Wednesday, March 30, 2016

Steppenwolf/Wilk stepowy

Someone's post on Facebook: “An old lady is crying in the middle of the street. 'What's wrong?' - A child is asking. 'I'm loneley, nobody needs me!' - She told him. 'Did you ask everybody?' - The small one says”.The need to belong is a fundamental for most people. We feel comfortable depending on others and having others depend on us. 

In order to satisfy belonging needs we have to prioritize the others. This includes takin on group values even if we do not agree with them. Sometimes a price for not being loneley may be living someone else's life. The fear of being alone can keep us where we don't belong, but in that case we we'll be loneley, don't we?

Instead of hanging around the people we may try to celebrate our uniqueness. “Solitude is independence. It had been my wish and with the years I had attained it. It was cold. Oh, cold enough! But it was also still, wonderfully still and vast like the cold stillness of space in which the stars revolve.” - Hermann Hesse, “Steppenwolf”.

Wpis na Facebook: “Staruszka płacze na środku ulicy. 'Co się dzieje?' - pyta dziecko. 'Jestem sama, nikt mnie nie potrzebuje!' - odpowiada. 'A pytałaś wszystkich?' - mówi malec”. Potrzeba przynależności jest fundamentalna dla większości ludzi. Czujemy się komfortowo zależąc od innych i mając kogoś, kto od nas zależy.

Aby zaspokoić potrzebę przynależenia, musimy nadać priorytet innym. Oznacza to przyjęcie reguł grupy, nawet, gdy się nam nie podobają. Czasem ceną za uwolnienie od samotności jest życie nie swoim życiem. Strach przed osamotnieniem trzyma nas tam, gdzie nie jest nasze miejsce, ale w takim wypadku i tak jesteśmy sami.

Zamiast kręcić się koło ludzi, możemy próbować docenić własną wyjątkowość. “Samotność jest niezależnością, życzyłem jej sobie i zdobyłem ją po długich latach. Była ona zimna, o tak, ale była też cicha, prawdziwie cicha i wielka, podobnie jak zimne, ciche przestworza, po których wędrują gwiazdy”. Hermann Hesse – “Wilk stepowy”.

P.S. Albert Einstein powiedział: „Bądź samotnikiem. Daje to czas na zdziwienie, poszukiwanie prawdy. Miej świętą ciekawość. Uczyń życie wartym przeżycia”.


Sunday, March 27, 2016

Third time lucky/Do trzech razy sztuka

A post from Facebook group for writers: „The novel manuscript of my third book lies in a drawer. The lack of founds is the reason why I'm counting on supporters”. Crowdfunding is the practice of funding a project by raising contributions from a large number of people. „Do you want publish a book? Use the potential of crowfundind!” - PolakPotrafi.pl suggest. 
www.bookmakingblog.com/



About three years ago writer Paweł Pollak started the controversy over self-publishing. At the time I didn't really differentiate it from vanity press, but I was quite convinced that landing traditional publisher deal is almost impossible for first-time author – and that paying to get published is „normal” for a new writer.

That's why Łukasz Kotkowski did. His poorly edited novel was available on Internet. He's blaming the lack of promotion and distribution for „Fanaberia's” failure. May his story make "a perfect example how NOT to publish"? No. The author who is „counting on supporters” did pay – twice, to publish his novels. Now he wants to try another publisher...

P.S. Happy Easter!

Post z grupy pisarskiej na Facebook: „Manuskrypt mojej trzeciej powieści leży w szufladzie. Brak własnych środków spowodował, że mogę liczyć tylko na osoby wspierające”. Crowdfunding to forma społecznego finansowania projektów. „Chcesz wydać swoją książkę? Wykorzystaj potencjał drzemiący w crowdfundingu!” - zachęca PolakPotrafi.pl.

Około trzech lat temu pisarz Paweł Pollak rozpoczął polemikę w sprawie self-publishingu. W tamtym czasie nie umiałam odróżnić tego od vanity press, ale byłam całkiem przekonana, że podpisanie umowy z tradycyjnym wydawcą jest prawie niemożliwe dla debiutanta – i że płacenie za wydawanie jest „normą” dla początkującego pisarza.

