Friday, November 17, 2023

An author

 

Well, I’m trying to be an author, but it’s so hard! Honestly, I don’t see why? Writing seems so easy – you just sit there, and type on… Well, all the burdens I’m going through show that it’s not a straight thing. Being creative takes not only an effort, but requires also concentration. It’s really hard for us, the “kids of it Internet”! It’s a bit odd, but we’re used to being distracted. Turning on your computer means having an access to multiple source of information. Reading two or more different texts simultaneously doesn’t seem difficult, but quite normal…

Seems useful, isn’t it? Still, it’s not easy to concentrate, when your attention is divided between digital devices and web content. Right now, for example, I’m reading messages on my phone, listening to “Dragon Ball” that my son is watching on his tablet, and scrolling trough Internet. My mind focuses on nothing, literary… Just sitting here and trying to write something feels like “pain in the ass” (as they say). At least every 15 minutes I get up from my place and go to the kitchen for a coffee, or a snack.

I’m also constantly in a search for some interesting for my “content consumption.” There is a lot of new stuff on Facebook timeline! A soft rice with chicken, Michael J.Fox’s twin daughters, Kim Kardiashian’s jealousy over Bianca Censori… Well, yes, that is the case right now – I’m really fighting with myself. Still, giving up would be too easy. Instead of deciding that I’m not capable of doing anything useful, I may write about the whole thing!

Cóż, próbuję być autorem, ale jest tak trudno! Szczerze mówiąc, nie rozumiem dlaczego? Pisanie zdaje się łatwe – siedzisz sobie, stukając w klawiaturę… Cóż, moja szarpanina pokazuje, że nie jest to łatwa sprawa. Bycie kreatywnym wymaga nie tylko wysiłku, lecz również koncentracji. To niełatwe dla nas, “dzieci Internetu”! Dziwna rzecz – przywykło się do bycia rozkojarzonym. Włączenie komputera oznacza dostęp do wielu źródeł informacji. Czytanie dwóch lub więcej tekstów jednocześnie nie zdaje się trudne, lecz dość normalne…

Wydaje się przydatne, czyż nie tak? Pomimo wszystko, niełatwo się skupić, gdy twoja uwaga jest podzielona między różne urządzenia cyfrowe i zawartość stron www. W tej chwili na przykład czytam wiadomości tekstowe w telefonie, słucham “Dragon Ball” którą mój film ogląda na tablecie i przeglądam co nieco w Internecie. Już samo siedzenie tutaj i próba napisania czegokolwiek jest, jak to mówią, bólem w tyłku. Mój umysł nie koncentruje się na niczym… Przynajmniej co 15 minut wstaję z miejsca, idę do kuchni na kawę lub przekąskę.

Nieustannie szukam również czegoś do mojej “konsumpcji treści.” Jest wiele nowych rzeczy na Facebook timeline! Miękki ryż z kurczakiem, córki – bliźniaczki Michaela J.Foxa, zazdrość Kim Kardiashian p Biankę Censori… Cóż, tak to wygląda w tym momencie. Walczę sama ze sobą. Poddanie się jednak byłoby zbyt łatwe! Zamiast decydować, że nie jestem zdolna uczynić niczego pożytecznego, mogę o tym wszystkim napisać!




Wednesday, November 8, 2023

Weetabix

It’s about quarter to six in the evening. My kids are doing their homework for quite few hours. My computer programmer husband spent the whole day in front of the monitor. Only I haven’t done anything like that. Let’s be honest – I’m lazy and I don’t know what to do with my time. I forgot some things, like staying focused. I used to love the moments when my attention was fixed on some task – like writing, for example. Unfortunately, I often feel like I’ve lost it. Things are not going well recently – I’m having problem with my laziness, which leads to not doing enough when it comes to my old passion, which is writing and illustration, spending too much time on social media, and even having problem with my weight! I should be doing something creative – but instead, I’m scrolling through Facebook, and eating chocolate and Weetabix between meals…

I can’t find motivation to pull myself together. These days, I just limit myself to thinking about stuff I should have done. I know that I’m the only one who can change my life, and that I could improve myself… Still, it all stays the same. I wonder how some people manage to find the strength to keep working, and not stop until you get what you want? Everybody has some ambitions, but the actual victory goes only to some of us. It’s a matter of inner strength, and the problem is, that I’m really lacking of self-discipline. You can however use the power of will, and consciously change your problematic behaviours… Perhaps it’s time to end up with laziness. Let’s recall some rules that we sadly forgotten.

