„Przeżyłem
to zanim trafiłem do szpitala. Podczas ataków bólu, które
niekiedy trwały godzinami, płakałem rzewnie, myśląc złych
uczynkach: były to prawdziwe zejścia mego ducha do piekła. Pewnego
wieczora, udręczony spirytualnym zamętem, poczułem, że chwyciła
mnie niewyjaśniona, ogromna moc, powodując wyjście z siebie
samego. Miałem dokładne wrażenie opuszczenia ciała, jakby było
skorupą, i wyrzucenia do góry, gdzie jaśniało wielkie, dalekie
słońce… Przestałem istnieć. Żona i siostra, widząc moje
zesztywniałe ciało i nieruchome oczy, sądziły że umarłem i
zaczęły mnie wzywać imieniem. Nie zdawałem sobie sprawy z
niczego, nie potrafiłem mówić, odpowiedziałem jednak (co
zaświadczyły obydwie później): „Czemu mnie zawołałyście?
Widziałem raj, było tak pięknie!” - mówi Pasquale K. z miasta
Gorizia.
Uwolnionego
z ziemskich okowów ducha przestały zajmować słowa. Prawdą jest,
że można je widzieć. Nie istnieje na przykład “o piejpak
siekilsz” bo z niczym się łączy w umyśle. Samo w sobie,
wszystko na świecie jest zerem. Przestawiłam litery: fraza “z
polskiej pasieki” powoduje miganie neuronowych lampeczek,
przywołując kolejne, “pszczeli miód” “naturalnie słodki”
i temu podobne. Istnieje dzięki zasadzie oczka wielkiej sieci,
nabierając znaczenia w odniesieniu do innych. Dziwna reguła: zero
plus zero równa się dwa sprawdza się w praktyce. Danka Markiewicz
istnieje, bo ma na czym się oprzeć. Mój
żywot to zbiór informacji o doświadczeniach użytkownika.
Zaglądając do odległej pamięci znajduję dziecięce wspomnienia:
nie widzę przyczyny, lecz miłość. Mój duch jest martwy teraz;
ktoś stworzył pustkę żeby ją wypełnić, zgodnie z zasadą:
wszystko, co przyciąga uwagę, jest tobą.
Ból z przeszłości zmienił się w potwora: cierpiące stworzenie,
zero widoczne w umyśle.
„Jeśli
wierzymy, że Bóg się gniewa, przechowuje zapis naszych błędów,
tworzymy piekło w umyśle” – napisał ktoś.
To
niemożliwe z prostego powodu: tylko pozornie potępiamy coś „na
zewnątrz.” Jeśli osądzasz, ujrzałeś grzech w sobie:
potwierdzasz, że istnieje. Bóg nie widzi błędów, tylko miłość
i dobro. Pragnienie zła oznacza, że trzeba je stworzyć: kontrolę
nad umysłem i wiarę, że zero
plus zero równa się dwa.
Wrażenie,
że oglądam gruszkę jest błędne: wystarczy przestawić litery i
„szękgru” przestaje
istnieć.
Mały fragment nabiera znaczenia w odniesieniu do innych. Nie widzę
gruszki, lecz zbiór informacji, jak owoc, dojrzała, żółta…
Jego sens opiera się na zasadzie przeciwieństw: nasze
„zło” znajduje się w słownej sieci. “Od
soboty siedzę w domu i przyjmuję leki” oznacza: sobota – dobra
(dzień wolny). Dom – dobry (oznacza bezpieczeństwo). Lekarstwo –
złe (brak zdrowia). Widzenie świata to jego kreacja: mózg
nieustannie stwarza obraz z sygnałów sensorycznych, a następnie
odczytuje własne informacje. “Rzeczywistość” to wielki zbiór
danych, nasza rola polega na patrzeniu w lustro. “Małpi móżdżek”
na pewnym poziomie potrafi je odcyfrować. Dzięki Bogu nie jestem
bystrzejsza: zobaczyłabym więcej zła… Grzejnik niesie przekaz:
zagraża ci zimno, żółty liść – nadchodzi deszczowa jesień.
Deszcz słów przypomina o lęku i układa wiersze.