Łukasz Kotkowski to zrobił. Jego źle zredagowana powieść była dostępna w Internecie. Obwinia brak promocji i dystrybucji za porażkę „Fanaberii”. Czy jego historia może stanowić "przykład jak NIE wydawać”? Nie. Autor który „liczy na osoby wspierające” zapłacił dwa razy za publikację swoich książek. Teraz chce spróbować u innego wydawcy...

P.S. Wesołych Świąt!


Thursday, March 24, 2016

Referendum

Few months ago Italian Ministry of Economic Development said „Yes” for drilling just a few miles from the bright beaches of Chieti Province. He refused to consider two regional laws that makes it illegal. The ministry approved refinery in an Adriatic Sea oil field as angry protesters in Rome gathered outside waiving “no oil” banners. 
ilmanifesto.global
Vice president of Abruzzo called the decision “absolute arrogance”. “We will defend ourselves by all means because this project not only affects the environment” - Giovanni Lolli said. “We are also protecting our economy”. Prime Minister Matteo Renzi has come under fire for his position on dirty energy.

After the government passed a law depriving local authorities from their administrative powers (oil extraction permits are granted within a single concession by the Ministry) and allowing drilling concessions to last until oilfields are empty, 10 regional governments (including Basilicata) proposed the referendum. Let's hope that April 17th Italian people will be voting against drilling in the sea.

Parę miesięcy temu włoskie Ministerstwo Rozwoju Gospodarczego powiedziało “Tak” dla odwiertów zaledwie kilka kilometrów od wspaniałych plaż w prowincji Chieti. Nie wzięto pod uwagę dwóch regionalnych praw, które czyniło to nielegalnym. Podczas gdy Minister zaaprobował rafinerię na Morzu Adriatyckim, zgromadzeni na zewnątrz rozzłoszczeni protestanci wymachiwali banerami z napisem: “Nie dla ropy”.

Wiceprezydent Abruzzo nazwał to, co się stało “absolutną arogancją”. “Będziemy się bronić, ponieważ ten projekt nie tylko szkodzi środowisku” - powiedział Giovanni Lolli. “Chronimy również naszą gospodarkę”. Premier Matteo Renzi znalazł się pod obstrzałem z powodu swojej pozycji w sprawie “brudnej energii”.

Kiedy rząd przyjął prawo pozbawiające regiony mocy decyzyjnej (wydobycie ropy gwarantuje pojedyncza koncesja Ministerstwa) i zezwalające na wydobycie aż do wyczerpania złóż naftowych, lokalne władze (również te w Basilicacie) zaproponowały referendum. Mam nadzieję, że 17 kwietnia Włosi zagłosują przeciwko odwiertom w morzu.

Tuesday, March 22, 2016

My story/Moje opowiadanie

Being unemployed for years does make you feel down, but I have to say that I always liked looking for a job. Every day I would view current opportunities, then search on specific criteria to find job that would do for me. It's quite exciting: you feel that the position fits your skills and you have to prove it in a cover letter that employers can't resist...
http://www.careerealism.com
We may take a look at your CV!” - My husband told me recently. “You never know, maybe you can send it here and there”. I have to say that the idea of returning to work (after 5 years) seemed strange to me. I must be getting old... Having your manuscript rejected is another nasty experience, but I do like seeking for a publisher.

You write query letter with short description of the plot, you send it and wait five months or so for another “We wish you all the best in placing your book elsewhere” answer. Before I try my luck on Amazon you can judge if there's a chance I'll be another Amanda Hocking: my short-story on szortal (only in Polish though).

Bycie bezrobotnym przez lata to rzecz przygnębiająca, ale muszę przyznać, że zawsze lubiłam szukać pracy. Każdego dnia przeglądałam aktualne oferty i zawężałam kryteria, by znaleźć coś dla siebie. To dość emocjonujące: czujesz, że zajęcie ci pasuje i musisz udowodnić to w liście motywującym, któremu pracodawca nie będzie mógł się oprzeć.