The first is:I have to write every day. “To be a writer - this may seem trite, I realize - you have to actually write. You have to write every day, and you have to write whether you feel like it or not. Perhaps most importantly, write for an audience of one - yourself. Write the story you need to tell and want to read. It’s impossible to know what others want so don’t waste time trying to guess. Just write about the things that get under your skin and keep you up at night” –Hosseini said. That’s what I’m gonna do – write every day.

Jest za kwadrans szósta po południu. Moje dzieci odrabiają pracę domową od ładnych paru godzin. Maż – programista komputerowy – spędził cały dzień przed monitorem. Tylko ja nie zajmuję się niczym szczególnym. Bądźmy szczerzy – jestem leniwa i nie wiem, co zrobić z czasem. Zapominam o wielu rzeczach, jak bycie skoncentrowanym. Bardzo lubiłam momenty, kiedy moja uwaga skupiała się na jakimś zajęciu – jak pisanie, na przykład. Niestety, wyglada na to, że utraciłam tę zdolność. Sprawy nie układają się dobrze ostatnimi czasy. Mam problem z lenistwem, które prowadzi do tego, że zaniedbuję dawne pasje – pisanie i ilustrację, spędzam za dużo czasu śledząc serwisy społecznościowe, a nawet mam problemy z wagą! Powinnam robić coś kreatywnego – zamiast tego, przeglądam Facebook, objadam się czekoladą i Weetabix między posiłkami.

Nie umiem znaleźć motywacji, aby wziąć się w garść. Ogranicza się do myślenia o tym, co powinnam zrobić… Wiem, że jestem jedyną osobą, która może zmienić moje życie, i że mogę się poprawić… Ale sprawy pozostają takie same. Zastanawiam się, jak niektórzy ludzie potrafią znaleźć siły do pracy, nie przerywają, zanim nie zdobędą tego, czego chcą? Każdy ma jakieś ambicje, ale prawdziwe zwycięstwa należą się tylko niektórym z nas. To kwestia samodyscypliny: problem w tym, że mi jej brakuje. Możemy jednak użyć siły woli, by świadomie zmienić nasze problematyczne zachowania. Być może nadszedł czas, by skończyć z lenistwem. Przypomnijmy sobie reguły, o których zapomniałam. Pierwsza z nich brzmi: trzeba pisać codziennie.

Aby być pisarzem – brzmi to trywialnie, zdaję sobie sprawę – trzeba tak naprawdę pisać. Musisz pisać codziennie, musisz to robić czy ci się chce czy nie. Być może najważniejsze jest, pisanie dla jednego widza – siebie. Opisz historię, którą chciałbyś opowiedzieć I przeczytać. Nie można powiedzieć, czy inni zechcą to czytać, czy nie, nie trać więc czasu na zgadywanie. Po prostu pisz o rzeczach, które nosisz pod powierzchnią skóry, które nie dają ci w nocy spać” – powiedział Hosseini. To właśnie mam zamiar zrobić: pisać każdego dnia!



Monday, October 2, 2023

#mentalillness

Be kind, for everybody you meet is fighting a hard battle” – Somebody famously wrote. This is the great truth of our life, and makes everything else meaningful. However, sometimes “the rule” it’s stronger than me. I mean, I’m battling in the war you cannot win… Fighting with yourself. I would add that writing is a good example. Right now, my mind is sort of divided one. A part of it wants to be conquer my lack of will power, and create a brand new blog post. I have good intentions, but it’s not enough. Unfortunately, there is the “lazy” other part of me. You could say that the “two halves” have been in conflict, when it comes to writing. The stronger one clearly wants to prove that I’m good for nothing. She’s winning: day by day, I’m wasting my time on social media. “Amber is a 27 year-old from Australia who was determined to transform herself into something truly unique through a painful and sensitive procedure that left her blind for three weeks.” – I read. Sometimes one becomes completely irrational, just to get some attention… But am I any better?

