Tuesday, November 16, 2021

18.A course in miracles/Kurs cudów

 

My new lonely life is quite predictable, but I like it more and more. I can do what I want: that’s a lot. I look at the house I grew up in, and recall my old family Sundays… We had to go to the church. It had little to do with God. We shared a mainstream religion, valid for all. It’s called: not to stand out from the environment. For one hour we sang and bow… And waited till it’s over, just like the others. 

The mind-numbing social ritual raised low feeling, but never mind! On returning there was a good food on the table. For lunch we had pea or cabbage soup, pork chops with potatoes… I ate one plate of after another, but all good things come to an end. I hated Sunday in school times. The weekend was nearly over, I needed to do my homework. I satisfied myself with television, doughnuts and cakes bought by my mother.

Now, I’m learning to appreciate my freedom. I go for walk and talk with God. My new passion – wood cutting – is the best way to move outdoors. “In my own life I could say I have traversed long long paths, but I am not anywhere.” – Don Juan said. “Does this path have a heart? If it does, the path is good; if it doesn't, it is of no use.” I believe I’ve found the right one, and I’ll be guided towards the truth. That’s my miracle. 

Moje nowe, samotne życie jest dość monotonne, lecz coraz bardziej je lubię. Mogę robić, co zechcę: to wiele. Patrzę na dom, w którym się wychowałam i wspominam dawne niedziele z rodziną... Musieliśmy iść do kościoła. Z Bogiem nie miało to wiele wspólnego, wyznawaliśmy powszechną religię, ważną dla wszystkich. Nosi nazwę: nie wyróżniaj się z otoczenia. Przez godzinę klękało się i śpiewało... Czekając na koniec, jak wszyscy.

Otępiający rytuał społeczny wzbudzał przygnębienie, nic to jednak! Po powrocie do domu czekało nas jedzenie. Na obiad była grochówka albo kapuśniak, kotlety schabowe, kartofle... Jadłam jeden talerz za drugim, ale to, co dobre mija prędzej czy później. W szkolnych czasach nienawidziłam niedzieli: weekend dobiegał końca, musiałam odrabiać lekcje. Pocieszała mnie telewizja, pączki oraz ciasta, kupowane przez matkę.

Uczę się doceniać wolność. Chodzę na spacer, rozmawiam z Bogiem. Nowa pasja – piłowanie gałęzi – zapewnia ruch na świeżym powietrzu. „Mogę powiedzieć, że przeszedłem wiele, wiele dróg, ale donikąd nie doszedłem” – mówił don Juan. „Czy ścieżka ma serce? Jeśli tak, jest dobra, w przeciwnym razie nie ma z niej pożytku.” Wierzę, że znalazłam tę właściwą, zaprowadzi mnie w stronę prawdy. To mój cud.

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.