“The infinite scroll is everywhere, its pull almost impossible to resist. Imagine a legendary restaurant offering an endless buffet. You’ve heard amazing things about the place, and you want to try their best item. You arrive hungry and you’re told you can eat as much as you’d like for free. There’s a constant flow of food, but there’s one catch — you never know which dish will come next or which one is best. Before you know it, you’re sick. A similar sickness is spreading throughout our culture. But it isn’t food we’re consuming — it’s content” – I read. In my case, instead of sickness, I feel sadness. After long days of mindless scrolling, I really feel like I’m loosing control over my habit. The virtual dependency is making me sort of digital junkie. I’m clearly having an unhealthy attachment to my phone, but luckily, only recently checking it every few minutes is becoming so compulsive.
It started with a conversation. Some time ago my husband talked about how the Ukraine – Russia crisis started. “Didn’t you know about it?” - He asked, surprised. I didn’t: I don’t read political news (I don’t want to get upset). It’s a very good rule, but this time I decided to break it. We chatted a lot about invasion, and I wanted to find out more details… Clearly, it wasn’t difficult! Scrolling amongst countless websites, I’ve come across the one I especially liked. The Polish site was not only full of world’s news: the icing on the cake were the comments… I started spending a lot of time, reading what people wrote under each article. It wasn’t anything pleasant! The “lions of the keyboard” were filled with hatred: towards the Russians, in the first place, but not only. They also spat on Poles (if they didn’t like their opinions) quite often on Ukrainians (blamed for the Wolyn massacre) and Germans (the memory of the II World War is still alive). The Jews, Bielarusians and Americans were not spared either…
A very grim picture emerged from the articles and comments. I found out, for example, that China could be more dangerous than ever. I was concerned about it, until I read the blog post from Mały Biały Tajfun by Natalia. The Polish author lives in beautiful Kunming with her Chinese husband and a young daughter… According to her experience, the Asian country is just a normal place to live. Reading about her trim to a small village in the mountain calmed me down. I decided that the “lions of the keyboard” aren’t a big threat, maybe, but reading their comments is most certainly bad for your nerves. Starting from tomorrow, I’ll be back to my good rule “zero politics.” The prohibition on reading war news cannot beat my digital dependency, but in the end of the day, to word’s peace, but the Internet isn’t really whole bad. There are nice blogs, like Mały Biały Tajfun! Even Facebook can be useful. Today for example I’ve found a lovely page: it’s about Tori Roloff and her dwarf family. Together with Zach, her very short husband, and children (affected with dwarfism as well) she’s sharing her story online. The young woman iscarrying a very positive message: you can be accepted just the way you are. Tori and Zach are making this world better. “We feel so loved and supported by you” – She wrote on Instagram with photos of her husband Zach in a hospital bed. They received so many nice comments…
“Niekończące się przeglądanie stron jest wszędzie, niemal nie można się mu przeciwstawić. Wyobraź sobie restaurację, która oferuje niekończący się bufet. Słyszysz o piękne rzeczy o tym miejscu i chcesz wypróbować ich najlepszą ofertę. Zjawiasz się wygłodzony, mówią ci że możesz jeść tak dużo, jak zechcesz za darmo. Istnieje niekończący się napływ jedzenia i jedna zasada – nie wiesz, jaka potrawa zjawi się jako następna, ani która jest najlepsza. Zanim się zorientujesz, jest ci niedobrze. Podobne uczucie mdłości szerzy się w kulturze. Nie chodzi o konsumpcję jedzenia – tylko zawartość stron” – czytam. W moim przypadku, zamiast odruchów wymiotnych czuję smutek. Dnie spędzone na bezmyślnym przeglądaniu Internetu sprawiają, że mam wrażenie utraty kontroli. Cyfrowa zależność czyni ze mnie wirtualnego ćpuna. Z pewnością łączy mnie niezdrowy związek z telefonem, na szczęście jednak ostatnio tylko sprawdzanie telefonu co kilka minut stało się tak kompulsywne.
Zaczęło się od rozmowy. Jakiś czas temu mąż opowiadał, jak zaczął się kryzys na linii Ukraina – Rosja. “Nie wiedziałaś o tym?” - zapytał zdziwiony. Nie wiedziałam, jako że nie czytam wieści politycznych (nie chce się denerwować). To dobra zasada, tym razem jednak postanowiłam z nią zerwać. Rozmawialiśmy dużo o wojnie, zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej… Oczywiście, nie nastręczało to trudności! Przeglądając niezliczone strony, natrafiłam na tę polską, która szczególnie mi się spodobała. Zawierała nie tylko mnóstwo wieści ze świata, wisienkę na torcie stanowiły komentarze. Zaczęłam spędzać dużą ilość czasu, czytając co napisali ludzie pod artykułami. Nie było tam nic przyjemnego! “Lwy klawiatury” były pełne nienawiści: na pierwszym miejscu, przeciwko Rosji, ale nie tylko. Opluwano również Polaków (jeśli nie podobały się im ich opinie) dość często Ukraińców (obwinianych o masakrę na Wołyniu) i Niemców (pamięć o drugiej wojnie jest nadal żywa). Dostało się również Żydom, Białorusinom oraz Amerykanom.
Z komentarzy wyłaniał się ponury obraz. Dowiedziałam się na przykład, że Chiny są bardziej niebezpieczne, niż kiedykolwiek. Przejmowałam się tym, zanim nie zerknęłam na blog Mały Biały Tajfun, pisany przez Natalię. Polska autorka żyje w pięknym Kunmingu z chińskim mężem i córeczką… Na podstawie jej doświadczenia, Chiny to normalne miejsce do życia. Uspokoiło mnie czytanie o podróży Natalii do małej wioski w górach. Zdecydowałam, że “lwy klawiatury” nie są może zagrożeniem, ale czytanie ich komentarzy mocno szkodzi na nerwy. Poczynając od jutra, wracam do zasady “zero polityki.” Zakaz czytania wieści ze świata nie zlikwiduje cyfrowego uzależnienia, ale w ostatecznym rachunku Internet nie jest całkiem zły. Istnieją dobre blogi, jak Mały Biały Tajfun! Nawet Facebook może być użyteczny. Dziś na przykład znalazłam uroczą stronę: należy do Tori Roloff i jej rodziny, dotkniętej karłowatością. Razem z Zachem, swoim bardzo niskim mężem i dziećmi, które dziedziczą jego schorzenie dzieli się swoją historią. Kobieta przekazuje bardzo pozytywną wieść: możesz być akceptowany takim, jakim jesteś. Tori i Zach czynią świat lepszym. “Czujemy się tak bardzo kochani i wspierani przez was” – napisała na Instagram, pod zdjęciem męża na szpitalnym łóżku. Otrzymała wiele miłych komentarzy.
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.