Wednesday, December 28, 2022

4.Matera 2019

 

Falco został pochowany w dużej grocie po drugiej stronie rzeki. Ludzie z Sassi nie kopali grobów, nie chcąc naruszać napromieniowanej ziemi. Zmarłych owijano ciasno w wiele warstw materiału i składano w chłodnych, cienistych pieczarach. Zaglądano tam przy okazji kolejnych pogrzebów. Gaia długo płakała – znów straciła kogoś bliskiego. Od śmierci matki nie opuszczało jej poczucie osierocenia. Dziesięciolatka zamieszkała z ojcem, który miał już nową rodzinę. Myślała, że zrobili dla niej miejsce, bo tego oczekiwano. Nie czuła się nimi związana i nauczyła się jak najrzadziej przebywać w domu. Kiedy skończyła piętnaście lat, oznajmiła, że chce się wyprowadzić. Dostała własny kąt i rozpoczęła nowe, nie mniej samotne życie.

W Sassi żyło około dwustu osób. Mieszkańcy dzielnicy tworzyli komunę i dzielili się obowiązkami. Gaia zajęła się wypasem kóz: wymagało to pewnej sprawności, więc powierzano je młodym. Dzieciom dawano bardzo dużo swobody i uczono je samodzielności. Umiały czytać i pisać, ponieważ w domach było sporo książek, po które chętnie sięgano. Większość z mających siły, by pracować, uprawiała małe poletka niezbyt żyznej ziemi, na których rosły kamut i quinoa. Wierzono, że są bardziej odporne na promieniowanie. Obywano się bez pomocy zwierząt, mężczyźni spulchniali glebę prostymi narzędziami, siali zboże, kosili je i młócili. Kobiety tarły ziarno na mąkę, a potem lepiły z niej ciasto. Unikano jedzenia czegokolwiek innego niż posmarowane miodem małe, twardawe placki.

Ludzie z Sassi wierzyli w Byt – przyczynę i istotę wszystkiego. Nie wyznawano żadnej szczególnej religii, pod przewodnictwem Falca wszyscy medytowali. W czasie jego choroby na stanowisko przywódcy zaczął wysuwać się Furio. W przeciwieństwie do poprzednika nie wierzył w reinkarnację ani breatharianizm. Siał w sercach niepokój, mówiąc o karzącej ręce Niebios. Powtarzał, że znajdują się w przededniu kolejnej zagłady, która zetrze z powierzchni Ziemi nikczemne ludzkie plemię. Mieszkańcy Sassi spotykali się, by omawiać bieżące sprawy – zawsze zabierał głos, chciał, żeby go słuchano.

Pewnego wieczora, pod koniec października, zgromadzono się w części jadalnej dawnego hotelu. Miała łukowate, wykute w miękkiej skale sklepienie. Podczas restauracji białe ściany gdzieniegdzie zasłonięto kremowymi płytkami, podobnymi do tych, które pokrywały podłogę. Stał tam rodzaj starodawnej komody, nad białym meblem wisiało piękne lustro w złoconej oprawie. W jadalni zachowało się sporo stołów i krzeseł. Ludzie w Sassi byli chudzi i dość niscy, o bladych, anemicznych twarzach. Donaszali ubrania pozyskane w opuszczonej części Matery. Od czasu do czasu wyprawiano się tam w poszukiwaniu mebli na opał i „nowej” odzieży. Z początku wyludnione bloki stanowiły istną kopalnię butów, zabawek, wszystkiego. Pięćdziesiąt lat „eksploatacji” ogołociło kolejne dzielnice, udawali się więc na peryferie. Za ostatnimi domami były już tylko wzgórza.