A
tak kochając, walcząc, prosząc
stanę u źródeł – studni
ciemnych,
w groźnym milczeniu ręce wznosząc,
jak pies
pod pustym biczem głosu.
Mój
żywot był oskarżeniem Boga: w milczeniu wyciągałam ręce,
zadając pytanie: „Dlaczego trzeba cierpieć?” Odpowiedzią jest
duch, którego nie mam. W początkach egzystencji,
które ukrywa amnezja, zwyczajnie przestał istnieć. Jego
miejsce zajęło dwóch towarzyszy: strach oraz żołądek. Ten
ostatni bardzo szybko stał się faworytem. Był niczym dziecko, o
które trzeba się troszczyć. Opanował mnie przymus jedzenia i
strach:
świat
oferował
wszystko, co potrzeba, lecz umysłowy paraliż zabraniał z tego
korzystać. Ceną życia jest lęk: ta niepodważalna lekcja,
powtarzana przez wszystkich, zawiera groźną prawdę. Jesteśmy
opuszczeni przez Boga… Możemy temu zaprzeczać, recytując
modlitwę: „Miłosierny Ojcze, Władco świata, Twoja dobroć jest
nieskończona, a skarby łask nieprzebrane. Ufamy bezgranicznie
Twojemu miłosierdziu, które jest ponad wszystkie dzieła.”
Spotkanie Młodych Archidiecezji Lubelskiej ma dobre intencje, jeżeli
się jednak przyjrzeć, gra słów staje się oskarżeniem. Jesteśmy
jak żebrak, który ma bogatego rodzica: pławi się w dostatkach,
podczas gdy wychwalając Jego zalety, wyciągamy dłoń po jałmużnę.
My,
czyli kto? Jeśli chcesz poznać swoją wartość, powiedz: „Dziś
wyrzucę wszystkie pieniądze!” To, co zostało oznacza ciebie.
Jeśli widzisz pustkę, to zła wiadomość: nie masz życia w sobie.
Prawdziwa tortura – wszystko, co dobre znajduje się na zewnątrz.
Nie ufamy Bogu: Jego miłosierdzie należy do spirytualnych istot.
Człowiek posiada zęby, nie skrzydła. Obywa się bez ducha: pokłada
wiarę w percepcji, lecz kubek mleka, grzejnik oraz ksiądz z osiedla
to tylko sygnał energii elektrycznej. Mózg, który aktywnie tworzy
własną rzeczywistość, oślepia na prawdę. Wszystko jest energią:
źródło życia to nie pieniądz, lecz zapomniana duszyczka. Bóg
dał nam życie wieczne… Nieskończoność jest zawsze teraz, rok
1410 czy 1877 to cyfry, zbiór danych czytelny dla umysłu. Nasz
„żebrak” to tajemnicza postać: pracuje na życie nieświadom,
że zamieszkuje przeszłość. Tak właśnie jest: nasz mózg
pokazuje rodzaj filmu, który wydarzył się osiemdziesiąt
milisekund wcześniej. Wystraszony Zenon, który pochłania salceson
istnieje w umyśle. Jesteśmy kroplą energii, która posiada
świadomość oraz teraźniejszość. Człowiek
bez ducha jest pustką, która pożąda związków chemicznych.
Oksytocyna
jest
związana z empatią; jesteśmy
smutni, gdy brak serotoniny,
czyli hormonu szczęścia… Endorfiny
łagodzą
ból i dają przyjemność.
Świat
jest szkołą która uczy nie myśleć. Czcij ojca swego i matkę,
mówi Biblia, aby dobrze ci się działo i abyś długo żył na
ziemi.” Wiara
w tradycyjnym ujęciu dogmatem łączy sprzeczność: dając nam
rodziców, Bóg wyrzekł się ojcostwa. Pojawia się sugestia:
„Uczynił cię takim a potem opuścił!” Na nasze szczęście
prawda nie budzi lęku. Wszystko jest energią, w wymiarze
spirytualnym jesteśmy doskonali i silni. Stworzyła nas miłość,
pierwsze przykazanie odkrywa jednak rąbka tajemnicy. Zagubiony
duch tuła się po ziemi w poszukiwaniu ojca. Jest ścigany przez
chmurę występków karmicznych. Śmierć i narodziny trwają
nieprzerwanie, jedna rzecz pozostaje niezmienna. Przychodząc na
świat, staje się dzieckiem lęku. Jest cenny: uczą tego rodzice.