After all, I announced on my blog that back in 2021 the accumulated frustration of long-suppressed feelings found an outlet in the form of a psychotic episode: “Convinced that our reality is nothing but an illusion, I was living in a very strange world. Eventually I hit rock bottom: being certain that things had to change, I decided to “quit” my old life. I left my family behind and experienced crisis… It is hard to say whether my attempt on my life meant that I really wanted to end it, or whether it was a cry for help. Maybe it was a confusing mix of both. One thing is for sure: in the summer of 2021, I had my first psychotic episode” – I wrote. I heard a publisher say that writers are crazy people. They have a certain wisdom, but they are neurotic, they have a sense of observation, but they are perceived as weird and strange.

Although I have only published one book, I like to think that I am an author. Following the logic of the above-mentioned publisher, it is not surprising that I have had a psychotic episode. Before it happened, I underestimated the power of the mind. One day, however, I woke up with the realisation that I could use some help in fighting the illness. I had a functioning body, but the untreated illness left me feeling broken. I was drowning in waves of sadness, and daily functioning was very difficult. The fear of being stigmatised made things worse. Even when people tried to support me, I felt judged… “While social media can be a minefield of triggering content — whether it’s encouraging unhealthy comparisons or exposing users to destructive behaviours — online platforms like Instagram and TikTok also provide spaces to share personal experience with mental illness, find community support and work through trauma in creative ways” – I read.I thought if I have to write, instead of revealing that Adrianna E. flashed her tattooed boobs, it’s better to use my story, and participate in the ongoing #mentalillness dialogue!

Bądź miły, jako że każdy, kogo spotkasz walczy w ciężkiej bitwie” – napisał ktoś. To wielka prawda, nadająca wszystkiemu znaczenia. Pomimo tego, ta “zasada” jest silniejsza ode mnie. Oznacza to, że walczę w bitwie, której nie mogę wygrać… Borykam się ze sobą. Dodam, że pisanie stanowi dobry przykład. W tym momencie mój umysł jest jakby podzielony. Jakaś część mnie chce pokonać brak silnej woli i stworzyć nowego posta. Mam dobre zamiary, ale to nie wystarcza. Pechowo istnieje “leniwa” część mnie. Można rzec, że obydwie “połówki” ze sobą walczą. Silniejsza zamierza udowodnić, że jestem nic nie warta. Zwycięża: dzień po dniu, tracę czas na serwisach społecznościowych. “Amber jest 27-latką pochodzącą z Australii. Jest zdeterminowana przekształcić się w coś wyjątkowego poprzez bolesną, delikatną procedurę, która oślepiła ją na 3 tygodnie” – czytam. Czasami stajemy się irracjonalni, chcąc zdobyć trochę uwagi… Czy jednak jestem lepsza?

Jakby nie było, obwieściłam na blogu, że wroku 2021 nagromadzona frustracja długo tłumionych uczuć znalazła ujście w postaci epizodu psychotycznego. “Przekonana, że rzeczywistość jest tylko iluzją, żyłam w dziwnym świecie. Ewentualnie dotknęłam kamienistego dna: mając pewność, że potrzebne są zmiany, zdecydowałam się “skończyć” z dawnym życiem. Odeszłam od rodziny i pogrążyłam się w kryzysie. Trudno powiedzieć, czy mój zamach na życie oznaczał, że naprawdę je pragnęłam zakończyć, czy był wołaniem o pomoc? Być może chodziło o pełną konfuzji mieszankę obydwu tych rzeczy” – napisałam. Przysłuchiwałam się wypowiedzi pewnego wydawcy: twierdził, że pisarze to ludzie szaleni. Mają pewną mądrość, lecz są neurotyczni, posiadają zmysł obserwacyjny, postrzega się ich jednak jako jako dziwaków i odludków.