Gaia przysiadła na krześle przysuniętym do chropowatej ściany. Na górze, nad jej głową ktoś wyrzeźbił podłużną rybę. Ciemnooka Maria opowiadała film Szaleństwa małego człowieka z 1977 roku. W roli Giovanniego Vivaldiego zasłynął Alberto Sordi. Wykreował postać przykładnego ojca i męża, pracującego w wydziale rent i emerytur ministerstwa w Rzymie. Bohater dobrze się miewa na pewnej posadzie, marzy, by dzięki protekcji zatrudnić tam jedynaka. Świeżo upieczony księgowy, niezbyt bystry chłopak nie ma nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. Słucha we wszystkim ojca, który daje mu lekcję życia: trzeba myśleć tylko o sobie, rozglądać się, bo znajdą się inni, którzy wbiją nóż w plecy. „Dla nas inni nie istnieją” – mówiła Maria. „Ty jesteś urządzony, a my starzy. I nie mamy ambicji”. Giovanni robi wszystko, by syn dostał się do ministerstwa. Upokarza się przed przełożonymi, a w końcu za czyjąś namową dołącza do loży masońskiej. Należą tam jego koledzy. Ma trochę oporów, jako że jest katolikiem, ale w zamian dostanie tematy egzaminu, który czeka wszystkich kandydatów. Mario przygotowuje się do testu – wygląda na to, że plan się powiedzie. Ważnego dnia dochodzi jednak do tragedii: chłopak zostaje trafiony przypadkową kulą przed siedzibą urzędu, w którym miał pracować. Nieszczęście rujnuje zdrowie żony Vivaldiego – doznaje paraliżu, traci także mowę. Giovanni, który był świadkiem strzelaniny, na własną rękę szuka sprawiedliwości za śmierć jedynaka. Na policji udaje, że nie rozpoznał mordercy. Gdy ten zostaje zwolniony, śledzi go i uprowadza. Trzyma więźnia w chacie nad jeziorem, gdzie łowił ryby z synem. Ze spokojem obserwuje agonię swojego nieprzyjaciela.

Kiedy Maria skończyła opowiadać, głos zabrał Guido, który prawie zawsze wszystko komentował.

– Pamiętacie, jak Stwórca obiecał Abrahamowi i Sarze, że urodzi im się syn? Oboje byli już starzy, Abraham miał sto lat, a Sara dziewięćdziesiąt, kiedy doczekali się Izaaka. Gdy podrósł, Jehowa zawołał do Abrahama: „Weź swojego jedynego syna i idź na górę, którą ci pokażę. Tam go zabijesz i złożysz na ofiarę!”. Abraham posłuchał. Wszedł na górę, związał Izaaka i położył go na ołtarzu, który najpierw zbudował. Potem wziął nóż, żeby go zabić, ale w tym momencie usłyszał: „Abrahamie, Abrahamie!” Odpowiedział: „Jestem tutaj”. „Nie rób chłopcu nic złego” – powiedział Pan. „Teraz wiem, że we mnie wierzysz, bo byłeś gotowy dać mi swojego jedynego syna”. – Guido zawiesił głos, po czym mówił dalej: – Widzicie, jak wielka była jego wiara? Ten Giovanni to przeciwieństwo Abrahama! Z miłości do Maria wypiera się Boga i zapisuje do sekty masonów… Jego głupia żona ma opory, ale w gruncie rzeczy jest zadowolona. W dzień egzaminu pędzi do kościoła i klepie pacierze: „Matko Boska, wspomóż na egzaminie syna!”. I co się dzieje? Stwórca karze parę obłudników, zabiera im jedynaka!

Przycupnięci na krzesłach sąsiedzi Gai wpatrywali się w przygarbionego rudawego czowieka. Ten kontynuował:

– Pan gardzi małością człowieka, który się go wypiera. Giovanni nie rozumiał, dlaczego go to spotkało… Jeteście tacy sami! Tęsknicie do tego, co było, nie widzicie, że świat się skończył, bo człowiek zapomniał o Bogu! Sklepy, samochody, tylko to się liczyło. Pieniądz ich nie uratował… Niepotrzebne nam medytowanie, trzeba żałować za grzechy!

W sali z kolumnami zapadło ciężkie milczenie. Gaia znów pomyślała, że śmierć Falca mogła zburzyć subtelną równowagę, która pomagała im przetrwać. Mieli mało jedzenia, lecz on umiał wszystkich przekonać do odżywiania się praną. Co będzie, jeśli słowa Guido odbiorą im wiarę w moc życiowej energii pochodzącej z nieba?

– Nie waż się tak mówić! – rzekła odważnie. – Medytowanie pomaga!

– Ile ty masz lat, dziewczyno?

– Tyle, ile Falco, kiedy zamieszkał w Sassi – odparła. – On był przywódcą, rozumiesz? Też masz go szanować!

