I have faults but advantages as well: I easily find a common language with the others. I remember that when I only met my husband, we were talking like I knew him for ages. We’re chatting again now when I’m back to Bari… Few days ago I revealed Angelo a story of the ugly cap. Many years ago when I was young my mother bought me the wooden headwear in the horrible pink colour. To make matters worse, it was all stiff, like the old military coat… I hated it: it reminded of the mutton sheepskin. However one cold Sunday I was forced by my mother to wear it. I cried at home, all the way to the church, but she was the winner.
It means, that I was the looser, clearly. I arrived in the church with the face swollen from tears, desperate, hating myself and the whole world… But with the ugly, pink “mutton sheepskin” on my head. Think that the biggest difference between Jesus and the ordinary man on the street is that most of us agreed to wear the “ugly cap” so many times in our life! I did it for the sake of pace – arguing with my mother, it was a suicide – but I was wrong.
It’s been so many years – 30 at least – and I’m still thinking about the old humiliation… To me, Jesus Christ is the one who would stand by himself, and said: “Ok, you can crucify me if you want, but I won’t wear the pink cap, looking so silly!” You see, the trick is to force you once to wear it. The next time, you would put it on, and keep your mouth shut. I did... Coming back to the present, today there is no sun again. I repeat, then: “Io posso amare” (I can love) my writing.
Mam swoje wady, ale również zalety: łatwo znajduję wspólny język z innymi. Pamiętam, że kiedy poznałam męża, rozmawialiśmy jakbyśmy się znali od wieków. Gawędzimy znowu, kiedy jestem w Bari… Parę dni temu opowiedziałam Angelo historię brzydkiej czapki. Wiele lat temu matka kupiła to wełniane paskudztwo w okropnym różowym kolorze. Na domiar złego, była sztywna niczym stary płaszcz wojskowy. Nienawidziłam jej, przypominała papachę. Pomimo tego pewnej zimowej niedzieli zostałam zmuszona, by ją włożyć. Płakałam w domu, całą drogę do kościoła, ale matka okazała się zwycięzcą.
To znaczy, że ja przegrałam, rzecz jasna. Przybyłam do kościoła z twarzą opuchłą od łez, zdesperowana, nienawidząca wszystkich... Ale trzymając na głowie brzydką, różową “papachę.” Myślę, że największa różnica między Jezusem a przeciętnym panem z ulicy jest taka, że większość z nas godzi się nosić “brzydką czapę” tak wiele razy w ciągu życia! Zrobiłam to dla świętego spokoju – kłótnia z matką oznaczała samobójstwo – ale byłam w błędzie.
Minęło tyle lat – ponad 30 – a ja ciągle myślę o dawnym upokorzeniu. Dla mnie Jezus to człowiek, który bronił swej godności. Powiedziałby: “Ok, ukrzyżuj mnie jeśli chcesz, ale nie włożę różowego świństwa, w którym głupio wyglądam!” Cała sztuczka w tym, żeby zmusić cię raz, aby ją nałożyć. Następnym razem sam naciągniesz czapkę i nic nie powiesz. Ja tak robiłam. Wracając do chwili obecnej – znów nie ma słońca. W takim razie powtórzę: “Io posso amare” (mogę kochać) moje pisanie…
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.