Pomimo, że opublikowałam tylko jedną książkę lubię myśleć, że jestem autorką. Zgodnie z logiką wspomnianego wydawcy, nic w tym dziwnego, że mam za sobą epizod psychotyczny. Zanim do tego doszło, nie doceniałam potęgi naszego umysłu. Pewnego dnia jednak obudziłam się ze świadomością, że przyda mi się pomoc do walki z chorobą. Miałam sprawne ciało, lecz nieleczone zaburzenie sprawiało, że czułam się załamana. Tonęłam w falach smutku, codzienne funkcjonowanie sprawiało wiele trudności. Strach przed stygmatyzacją pogarszał sytuację. “Media społecznościowe mogą być polem minowym prowokujących treści – czy chodzi o niezdrowe porównania, czy też eksponowanie przed użytkownikami destrukcyjnych zachowań – ale platformy internetowe jak Instagram czy TikTok zapewniają również miejsce na dzielenie się osobistym doświadczeniem jeśli chodzi o zdrowie psychiczne, odnalezienie społeczności, która udziela wsparcia i pracę nad traumą w kreatywny sposób” – czytam. Skoro już muszę pisać, zamiast opowiadać o Adriannie E. która pokazała wytatuowane piersi, lepiej jest użyć mojej historii i wziąć udział w toczącym się dialogu #chorobypsychiczne.



Sunday, October 1, 2023

Creative

There is no point in writing books that no one reads” – Polish writer Katarzyna Bonda insisted. I agree with this, but despite everything over the past years I continued my writing adventure. The question is why? Italians call it: climbing on the mirrors. It’s a metaphor for a desperate search for something in a vacuum. During my „unemployed years” in beautiful Italy I often had an impression that there was nothing to grab onto – so I had to make it up. It can be said that writing as a way of doing something worked quite well… Until now.

I’ve often talked about my struggling with writing, but it wasn’t until recently that I thought: “Does it make sense?” Still, my final conclusion about the matter is: “Yes it does.” The reason is very simple: it takes an effort. Creating a nice blog post is much more complicated, than the mindless “content consumption.” Personally, I’m definitely leaning toward the letter one. Right now, I’m like forcing myself to write. I keep checking the article, which I find stupid, but interesting: “Influencer’s violent reaction to ‘world sourest candy’ goes viral.” The young woman has 3 million followers on TikTok and one million on YouTube. Her new – viral video has already racked up 47 million views! What’s so cool about it? Well, the influencer was left with a seriously bad taste in her mouth, after she tasted so-called sourest candy.

Well, it’s not such a big deal to me… But actually, I’m wrong! A few days ago on my Facebook time line an inscription appeared: “This is how Saweetie eats her McDonald’s meal.” The American rapper did much less, to get some attention. “Getting creative, Saweetie puts fries inside her Big Mac, McNuggets on top of her fries, adds nuggets to her Big Mac to make a Chicken McNugget Sandwich” – I read. Very original! To finish, she adds sauce, just like everybody else… The whole story provides a strong proof to support my claim, that social media world is hungry of just ANYTHING. And that’s another reason to keep blogging!

Nie ma sensu pisać książek, których nikt nie czyta” – twierdzi pisarka Katarzyna Bonda. Zgadzam się z tym, pomimo wszystko jednak w ciągu ostatnich lat kontynuowałam autorską przygodę. Pytanie brzmi, dlaczego? Włosi nazywają to wspinaniem się na lustra… To metafora desperackiego poszukiwania czegoś w próżni. Tak właśnie się czułam podczas “bezrobotnych lat” w pięknej Italii… Często miałam wrażenie, że nie mam czego się chwycić – musiałam wiec to wymyślić. Można powiedzieć, że pisanie jako sposób na robienie czegoś sprawdzało się… Aż do teraz.

Często wspominam o borykaniu się z pisaniem, lecz dopiero w ostatnich czasach zadałam sobie pytanie: “Czy ma to sens?” Pomimo wszystko, w ostatecznym rachunku odpowiedź brzmi: “Tak!” Przyczyna jest prosta: cała rzecz wymaga wysiłku. Tworzenie porządnego wpisu jest bardziej skomplikowane, niż bezmyślna “konsumpcja treści.” Jeśli o mnie chodzi, zdecydowanie skłaniam się do tej drugiej! W tym momencie zmuszam się do pisania. Wciąż zerkam na artykuł, który wydaje się głupi, lecz ciekawy: “Gwałtowna reakcja influencerki na ‘najbardziej kwaśny cukierek świata’ staje się wiralna.” Ta młoda kobieta jest śledzona przez 3 miliony osób na TikTok i jeden milion na YouTube. Jej nowe słynne wideo zostało obejrzane przez 47 miliony osób. Co w nim takiego niezwykłego? Cukierek zjedzony przez influencerkę pozostawił jej przykry smak w ustach.