– Moja córka ma rację – odezwał się Adamo.

– Naucz się szacunku, nawet jeśli w coś nie wierzysz – poparła go Maria.

– Dobrze! – Guido wstał z krzesła. – Nie będę was przekonywać, pamiętajcie jednak, że to nie koniec. Świat jeszcze nie został oczyszczony!

Potem woda i ogień oczyszczą Ziemię, pochłoną dzieła ludzkiej pychy i wszystko będzie odnowione” – pomyślała przygnębiona Gaia.

Ścisnęło się jej serce na myśl o tym, co ich mogło czekać. Patrzyła na zabiedzone twarze – miały smutny wyraz. Przypomniał się jej fragment książki Chrystus zatrzymał się w Eboli. Siostra Carla Leviego, doktor medycyny, wspominała wynędzniałych mieszkańców Sassi, ich żebrzące dzieci.

Czy tak właśnie postrzegał ich Riddick, który miał motor napędzany energią syntezy? Mieszkali w grotach z epoki kamienia łupanego, na spalonej słońcem górze. Nie mieli niczego, zadowalali się okruchem chleba i odrobiną mleka… Być może to również miało być im odebrane.

Po wyjściu z hotelu ruszyła w stronę kościoła św. Piotra Caveoso, nad którym górowała surowa skała z fasadą z białego kamienia, kaplica Madonny de Idris. Zapadł zmrok, lecz pomimo dość późnej godziny nie zrobiło się chłodno. Październik był bardzo ciepły, w dzień temperatury dochodziły czasem do trzydziestu stopni. Gaia spacerowała długą ulicą Madonny delle Virtù, która okrążała najstarszą część dzielnicy. Z jednej strony miała Sasso Caveoso, z drugiej – przepaść Graviny. Wychylając się nieco, widziała gałęzie krzewów, porastające ściany spadającej prostopadle w dół skały. Po drugiej stronie wąwozu ciemniała góra, na którą od lat wspinała się z trzema kozami.

– Szukałem cię – odezwał się Adamo.

Nad skałą Madonny de Idris pojawił się księżyc. Patrzyła na bielejącą w tym świetle podłużną twarz ojca. Uchodził za przystojnego mężczyznę i podobał się wielu kobietom. Odszedł od jej matki, kiedy ta była jeszcze w nim zakochana. Zazdrosna Eva nastawiała przeciw niemu dziewczynkę, rozmawiała z nią o poważnych, „dorosłych” sprawach. Gaia brała jej stronę, a w ramach solidarności po śmierci Evy dystansowała się wobec Adamo.

Ojciec cieszył się w Sassi poważaniem. Był bardzo oczytany. Z książek, które gromadził, wysnuł osobliwą wiedzę, przyjmującą dolegliwości za objaw zewnętrzny stanu ducha. Twierdził, że negatywne emocje z czasem kreują blokady energetyczne, które objawiają się chorobami. Ból mięśni na przykład wskazywał, że człowiekowi brakuje elastyczności w codziennych doświadczeniach. Migrena nadchodzi, gdy trzeba podjąć decyzję, przed którą się wzbraniamy. Boleści pleców oznaczały brak emocjonalnego wsparcia, lęk i poczucie winy.

Sam cieszył się dobrym zdrowiem, oprócz studiowania niezliczonych książek zajmował się pszczołami i uczeniem dzieci.

– Martwisz się – stwierdził. – Chodzi o to, że Falco nie żyje? Boisz się, że bez niego zginiemy?

– Jest źle… On nas trzymał przy życiu!

– Kryzys prowadzi do rozwoju. Tak twierdził Albert Einstein – powiedział.

– Ten, co wymyślił bombę atomową?

– Nie wymyślił, napisał tylko list do Franklina Delano Roosvelta.

– Co ty powiesz…

– Miesiąc przed drugą wojną Einsteina odwiedzili dwaj fizycy, Szilard i Wigner. Rozmawiali o tym, że Niemcy mogą skonstruować atom, i wysłali list do prezydenta – opowiadał Adamo. – Pisali, że w najbliższej przyszłości uda się doprowadzić do jądrowej reakcji łańcuchowej i w ten sposób będą mogły powstać bomby nowego typu.

