Sunday, March 29, 2015

UFO

C. lives in Pugila. He had a dream when he was Teen. He saw two aliens in the bedroom. “You can ask us all the questions you’ve always wanted!” – They told hem. Unfortunately he couldn’t think of anything. They took him far far away: he got frightened and started coursing them. They took him back to the bedroom where he woke up. Some time later C. was watching talk-show. 
 
A young man insisted that aliens are coming to him every now and then. The last time they left him a message. “A boy from Puglia coursed us very badly. We want him to remove the course!” – They told him. A. lives nearby. We are chatting every now and then. She used to have a friend: her father tragically died in a car accident. A. saw him in her dream.

He told her four numbers. “I want you to play those!” – He told her. She didn’t really believed but she wanted to give it a try. She bought lottery ticket along with her boyfriend. They didn’t put much – let’s say 10 £. Much to their surprise it won. They shared the money: it was enough to buy two cars. The stories remind me of the poster from Fox Mulder’s office: I want to believe.

C. mieszka w Pulii. Kiedy był nastolatkiem, przyśniło mu się, że do jego sypialni przyszło UFO. „Możesz nas zapytać wszystko to, co chciałbyś wiedzieć!” – rzekli. Niestety nic mu nie przychodziło do głowy. Unosili go gdzieś bardzo daleko. Przeraził się i zaczął ich przeklinać ze wszystkich sił. Zanieśli go z powrotem do sypialni, gdzie się obudził. Jakiś czas potem oglądał talk-show.

Młody człowiek twierdził, że czasem odwiedza go UFO. Ostatnim razem zostawili mu informację: „Chłopak z Pulii okropnie nas przeklął! Prosimy go, żeby zdjął złe słowo!” – mówili. A. mieszka niedaleko mnie. Miała przyjaciółkę, której ojciec zmarł tragicznie w wypadku samochodowym. Pewnego dnia odwiedził A. we śnie.

Podał jej cztery numery. „Chcę, żebyś zagrała!” – powiedział. Niespecjalnie w to uwierzyła, ale postanowiła spróbować. Razem z chłopakiem kupili kupon na loterię. Nie wydali zbyt wiele – powiedzmy 50 zł. Ku wielkiemu zdziwieniu ich kupon wygrał. Podzielili pieniądze, wystarczyły na kupno dwóch samochodów. Obie historie przypominają mi plakat z biura Foxa Muldera: „Chcę uwierzyć”.

Tuesday, March 24, 2015

Hypohondriac/Hypochondryk

Back in June 2007 I was going to England. I took the train from Chełm to Kraków; it arrived at about 3 AM. The city was dark and silent. I wanted to get a room. What I usually do is asking; a young man agreed to show me a not expensive hotel. We walked the empty streets. We went to a couple of hotels but there were no rooms available. I still remember his name.
 
He told me that he was Film School student. The future television director had very interesting life. He was bisexual and going on both ways. His girlfriend was aware of it but she didn’t mind. I gave up on the hotel – J. accompanied me to the station, I took the first train to the airport. Few weeks ago I was observing people on Warsaw Chopin Airport.

A young blonde was on the phone, she spoke English mixed with Italian. “Calm down, my love. Please darling! You’re such a hypochondriac. You got me f… up! F… you!”– She shouted. On Bari Airport I noticed another interesting person. Short transvestite weared a wig and colourful leggings. You can write about history and politics but life is far more interesting!

W czerwcu 2007 wracałam do Anglii. Wsiadłam do pociągu Chełm – Kraków, przyjechałam około 3 nad ranem. Miasto było ciemne i ciche. Chciałam wynająć pokój; zazwyczaj pytam o drogę. Jakiś chłopak zgodził się pokazać mi niedrogi hotel. Szliśmy pustymi ulicami; wstąpiliśmy do paru hoteli, ale nie mieli wolnych pokoi. Wciąż pamiętam jego imię.