Jeśli o mnie chodzi, to nic wielkiego… Cóż, jestem w błędzie. Parę dni temu ujrzałam pośród wiadomości na Facebook taką informację: “Tak oto Saweetie je swój posiłek McDonald’s.” Amerykańska raperka zrobiła znacznie mniej, żeby przyciągnąć uwagę. “Będąc kreatywną, Saweetie umieszcza frytki w środku jej Big Maca, na wierzch kładzie McNuggets, dodaje kawałki kurczaka do Big Maca aby stworzyć kanapkę Chicken McNugget” – czytam. Bardzo orginalne! Na zakończenie, dodaje sos, jak wszyscy. Cała historia stanowi dowód na potwierdzenie mojej tezy, że świat serwisów społecznościowych jest głodny WSZYSTKIEGO. To kolejny dowód, by nadal pisać bloga!




Friday, September 29, 2023

More words/Więcej słów

 

I’m stuck in the vicious circle of Facebook. I have gotten just used to it, for better or worse… The unknown psychological mechanisms are forcing me to stare at the massive egg dosa making in Mumbai (Indian street food). Which is actually bad thing, because the constant Internet checking makes me feel rubbish about myself. I don’t like the fact that my compulsive social media habit isn’t very useful. I realise that, but being aware would only increase the feeling of helplessness. I would have to say that I just cannot resist watching an interview with Mateo, a sugar baby in New York City…

The young man spent a great amount of money ($300,000) on more than 25 plastic surgeries, because he want to look like a “sex cyborg.” Mateo Blanco stops nothing. Not only he “upgraded” his lips and bottom to an impressing size: he went much further. “I got my ribs broken inwards, so they’re still in there, but they’re just crushing my organs right now, which I might just have removed eventually” – He says. I have seen so many people like him, and even if they live in many different places, lying hundreds of kilometres apart, I cannot help but feeling that they all have something in common. According to some standards, they’re just crazy… Therefore, it should come as no surprise to anyone that I’m writing about it. Scrolling through my Facebook has taught me one thing: you can’t stop once you start.

You just keep looking for the latest updates on your news feed… You’re doing it mindlessly, but not exactly purposelessly. Appeasement of the strange “hunger” is your target, but not the quality of the content that you consume. Yes, the world of social media addicts is just hungry for new things, and it’s only quantity that matters… Mateo Blanco provides a good example: he has 132 000 Instagram followers! So, what’s the lesson? I mean, that Internet just accepts everything. So, no “sorry I talk too much about stuff.” I’ll be writing every day… The more words, or even better – pictures, the better is!

Utknęłam w błędnym kole Facebook. Przywykłam do tego, na dobre i złe. Nieznane mechanizmy psychologiczne zmuszają mnie do gapienia się na szykowanie posiłku z wielkiej ilości jaj w Mumbaju (jedzenie uliczne w Indiach). To niedobra rzecz, ponieważ sprawie, że dość marnie się czuję. Nie podoba mi się fakt, że nawyk kompulsywnego spędzania czasu w mediach społecznościowych jest bezużyteczny. Zdaję sobie z tego sprawę, ale ta świadomość zwiększa jedynie poczucie bezradności. Muszę przyznać, że nie umiem się oprzeć wywiadowi z Mateo, “cukiereczkiem” z Nowego Jorku.

Ten młody człowiek spędził wielką ilość pieniędzy ($300,000) na ponad 25 operacji plastycznych, ponieważ chce wyglądać jak “cyborg seksualny.” Nic go nie może powstrzymać: Mateo Blanco nie tylko “podniósł” swoje usta oraz siedzenie do imponujących rozmiarów. Posunął się znacznie dalej! “Złamano mi żebra, nadal tam są, ale zgniatają moje organy wewnętrzne, dlatego istnieje możliwość ich usunięcia” – mówi. Widziałam tak wielu ludzi jak on, nawet jeśli żyją w różnych miejscach, odległych o tysiące kilometrów, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mają coś wspólnego… Według niektórych standardów, są oni szaleni. Pomimo wszystko, nie powinno dziwić, że o tym wszystkim piszę. Przeglądanie Facebook nauczyło mnie jednej rzeczy: jeśli już zaczniesz, to nie możesz przestać!

