Sometimes
my daughter is telling me: “Now go right, turn left”. It makes me
think about one of F. He used to show me the way while walking on
London roads; he was always right. Before I got the job, I worked as
agency staff, doing bank shifts in several places. My favorite was
the one in South End of London. The residents had a range of learning
disabilities.
On
Easter 2008 I had to go to the church with M. He promised not to use
rude words, which he forgot. The people were staring at us. “That’s
Dankan!” – Introduced me M. “Where are the biscuits?” – He
asked. “Don’t be silly, we are in the church!” - I told him,
but he knew better. In the end of the mess a couple of polite ladies
were serving tea and sweets. M. didn’t waste his time, taking as
much as he could.
“How
is your wife?” – He asked confused priest. His love for food made
someone lose his job. One of the staff recorded M. who sneaked some
cheese and started showing his video. Everyone had a laugh - except
the manager. He wanted to protect the best interest of M. but he
wouldn’t be angry. I remember him chatting, singing, dreaming about
eggs and bacon – always glad, and expecting only good things.
Czasem
córka mówi: „Teraz idź na prawo, skręć w lewo…” Przypomina
mi F. On też pokazywał drogę, gdy szliśmy ulicami Londynu, miał
zawsze rację. Zanim znalazłam to zajęcie, pracowałam dla agencji,
wypełniając wolne godziny w wielu miejscach. Moim ulubionym było
to we wschodnim Londynie. Rezydenci mieli różne stopnie
niepełnosprawności.
W
Wielkanoc 2009 r. miałam iść do kościoła z M. Obiecał nie
używać wulgarnych słów, o czym zapomniał. Ludzie gapili się na
nas. „To Dankan!” – przedstawiał mnie M. “Gdzie są ciacha?”
– pytał. „Nie wygłupiaj się, jesteśmy w kościele!” –
pouczyłam, ale on wiedział lepiej. Po skończonej mszy dwie miłe
panie oferowały herbatę i słodycze. M. nie marnował czasu, biorąc
tyle, ile się dało.
„Jak
tam żona?” – pytał zmieszanego księdza. Jego miłość do
jedzenia i kosztowała kogoś utratę pracy. Jeden z pracowników
nagrał M. kiedy podkradał ser i pokazywał wideo. Wszyscy się
uśmieli – oprócz menagera. Ten wierzył, że działa w interesie
M., ale on by się nie obraził. Pamiętam go gawędzącego,
śpiewającego, marzącego o jajkach z bekonem – zawsze
zadowolonego, oczekującego dobrych rzeczy.
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.