Saturday, April 11, 2015

Delay/Opóźniony

I’m rubbish and I have to prove it every now and then. I was going to Italy last Wenesday. At 11 AM I arrived at Warsaw Chopin Airport. I noticed that the flight to Rome was delayed from 13:25 to 13:40. I dedicated my free time observing people. A Russian was on the phone, he wanted someone to explain what “Delay” means (also he was going to Rome). 
 
Young couple next to me was having their lunch (meat pie sandwiches). Pretty brunette was plaiyng with her young son. The time was passing by – every now and then I was checking flight board: Rome - Gate 257-260E – Delay 13:40. I went to buy a newspaper. At about 13:20 the boarding gate was closed. “How it’s possible?” – I asked flight attendant. – “It was delayed!”

But the check in was open!” – He told me. I was sitting almost 3 hours next to the open gate and I lost the flight to Rome - and to Bari as well! I couldn’t help but crying. “Can I help you?” – Someone asked. “No!” – I said. There was only one thing to do: I had to share the problem with someone (that’s what my grannie did). I called my husband. He agreed that I’m rubbish but I felt better anyway.

Jestem do niczego i muszę to czasem udowadniać. Wracałam do Włoch w środę; o 11 przyjechałam na lotnisko Chopina w Warszawie. Zauważyłam, że lot do Rzymu był opóźniony z 13:25 na 13:40. Poświęciłam wolny czas na obserwację ludzi. Rosjanin rozmawiał przez telefon, chciał, żeby mu wyjaśnić, co znaczy „Delayed” (on też leciał do Rzymu).

Młoda para obok mnie posilała się kanapkami z pasztetem. Ładna brunetka bawiła się z synkiem. Od czasu do czasu sprawdzałam tablicę odlotów: Rzym - Bramka 257-260E – Opóźniony 13:40. Poszłam kupić gazetę. Około 13:20 odprawa została zamknięta. „Jak to możliwe?” – zapytałam pracownika lotniska. „Lot był opóźniony!”.

Ale i tak odprawiali!” – odparł. Siedziałam prawie trzy godziny koło otwartego stanowiska i straciłam lot do Rzymu – i do Bari! Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. „Mogę w czymś pomóc?” – zapytał ktoś. „Nie!” – odparłam. Pozostało mi tylko jedno – musiałam podzielić się problemem (robiła tak moja babka). Zadzwoniłam do męża; zgodził się, że jestem do niczego, ale i tak lepiej się poczułam.

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.