Powiedział, że jest studentem Szkoły Filmowej. Przyszły reżyser miał ciekawe życie: był biseksualny i eksperymentował z obydwoma płciami. Jego dziewczyna nie miała nic przeciwko temu. Dałam sobie spokój z hotelem – J. odprowadził mnie na stację. Wzięłam pierwszy pociąg na lotnisko. Parę tygodni temu obserwowałam ludzi na Lotnisku Chopina w Warszawie.

Młoda blondynka rozmawiała przez telefon mieszanką włoskiego i angielskiego. „Uspokój się, skarbie! Proszę, kochanie! Jesteś takim hipohondrykiem. Teraz mnie już wk…! Sp…!” – krzyczała. Na lotnisku Bari zauważyłam kolejną ciekawą osobę. Niski transwestyta nosił perukę i kolorowe leginsy. Można pisać o polityce i historii, ale życie jest znacznie ciekawsze!

Saturday, March 21, 2015

Calanchi

Think that Basilicata is like calanchi: rinsed and it seems there is nothing to search for. At the begginning I use to hate it. The hills look like the desert, landscape on the moon. Sometimes there in nothing but white clay with neither trees or grass growing upon it. I took time, but now I like the clay hills eroded by rain and wind.
 
Since 2004 environmentalist organizations World Wildlife Fund Basilicata and Organizzazione Lucana Ambientalista has been lobbying for a Calanchi Regional Park. It would attract tourism; companies would be prevented from drilling or dumping in the calanchi. The chances however appear slim.

Oil companies already have research permits in the area and are drilling nearby. Anyway it’s not sure that merely establishing a Calanchi Reserve could protect the hills. Val DʼAgri National Park was established in 1998. Still there’s oil drilling inside the park and pipelines crossing through it.

Myślę, że calanchi są jak Basilicata: spłukane i zdaje się, że nie ma tu czego szukać. Z początku ich nienawidziłam - wzgórza przypominały mi pustynię, krajobraz księżycowy. Czasami nie widać nic oprócz białej gliny, nie rosną tam drzewa ani trawa. Zajęło mi to sporo czasu, ale polubiłam te powstałe z erozji, wypłukane deszczem wzgórza.

Od 2004 roku ambientaliści jak World Wildlife Fund Basilicata i Organizzazione Lucana Ambientalista walczą o utworzenie Parku Narodowego Calanchi. Przyciągnąłby turystów, nafciarze nie mogliby robić tu odwiertów ani porzucać śmieci. Szanse takiej inicjatywy są jednak bardzo nikłe.

Kompanie naftowe dostały już pozwolenia i stawiają szyby w pobliżu. W każdym razie nie jest pewne, że utworzenie Rezerwatu Calanchi mogłoby ochronić wzgórza. W 1998 roku powstał Park Narodowy Val D’Agri. Pomimo tego w środku rezerwatu znajduje się szyb naftowy i rurociągi.

Tuesday, March 17, 2015

The wind of change/Wiatr zmian

My uncle worked at cement factory. In the Communist era in Poland job was literary seeking the people. Everyone had to have rubber stamp “working” in his ID Card. If Militia noticed a group of men on the street they could check if they are employed. If not – they would take them to the closest works.
Żródło: Internet

 “We used to have some ‘unfree labourers’ in our factory!” – My uncle told me. “They would spend their time leaning on the shovel. If someone asked them what they were doing, they would show the rubber stamp. ‘Can’t you see? I’m ‘working’!” But the times have changed. My friend works in a small institute. Officialy there is four employers there, another two are informal.

One of those people is being paid Invality Pension. Every year or so special Committee has to check his health. Recently he had one appointment: it went well. “I’m permanently incapable of work!” – He said to his workmates. The Communism took away all strength from healthy people while capitalism cured well the sick ones!

Mój wujek pracował w cementowni. W czasach komunizmu praca dosłownie szukała ludzi. Każdy musiał mieć pieczątkę „Pracujący” w dowodzie. Jeśli milicja zauważyła grupę mężczyzn na ulicy, mogła sprawdzić, czy są zatrudnieni, Jeżeli nie byli – zabierano ich do najbliższego zakładu pracy.