Może przyjrzymy się twojemu CV!” - rzekł ostatnio mój mąż. „Nigdy nie wiadomo, mogłabyś go wysłać do paru miejsc.” Muszę przyznać że myśl o powrocie do pracy (po 5 latach) wydała mi się dziwna. Pewnie się postarzałam… Kiedy twój maszynopis zostaje odrzucony, nie zaliczasz tego do przyjemności, ale lubię rozglądać się za wydawcą.

Trzeba napisać konspekt albo streszczenie, wysłać i czekać około pięciu miesięcy na kolejną „Życzymy powodzenia gdzie indziej” odpowiedź. Zanim spróbuję szczęścia na Amazon, możecie ocenić, czy mam szansę zostać kolejną Amandą Hocking. Moje opowiadanie w szortalu.


Saturday, March 19, 2016

One doesn't change/Nie zmieniamy się

The daughter of antybohaterka is going to primary school. The mother is doing her best to make mom friends, but she's not getting very well. She feels very much an outcast – just like years ago, when she's was a pupil herself… Is it because deep in the hearts, one doesn't change - like in Celine Dijon's On ne change pas song (lyricstranslate.com).
understandingchildhood.net


We do not change/We simply put the costumes on other self
We do not change/A jacket simply hides a little of what we see
It does not grow/We push a little, just/Time a dream, a dream/And finger
But we do not forget/The child who is almost naked
The moments of innocence/When you do not know/We do not change
We get faces and poses of combat/We do not change
We give the exchange, it is believed/That choices are made
But if you scratch the/Very close to the shivers
A little one who looks like us/We know he is.

Is it bad? Shall we forget „a small thin girl” inside us? Probably we can't: „It was always a gesture/Who betrays who we are”. If we put costumes, the little one may dissapear - for the others. But we can't get rid of our little thing „Which insists and repeats/Oh do not leave me”.

Córka antybohaterki chodzi do podstawówki. Jej matka ze wszystkich sił stara się zaprzyjaźnić z innymi mamami, ale nie bardzo jej to wychodzi. Czuje, że jest inna, że się od nich odróżnia – zupełnie jak dawno temu, kiedy sama była uczennicą… Czyżby dlatego, że w głębi serca człowiek się nie zmienia – jak w piosence On ne change pas Celine Dijon (www.tekstowo.pl).

Nie zmieniamy się/Zakładamy tylko kostiumy innych na siebie
Nie zmieniamy się/Kurtka nie ukrywa naszej skóry z tego co widzimy
Nie dorastamy/Po troszku się przesuwamy/Czas marzeń, snów/I dotykanie palcami
Lecz nie zapomnimy siebie/Dziecka, które zostało prawie nagie
Chwil niewinności/Gdy się nie znaliśmy/Nie zmieniamy się
Nabywamy wyglądu i pozy do walki/Nie zmieniamy się
Dajemy się zmieniać, wierzymy/Że dokonujemy wyborów
Ale jeśli ty wspinasz się tam/Bardzo blisko pozornego drżenia
Mały ktoś, kto wygląda jak my/Wiemy dobrze, że tam jest.

Czy to źle? Powinniśmy może zapomnieć „Małą, chudą dziewczynkę” która jest w nas? Zapewne nie możemy: „Zawsze mamy gest/Który zdradza kim jesteśmy”. Jeśli nałożymy kostium, nasze „maleństwo” może zniknąć – dla innych. Ale nie możemy pozbyć się „małego” „Który nalega i powtarza się/Och, nie opuszczaj mnie”.

Thursday, March 17, 2016

Zia

I went to nearby town to buy groceries. Dark-haired man in his twenties is praising oranges and mandarins. He seems to know every client's name. He speaks dialect and calls women “zia” (auntie) – but not me. Probably he knows that I'm not Italian. The owner of Photocopying&Copying point noticed it immediately.

 “Are you Romanian?” - He asks. “I'm Polish!” - I told him. “Pope's country of origin! Do you like here?” - He asked. “Sure I do!” - I said thinking: “I got used to!”. “You won't find a place like this!” - He insisted. “My husband complains that there is no place to park a car!” - I joked.