Słynne „uważaj na siebie” oznacza, że śmierć jest blisko. Na
drugim świecie czeka na nas Bóg – strach ukrywa miłość i
antyczne szaleństwo. Przychodząc na świat, zapominasz kim jesteś
i trafiasz do Recanati, miasta nad Adriatykiem. Stajesz się Giacomo
Leopardi, lecz tytuł książęcy nie broni przed nieszczęściem.
„Wszystko jest złem” – pisał pogrążony w depresji poeta.
Ratunek stanowi śmierć i nowa egzystencja: „matematyczne ścieżki”
prowadzą do Winfred Kimball Shaughnessy…
Nasz
duch wybiera wśród snów; posiadają cenę. Pieniądz to silny
symbol: myśl, że trzeba płacić za życie budzi lęk. Nie jest ono
darem, otrzymanym od Boga, lecz okupem. Sprzedajemy się, wykonując
nielubiane zajęcia, spłacamy dług wobec lęku. Jest potrzebny,
przypomina o tym figura rodzicielska. Łączy nas więź, niczym
pępowina; budzi strach, ale jest blisko: twoja karmicielka.. Uczy
pokory, bo nieustannie osądza. Przypomina, że życie jest groźne
dla tak nędznego stworzenia. Krucha tożsamość, stworzona przez
słowa, opiera się na lęku. Wywołując go przypominasz sobie, kim
jesteś… Uczą tego rodzice: szanując ich, wracamy na „planetę
dzieci” w objęcia mamy i tatusia. Kieruje nami pragnienie
kontroli, małość ukrywa siłę, której umysł się lęka.
Ponad
rok temu zostawiłam wszystko, mówiąc o znalezieniu Boga…
Wierzyłam bez wiary, można by powiedzieć. Pewnego
dnia jednak wydarzył się cud. Wracałam
z Chełma na starym rowerze, kiedy zaczęło padać. Schowałam się
w warsztacie samochodowym. Deszcz przypomina Matrix: chłodne krople
są jak wertykalne kolumny cyferek. Sama w sobie burza jest niczym,
ale deszcz danych niesie wiadomość: „Śmierć
czeka.” Ceną życia jest strach, przypomina go wszystko. Żółty
liść – jesień – nasza „śmierć” oznacza zimno. Podrożał
węgiel – brak pieniędzy – „śmierć” jest biedna. Wmówiono
nam, że strach nas obroni, głos matki przypomina: „Uważaj na
siebie!” To sposób na wzywanie lęku. Wołam go i nadchodzi: czuję
„śmierć” licząc grosze, sprawdzając pogodę. Jest znajomy,
naiwnie wierzę w jego dobroć… Kiedy jednak się zjawia, czuję że
wezwałam coś złego. Można
lubić deszcz, mnóstwo ludzi czuje się bezpiecznie, mając niewiele
pieniędzy.
„Strach
jest małą śmiercią, niesie unicestwienie kompletne” – pisał
Frank Herbert.
Patrząc
na ulewę pojęłam prostą prawdę: Bóg jest zawsze ze mną. Jeśli
chcesz znaleźć miłość, nie wywołuj lęku. Mój mały świat to
potwierdził: z radia dobiegła piosenka.
„Nigdy
nie dowiesz się jak to jest
Krew
zamarza jak zima, zupełnie jak lód
Bije
od ciebie zimne i samotne światło
Skończysz
jak wrak, którego kryjesz pod maską
Myślałeś,
ten głupiec nie wygra
Cóż,
popatrz na mnie, wróciłem
Zwyczajnie
smakując miłość
Jeśli
chcesz wiedzieć, nadal stoję, podczas kiedy ty bledniesz
Nie
widzisz, nadal stoję, lepiej niż kiedyś
Wyglądam
jak zwycięzca, czuję się jak dziecko,
Stoję
nadal po wszystkim.