Mieliśmy takich ‘robotników przymusowych’ w fabryce!” – opowiadał wujek. „Spędzali czas oparci o łopaty. Jeśli ktoś zapytał, co robią, pokazywali pieczątkę w dowodzie. ‘Nie widzisz? Jestem ‘Pracujący’!” Czasy jednak się zmieniły. Przyjaciel pracuje w małym zakładzie. Oficjalnie zatrudnione są ok. 4 osoby, dwie pracują “na czarno”.

Jedna z nich pobiera rentę inwalidzką. Mniej więcej co rok specjalna komisja sprawdza stan jego zdrowia. Ostatnio musiał się stawić; wrócił zadowolony. „Jestem kompletnie niezdolny do pracy!” – opowiadał kolegom z zakładu. Komunizm odbierał siłę zdrowym ludziom, kapitalizm zaś skutecznie leczy chorych!


Sunday, March 15, 2015

37.La donna cannone


Another La donna cannone illustration. The woman says: „I was telling my husband about the woman who is only 90 cm tall. She cannot have a child in the 'normal' way: it would crush her lungs. He said that they are different ways to have sex!”. The other woman is laughing: „He didn't understand that it was about the child! He thought that her man would crush her lungs if he'd go on the top!”.

Kolejna La donna cannone. Kobieta mówi: „Opowiadałam mężowi o kobiecie, która ma tylko 90 cm wzrostu i chce mieć dziecko. Nie może go mieć w 'tradycyjny' sposób, bo zostałyby zgniecione jej płuca. Odparł, że są różne sposoby uprawiania seksu!”. Druga kobieta się śmieje: „Nie domyślił się, że chodzi o dziecko! Myślał, że mąż zgniótłby jej płuca, gdyby się na niej położył!”.

Wednesday, March 11, 2015

Gay Club


After I completed my degree I was given six month probation in the office. This was my first time using a computer. Someone explained me the secrets of Word and after few days I was happily working… and surfing the Internet. I discovered quickly chat rooms website. I liked Gay Club: I thought its funny introducing myself as Jehovah Witness.
 
I was choosing someone with particular nick like: “Blow job Kraków” and telling him that there is a special program for gays: “Homo boys in the slavery” (slavery of sin of course). I asked him if he doesn’t mind me to make his paths straight. Sometimes the answer was: “My dick is crooked, you may work on it!”. One day the computer wasn’t working well.

Someone went to take a look. M. controlled the browser history. I thought he’ll find my chat rooms but he noticed something else. “Well well! Who is looking at “Big boobs?” – M. asked. “It’s Danka, I’m never to be found in the office!” – My boss told him. I never said a word. If M. noticed my Gay Club, he was positive that my boss and I are same-sex attracted!

Po skończonych studiach dostałam sześciomiesięczny staż w biurze. Po raz pierwszy miałam używać komputera. Ktoś wyjaśnił mi tajniki Worda i po paru dniach z zadowoleniem pracowałam... i surfowałam w Internecie. Szybko odkryłam pokoje czat. Polubiłam Gay Club: bawiło mnie przedstawianie się za świadka Jehowy.

Wybierałam kogoś o specyficznym nicku, jak „Obciągnę Kraków” i mówiłam mu, że mamy specjalny program dla gejów: „Chłopcy homo w niewoli” (niewoli grzechu rzecz jasna). Pytałam, czy nie ma nic przeciwko, by prostować jego ścieżki. Czasem odpowiedź brzmiała: „Fiuta mi naprostuj, bo mam krzywego!”. Pewnego dnia komputer się zepsuł.

Ktoś przyszedł go naprawić. M. skontrolował historię Internetu. Myślałam, że znajdzie moje pokoje chat ale trafił na coś innego. “No proszę! Kto lubi stronę Wielkie Biusty?” – zapytał. “To Danka, mnie nigdy nie ma w biurze!” – odparł mój szef. Nie odezwałam się słowem. Jeśli M. zauważył mój Gay Club, pomyślał, że oboje z szefem należymy do kochających inaczej!