He doesn't want to pay! Tell him that we have a car park of 300 places!” - He said. I promised I will before I left. “The owner of Photocopying point says that you can park close to the elevator!” - I said to my husband. “Now I see why it took you ages to print those pages!” - He observed. Well at least I have something to write about!

Pojechałam do pobliskiego miasteczka na zakupy. Ciemnowłosy dwudziestolatek zachwala mandarynki i pomarańcze. Zdaje się znać imię każdego klienta. Mówi w dialekcie i nazywa kobiety “zia” (ciocia) – ale nie mnie. Pewnie wie, że nie jestem Włoszką. Właściciel punktu ksero natychmiast to zauważył.

Jesteś Rumunką?” - chciał wiedzieć. “Polką!” - odparłam. “Rodzinny kraj papieża! Podoba ci się tutaj?” - zapytał. “Jasne!” - rzekłam, myśląc: “Przyzwyczaiłam się.”. “Nie znajdziesz drugiego takiego miejsca!” - stwierdził. “Mój mąż narzeka, że nie ma gdzie zaparkować.” - zażartowałam.

Nie chce płacić! Powiedz mu, że mamy parking na 300 miejsc!” - powiedział. Obiecałam, że to zrobię, zanim wyszłam. “Właściciel punktu ksero mówi, że powinieneś parkować koło windy!” - rzekłam do męża. “Teraz widzę, czemu wydrukowanie tych stron zajęło ci tyle czasu!” - odparł. Przynajmniej jest o czym pisać.

Sunday, March 13, 2016

Wishful thinking/Myślenie życzeniowe

A quote by Oscar Wilde: “In old days books were written by men of letters and read by the public. Nowadays books are written by the public and read by nobody”. The situation got worse rather than better in 21-st century. Every month in Poland about 1000 titles is coming out. Getting published is easy; getting noticed is tricker”. 
http://www.japantimes.co.jp/

How can writers make themselves heard in the age of blog and self-publishing saturation?”. The Internet, of course – but can you really reach the audience there? Writer Paweł Pollak claims that it's „wishful thinking”. I agree with him. Trying „to market” your book alone may become frustrating, and the results – quite miserable.

But the Internet did change the face of publishing. Aleksander Sowa published on Amazon. „10 of my e-books in sales” - He says. „November: 249 copies, December 470 copies”. It's not bad – especially for an author who calls himself „graphomaniac”. Maybe also for me there's still some hope…

Cytat z Oscara Wilde: „W dawnych czasach książki były pisane przez literatów i czytane przez publiczność. Dziś są pisane przez publiczność i nie czytane przez nikogo.” W XXI wieku sytuacja znacznie się pogorszyła. Każdego miesiąca w Polsce wychodzi około 1000 tytułów. „Opublikowanie jest łatwe, zostać dostrzeżonym jest trudno”.

Co ma zrobić pisarz, by o nim usłyszano w epoce blogów i self-publisherskiego przesycenia?” Jest Internet, ale czy naprawdę można dotrzeć tam do czytelnika? Pisarz Paweł Pollak twierdzi, że to myślenie życzeniowe. Zgadzam się z nim. Próba „wypromowania” książki samemu może być frustrująca, a rezultaty – dość mizerne.

Ale Internet zmienił wydawniczy światek. Aleksander Sowa publikował na Amazon. „W sprzedaży 10 moich e-booków” - mówi. „Listopad: 249 sztuk, grudzień sztuk 470”. Całkiem nieźle, zwłaszcza jak na autora, który sam nazywa się „grafomanem”. Może i dla mnie jest jeszcze jakaś nadzieja...

Wednesday, March 9, 2016

The farting princess/Pierdząca księżniczka

A tale narrated by old Giuseppe: “Once upon a time there was a lovely princess who didn't want to marry. 'Why is that?' - An old woman asked her. 'I can't do it because I'm coursed. It says that the day of my wedding I'd make a loud fart and everyone would be kidding on me!' - The girl said. 'I'll help you if you'll marry my son!' - The old woman promised”. 

