I really believe that the most important kind of discoveries are simple. I understood for example that the difference between an empty packaging, and the box full of chocolate it’s love. That’s it: our sweets are the poor substitute for a caring hand. I long time ago when I was young I liked waiting when my mother would return with bags full of goodies to explore. For the brief I could love her, the “bad mother” I feared was gone. The “good one” was bringing tasty apple pie from Hetman pasty shop, the garlic pork sausage I ate in large quantities, a big piece of watermelon, butter and bread rolls… Now, when I think of it, I realize that her bags were full of garbage. The reason is simple: the packaging is not rubbish only with my beloved chocolate inside. All that matters is the magical moment of getting something good. I’m telling: “Give me some love, mother!” She says: “Of course, Danka, I bought you donuts with jam.”
I’m eating them one by one, confirming that my love is located outside. Without my mother and her shopping bags, I’m getting sort of desperate. I might even need so-called charity: let’s say that chocolate is 100% love. It’s only for polite children, and I don’t deserve it, maybe. In that case my need is met by 50% love end even less...
Naprawdę wierzę, że najważniejsze odkrycia są bardzo proste. Zrozumiałam na przykład, że różnicę między opakowaniem czekolady pełnym i pustym stanowi miłość. Tak właśnie jest: nasze słodycze to ubogie zastępstwo opiekuńczej ręki. Dawno temu, kiedy byłam mała lubiłam czekać kiedy matka wróci z torbami pełnymi dobrych rzeczy, które trzeba odkryć. Przez krótki moment mogłam ją kochać, “zła matka” której się bałam znikła. Ta dobra przynosiła smaczny jabłecznik z cukierni Hetman, pachnącą czosnkiem kiełbasę, którą jadłam w wielkich ilościach, wielki kawałek arbuza, masło i bułeczki. Teraz kiedy o tym myślę dochodzę do wniosku, że jej torby były pełne odpadów. Powód jest prosty, opakowanie nie jest śmieciem tylko z czekoladą w środku. Liczy się magiczny moment otrzymywania czegoś dobrego. Mówię: “Mamo, daj mi trochę miłości!” Odpowiada mi: “Oczywiście, Danka, kupiłam ci pączki z dżemem.”
Zjadam jeden po drugim, potwierdzając że moja miłość znajduje się na zewnątrz. Bez matki i jej toreb na zakupy wpadam w desperację. Mogę nawet potrzebować tak zwanej jałmużny, powiedzmy że czekolada to 100% miłości. Jest tylko dla dobrych dzieci, nie zasługuję na nią, być może. W takim wypadku dostanę 50% miłości a nawet mniej...
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.