Saturday, March 7, 2015

About death/O śmierci

When I think about death I remember that guy from a nursing home where I worked. He was about sixty, loneley and terminally ill. We were told that he had only few weeks left. Strong drugs made him hallucinating. Once he asked me to open the drawer. I found some bank statements. “It’s extremely important!” - He insisted.
 
I remember a small hedgehog dying on the street. It had been hit by a car. I felt pity and decided to take him with me. The creature bundled himself and died pacefully under apple tree in my brother’s garden. He accepted death just a piece of fruit. For us humans walking away is a great tragedy.

We are using pioneering technology to keeps us alive. Lev Tolstoy's last words are also often recounted as "But the peasants, how do they die?" Think the answer may be: “Simply.” I believe that more important than living few years longer is leaving behind something more that bank statement.

Kiedy myślę o śmierci, przypominam sobie pacjenta domu starców, gdzie pracowałam. Miał koło sześćdziesiątki, był samotny i nieuleczalnie chory. Powiedziano nam, że zostało mu parę tygodni. Silne leki wywoływały halucynacje; raz poprosił, żebym otwarła szufladę. Znalazłam trochę wyciągów bankowych. „To nadzwyczaj ważne!” – twierdził.

Pamiętam jeżyka, umierającego na ulicy. Uderzył go samochód – zrobiło mi się żal i zabrałam zwierzątko ze sobą. Zwinął się w kłębek i odszedł spokojnie pod jabłonią w ogrodzie mojego brata. Przyjął śmierć jakby to był kawałek owocu. My, ludzie widzimy umieranie jako wielką tragedię.

Używamy pionierskich technik, aby utrzymać się przy życiu. Mówi się, że ostatnie słowa Tołstoja brzmiały: “A chłopi to jak umierają?” Myślę, że odpowiedź może brzmieć: „Zwyczajnie.” Wierzę, że od życia parę lat dłużej ważniejsze jest, by zostawić po sobie coś więcej niż wyciągi z konta.

Tuesday, March 3, 2015

Crazy uncle/Szalony wujek

Many years ago mum took me and my brother to a Christmas Party for kids. I used to read a lot of books when I was small. “It’s very polite to eat slowly” – I had read. I decided to show everyone that I’m well-educated. I was eating tiny bites, the smallest mouthfuls I possibly could.
httpwww.topissimo.fr

Other kids had three or four doughnuts and left the table but I was still eating. “C’mon Danka you’re stuffing yourself for one hour!” – My mum told me eventually :) few years later I was talking a teacher who lived in the blocks in Chełm. My mum told me that a man she used to know also lived there.

See, our uncle is your neighbour!” – I lied. “What’s his name?” – She asked. It turned out that everyone in the blocked signed the petition to eject my “uncle.” He was alcoholic and abused badly his poor wife. She used to escape in the middle of the night; he was after her and so on. When you pretend something things may go wrong!

Wiele lat temu mama zabrała mnie i brata na przyjęcie mikołajkowe dla dzieci. Czytałam mnóstwo książek kiedy byłam mała. Znalazłam gdzieś uwagę, że dobrze wychowani ludzie jedzą powoli. Chciałam pokazać, że wiem coś o tym: zaczęłam jeść pączka, gryząc najmniejsze kęsy, jakie się dało.

Inne dzieci wsunęły lub cztery pączki i odeszły od stołu a ja wciąż jadłam. „Dawaj, Danka, opychasz się od godziny!” – rzekła w końcu mama:) Parę lat później rozmawiałam z nauczycielką mieszkającą w blokach w centrum Chełma. Mama wspomniała, że znała kiedyś człowieka, który też tam mieszkał.

Mój wujek jest pani sąsiadem!” – skłamałam. „Jak się nazywa?” – zapytała. Okazało się, że wszyscy na osiedlu podpisali petycję o wyeksmitowanie mego „wujka.” Był alkoholikiem i znęcał się nad żoną. Uciekała z domu w środku nocy, ganiał ją i tak dalej. Bywa, że sprawa przybiera zły obrót, kiedy próbujesz udawać!