 “The day of the wedding she was sitting next of the princess who started farting indeed. 'Please excuse me!' - The mother-in-law said. - 'I ate too much, excuse me!' Everybody laughed on her and the honour of the princess was saved”. When you're young you are afraid of being ridiculed. Being laughed at is one of the worst things that can happen…

I had bad acne as a teen. Once a big spot appeared on my nose. It was gross, red and huge… I was positive that everyone is looking at it. Today I know that people aren't thinking about me, but about themselves. I don't find it frustrating, but liberating. A great relief from tremendous effort to avoid the failure. A fart may be a sign you don't care to pretend any more:)

Bajka starego Giuseppe: “Była sobie piękna księżniczka, która nie chciała wyjść za mąż. 'Dlaczego nie?' - spytała starsza kobieta. 'Nie mogę, bo jestem przeklęta. W dzień ślubu wydam głośne pierdnięcie i będą się ze mnie śmieli!' - odparła dziewczyna. 'Pomogę ci, jeśli wyjdziesz za mego syna!' - obiecała staruszka.

W dzień ślubu usiadła koło księżniczki, która rzeczywiście pierdnęła. 'Przepraszam!' - wykrzyknęła teściowa. 'Zjadłam za dużo, nie chciałam!' Wszyscy się z niej śmieli i honor księżniczki był ocalony.” Kiedy jesteś młody, boisz się ośmieszenia. Bycie wyśmianym to najgorsza rzecz, jaka się może przytrafić...

Kiedy byłam nastolatką, miałam trądzik. Pewnego razu na nosie wyskoczył mi wielki pryszcz. Byłam pewna, że wszyscy na niego patrzą. Dziś wiem, że ludzie nie myślą o mnie, tylko o sobie. Bardziej niż frustrujące, uważam to za wyzwalające. Prawdziwa ulga od wysiłku, by uniknąć porażek. Pierdnięcie może być znakiem, że nie chce ci się niczego udawać:)

Saturday, March 5, 2016

I not drunk/Ja nie pijany

They were talking a lot about it in Street in April 2007. One Saturday evening my friend M. was going to Kudos nightclub in Wells, but shortly after Glastonbury his car slipped into a ditch. He get some help in pulling his old Rover, but it was half-broken. M. decided that driving to Butleigh would be risky and he'd stay at his friends' (Kasia's and mine) place in Street.
centralsomersettegazette.co.uk

The same evening two Poles (also from Butleigh) wanted to go to ENVY nightclub in Street. They took their farmer's car without permission and also had small accident. They slipped away, but the police found their English friend in the car. While asked where to find them, G. remembered our flat. They where were coming round a couple of times.

M. lived in the UK three years or so but his English was poor. When he saw the police, he got frightened and kept saying: “I not drunk!”. He was taken to the patrol car: G. was sitting there. He confessed that M. wasn't the one they were looking for. The next day I revealed the story to A. “It's better you won't tell your friends where I live!” - He said.

Dużo o tym mówiono w Street w kwietniu 2007. Pewnego sobotniego wieczoru mój znajomy M. jechał do dyskoteki Kudos w Wells. Niedaleko Glastonbury jego samochód wpadł do rowu. Ktoś pomógł mu wyciągnąć auto, ale stary rover był nadwyrężony. M. nie zaryzykował wracania do Butleigh i zatrzymał się w mieszkaniu przyjaciół (czyli Kasi i moim).

Tego samego wieczoru dwóch Polaków (również z Butleigh) chciało jechać do dyskoteki ENVY w Street. Wzięli bez pozwolenia samochód farmera i spowodowali wypadek. Uciekli, ale policja znalazła w samochodzie ich znajomego, Anglika. Pytany, gdzie ich znaleźć, G. przypomniał sobie nasze mieszkanie. Kilka razy nas odwiedzali.

M. mieszkał w Anglii około trzech lat, ale się nie nauczył języka. Kiedy zobaczył policjantów, przestraszył się i powtarzał: “Ja nie pijany!”. Zabrano go do samochodu policyjnego, siedzący tam G. przyznał, że to nie jego szukali. Następnego dnia opowiadałam tę historię A. “Wiesz, lepiej nie mów twoim znajomym, gdzie mieszkam!” - powiedział.