź zajęła im 11 i 14 miesięcy. Może nie mogli zdecydować, czy ją odrzucić!” - zażartowałam. Kiedyś się przejmowałam, ale wystarczy. Od dość dawna pojęłam swoje przeznaczenie: muszę opisać pisarską porażkę.

Historia o niebyciu wybranym przez tradycyjnego wydawcę… Przekonaniu się do self-publishing i sprzedaniu jednej kopii e-booka… Idealnie byłaby to opowieść o nieprzyjmowaniu klęski jako nieprzyjaciela, koncentracji na kreatywności i rozwoju, ale… „Czasopismo Brama opublikowało Materę 2019” - rzekłam do męża dwa tygodnie temu.

Kiedyś napisałabym o tym od razu na blogu, teraz mnie to nie obchodzi!” To prawda. Jak bohater Mistrza i Małorzaty, wracasz do życia, trzymając oburącz swoją powieść… Która nikogo nic nie obchodzi. To nie tylko zniechęca, ale i śmiesznie wygląda. Ale uczenie się to ewolucja. Wniosek z mojej “porażki”: pisanie to zabawa. Znajdź sobie robotę.

Monday, June 12, 2017

Happy blogger/Szczęśliwy bloger

I quitted Facebook but it looks there is no escape from social network. I've become a big fan of Instagram. I could spend hours scrolling through the pics of “happy bloggers”. They are sharing photos of chocolate biscuits, glass of beer, of their shoes and garden… They are smiling, relaxed and grateful for all those good things in their life.

All the Instagram fascination taught me two lessons: 1.“It isn’t what you have or who you are you are doing that makes you happy or unhappy. It is what you think about.”(D.Carnegie) 2.I'm too serious. The “happy” woman are drinking coke with rum, painting their toenails red, eating a whole box of candy in one sitting while I?

Don't even own a lipstick. Feel guilty of buying artificial sweeteners-filled stuff and other “bad” food. Always think that I would do something stupid after drinking alcohol. I threw a plate at my husband once” - My favourite blogger wrote. She's not trying to be perfect... Maybe it's the formula for happiness? It means loving who you are right now.

Odeszłam z Facebook, ale chyba nie ma ucieczki od serwisów społecznościowych. Zostałam fanką Instagram. Mogłabym spędzać godziny przeglądając fotki “szczęśliwych blogerek”. Dzielą się zdjęciami ciastek czekoladowych, szklanki piwa, swoich ogrodów i butów… Są uśmiechnięte, zrelaksowane, wdzięczne za dobre rzeczy w życiu.

Cała ta fascynacja Instagramem dała mi dwie lekcje. 1.Nie to, co masz albo kim jesteś cię uszczęśliwia, lecz to, co o tym myślisz (D.Carnegie). 2.Jestem zbyt poważna. “Szczęśliwe” kobiety piją rum z colą, malują paznokcie u nóg na czerwono, jedzą paczkę cukierków na jednym posiedzeniu, a ja? Nie mam nawet szminki.

Czuję się winna kupując rzeczy ze sztucznymi słodzikami i inne “złe” jedzenie. Zawsze myślę, że po alkoholu zrobię coś głupiego. Rzuciłam kiedyś talerzem w męża” - napisała moja ulubiona blogerka. Nie stara się być doskonała. Może to właśnie formuła na szczęście? Oznacza kochanie siebie takiego jak jesteś, teraz. 

Wednesday, May 31, 2017

Fight back/Oddawaj

M. is old enough to remember times when people recounted anecdotes in the evening. A story told by her mother G.: there was a girl who insisted that she wouldn't listen to her man. Nobody wanted to marry her, but eventually someone did. “Make me a plate of pasta tagliatelli!” - He said the day after their wedding. There was nothing to eat when he was back home for dinner.
 www.economist.com

He slapped her in the face. “I want spaghetti carbonara!” - He said the second day. Young wife wouldn't obey, and was beaten with the belt. „Make me ravioli!” - The husband asked the third day but again there was dinner. He hit the girl with the stick breaking her arm, and called the doctor who asked 50 lire for treatment. „Take 100, it will be for the next time!” - The husband said.

No, let's take the rest! I'll make you ravioli tomorrow” - The wife protested. „Poor us, women! We're teaching our daughters that it's fine to be beaten!” - I observed. „She wasn't doing her job!” - M. insisted. Everyone seemed to agree with her, but I prefer the story of Lisbeth Salander. She knew how to say “no” to the men (and fought back if they were insisting).

M. jest wystarczająco dojrzała żeby pamiętać czasy, kiedy ludzie wieczorami snuli opowieści. Historia powtarzana przez jej matkę G.: była sobie dziewczyna która twierdziła, że nie będzie słuchała męża. Nikt jej nie chciał, w końcu ktoś się jednak ożenił. “Zrób mi makaron tagliatelli!” - rzekł dzień po ślubie. Kiedy wrócił do domu, nie znalazł nic do jedzenia.

Zdzielił ją po pysku. „Chcę spaghetti carbonara!” - oznajmił drugiego dnia. Żona nie posłuchała, więc zlał ją porządnie pasem. „Naszykuj mi ravioli!” - zażądał trzeciego dnia, lecz znów nie doczekał się obiadu. Zdzielił dziewczynę kijem, złamał jej rękę i zawołał lekarza, który poprosił o 50 lirów za kurację. „Trzymaj 100, będzie za drugą rękę!” - rzekł mąż.

Nie, weź resztę! Jutro ci zrobię ravioli!” - zaprotestowała żona. „Biedne my, kobiety. Uczymy córki, że dobrze jest, jak ktoś nas bije! - zauważyłam. „Nie robiła tego, co do niej należy!” - twierdziła M. Wszyscy zdawali się z nią zgadzać, ale ja wolę historię Lisbeth Salander. Umiała powiedzieć „nie” mężczyźnie (i waliła gdzie popadnie jeśli nalegali)