Saturday, June 18, 2022

60.A course in miracles/Kurs cudów

One year ago I chose to leave the world. Clearly something went wrong: „A Course” promises happiness for those who seek the truth. So far, that’s not my case, but after all, I got a little miracle. In the past, I tried to be a good housewife, and please everyone, especially my husband. Despite my best efforts, I felt like I couldn’t do anything right into his eyes.

Last year in June I decided that my greatest quest is seeking God. I walked away from my family, and went to live alone in Poland. Many people told me that I’m heartless, they argued that I’m indispensabile in Bari, and praised me when I decised to go back. Having returned I discovered that Angelo, Rocco and Francesca are doing better than in my times.

The kids are a thousand time more independent, their father perfectly copes with everything. My negative, critical husband is gone: the „new one” is doing the laundry, ironing, and cooking tasty burgers with chips for dinner. And, oddly enough, he’s treating me very well, and shows his affection. It does not mean that I’m happy. I’m disappointed in myself, without God, I only think how to please my ego.

PS. On the photo: me depressed in my friend’s store.

Rok temu zdecydowałam się odejść ze świata. Coś poszło nie tak: „Kurs” obiecuje szczęście tym, którzy poszukują prawdy. Jak dotąd, w moim przypadku się nie sprawdza, pomimo wszystko ujrzałam mały cud. W przeszłości starałam się być dobrą gosposią i dogodzić wszystkim, zwłaszcza mężowi, czułam jednak, że ocenia negatywnie wszelkie moje wysiłki.

Zeszłego roku w czerwcu zdecydowałam, że najważniejszym zadaniem jest odnalezienie Boga. Odeszłam od rodziny i zamieszkałam sama w Polsce. Wielu ludzi mówiło, że jestem bez serca. Przekonywali, że jestem niezbędna w Bari, chwalili, gdy ogłosiłam że wrócę. Po powrocie zobaczyłam, że Angelo, Rocco i Francesca radzą sobie lepiej, niż za moich czasów.

Dzieci są o niebo bardziej samodzielne, ich ojciec doskonale radzi sobie ze wszystkim. Mój nastawiony krytycznie małżonek zniknął a „nowy” robi pranie, prasuje, szykuje dobre hamburgery z frytkami na obiad. Co dziwniejsze, traktuje mi dobrze, okazuje uczucie. Nie znaczy to, że jestem zadowolona. Gnębi mnie uczucie zawodu: bez Boga myślę wciąż, jak zadowolić ego.

PS. Na zdjęciu: ja przygnębiona w sklepie znajomej.

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.