– Szkoda, że mu jednej na łeb nie zrzucili – rzekła ponuro Gaia. – Podli naukowcy! Nie wystarczy, że przez nich wszyscy chorujemy, dalej kombinują, co by jeszcze zjebać. Chcą zrobić sztuczne słońce, stopić lody na Antarktydzie i wtedy morze nas zaleje. Będzie tak, jak w przepowiedni Guido – woda oczyści Ziemię.

– Nie powinnaś rozmawiać z hybrydą. Trzeba się było oddalić.

– Przynajmniej wiem, co nas czeka…

– Naprawdę myślisz, że mutanci decydują o wszystkim? Chciałabyś być w jego skórze? To nieszczęsne istoty, nie ma dla nich przyszłości. Antarktyda niczego nie zmieni.

Adamo umilkł na chwilę. Księżyc wzniósł się trochę na rozgwieżdżonym niebie, świecił teraz nad kościołem Duomo. Sassi pogrążone były w ciemnościach, rozpraszanych gdzieniegdzie wątłymi ognikami lampek. Do oświetlania mieszkań używano wyciskanego ręcznie oleju z oliwek.

– Wiesz, dlaczego Guido rozmyśla o zagładzie? – odezwał się ojciec. – Jest w moim wieku, pamięta, jak wszyscy czekali na śmierć. Ludzie bali się powietrza, owoców, wody. Siedzieliśmy w grotach ze strachu przed promieniowaniem… Paru niedobitków, którym jakimś cudem udawało się przeżyć. Miałem pięć lat, kiedy zjawili się Kurt i Falco. Mówili o nam o pranie, energii, która miała zastępować jedzenie, leczyć i uzdrawiać. Nikt o czymś takim nie słyszał, wyglądało to na kompletne szaleństwo.

– Ale chcieliście uwierzyć.

– Tak! Jeden po drugim zaczęliśmy się do nich przyłączać. Wychodziliśmy się na powietrze, uczyli nas oddychać, medytować… Z każdym dniem wzrastała w nas siła. Einstein miał rację, w trudnościach rodzą się odkrycia! Pokonując przeszkody, człowiek zwycięża własne ograniczenia.

– Bez przywódcy daleko nie zajedziemy – zauważyła Gaia.

– Powinniśmy zacząć płakać?

– Wiesz, że tak naprawdę niczego nie mamy! Ludzie przestają medytować, już słychać gadanie, że brakuje jedzenia. Zbliża się zima…

– Życie nie jest łatwe. Ty mówisz o trudnościach, zamiast szukać rozwiązań.

– Znowu cytujesz tego zwyrodnialca? Działa mi na nerwy to twoje gadanie.

– Falca zawsze słuchałaś. Czekałem, kiedy dorośniesz – powiedział. – Chciałem, żebyś zobaczyła, jak to jest być w związku, a potem odchodzić. Dalej myślisz, że powinnaś mnie nienawidzić za matkę? Że nie miałem prawa jej zostawić?

– Nie w tym rzecz…

– Chciałaś, żebym to ja umarł, nie ona. Nie uważasz mnie za prawdziwego ojca.

– Jakie to ma znaczenie? Tak czy siak, zaleje nas woda… Tych, którzy wcześniej nie umrą na raka.

– Wszystko jest w głowie, mamy w sobie moc, której nam potrzeba! Jeśli hybryda znowu przyjdzie i zacznie mówić, że wszyscy chorujemy, powiedz, że twój ojciec pomaga ludziom bez leków. Wiara uzdrawia, bez niej dawno by nas nie było!

Księżyc nad Duomo schował się za postrzępioną chmurą. Znad Graviny powiał chłodny wiatr, wilgotne powietrze przyprawiało o drżenie lekko ubraną dziewczynę.

– Dlaczego nie nosisz butów? – zatroszczył się Adamo.

– Oszczędzam je na gorsze czasy. Pójdę już… tato. 

Nie przejmuj się tym, co mówi Guido, on przesadza! Swoje córki nazwał Catena i Addolorata.1

Gaia uśmiechnęła się lekko. Pożegnała się z ojcem i pobiegła wyłożoną kamieniami ulicą. Vito patrzył za nią, dopóki nie znikła w zaułku Sasso Caveoso.

1




1Łańcuch i Bolesna.

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.