Szukasz najnowszych wiadomości, robisz to bezmyślnie, ale niezupełnie bezcelowo. Twoim zamiarem jest zaspokojenie dziwnego “głodu.” Nie liczy się jakość internetowej zawartości. Świat uzależnionych od serwisów społecznościowych jest naprawdę głodny, liczy się więc ilość. Mateo Blanco stanowi dobry przykład: jest śledzony przez 132 000 osób na Instagramie. Jaki stąd wniosek? Oznacza to, że Internet akceptuje wszystko! Żadnego więc “przepraszam za mówienie głupot.” Będę pisać każdego dnia. Im więcej słów (a jeszcze lepiej obrazków) tym lepiej!




Wednesday, September 27, 2023

Again/Znowu

The old blue chair is so comfortable, but quite dangerous. For a good few months it’s my favourite place. Believe me or not, but the new habit has significantly changed my lifestyle. Slowly, my mind became convinced that I was made for sitting in the chair. It’s the first thing that I do every morning. I spend a lot of time with the phone in my hand, although I know that nothing beneficial comes from mindless scrolling. I simply don’t want to leave it! Finally, I get up with some effort, but I keep coming to the blue chair. Sometimes I feel like I’m becoming more lethargic with each passing day! Why it’s so difficult to get your shit together? I tend more and more towards inertia.

Silence... Close my eyes, fall asleep forever and forget everything. There are two ways of living, one represented by the beggar sleeping on the street. I see him near the railway station in the city of Bari. His head was covered and his thin, long, unwashed legs were sticking out from under the blanket. This man, not yet old, a foreigner in appearance, chooses inertia every day. It's a tempting tactic for a person who lacks energy. He lets himself be swallowed up by a lazy, endless darkness... A long sleep is the end he probably longs for. It looks that he’s given up.

Also I sometimes feel like doing so. I close my eyes and sink into the tempting inertia… Every time, however, I’m angry with myself. We may live our life like Einstein, which is as if everything we did really mattered… Or like the “sleepy beggar” which is the opposite: as if nothing we did mattered…Some would prefer to die than live through such a horrible existence! Seemingly easy, in fact inertia comes at a high price. The lack of movement means no vital energy. So, instead of taking example of the poor guy, who is lying on the street, I want to follow the steps of high energy people. They take action, and I want to do it, too. Writing a blog requires some effort: good! I have decided AGAIN that I will publish a new blog post every day.

Niebieski fotel jest bardzo wygodny, lecz dość niebezpieczny. Od ładnych paru miesięcy to moje ulubione miejsce. Uwierzcie lub nie, lecz nowy zwyczaj znacznie odmienił moją egzystencję. Powoli mój umysł uwierzył, że zostałam stworzona do siedzenia na tym fotelu. To pierwsza rzecz, jaką robię rano: spędzam dużo czasu z telefonem w ręku, pomimo że wiem, że nic dobrego nie wynika z mojego nieustającego przeglądania Internetu. Zwyczajnie nie mam ochoty się podnieść! W końcu to robię, przy dużym nakładzie wysiłku, wracam jednak do niebieskiego fotela. Czasami czuję, że ogarnia mnie stan przypominający letarg. Dlaczego tak trudno się pozbierać? Moje dni coraz częściej skłaniają się ku inercji.

Bezruch… Zamknąć oczy, zasnąć na dobre, i zapomnieć o wszystkim. W życiu istnieją dwie drogi, jedną reprezentuje żebrak, który śpi na ulicy. Widzę go w okolicach dworca kolejowego w mieście Bari, gdzie mieszkam. Ma przykrytą głowę, spod koca wystają chude, dawno niemyte nogi. Ten niestary jeszcze człowiek – z wyglądu cudzoziemiec – codziennie wybiera bezwład. To kusząca taktyka dla osoby, która nie posiada energii. Pozwala, by ogarnęła go leniwa, niekończąca się ciemność… Długi sen reprezentuje koniec, którego zapewne pożąda.Wygląda na to, że się poddał.

Ja też czasem mam na to ochotę. Zamykam oczy i pogrążam się w kuszącej inercji… Za każdym razem jednak jestem zła na siebie. Możemy przejść przez życie jak Einstein, wierząc że to, co robimy ma znaczenie, albo jak “śpiący żebrak” – przekonani, że to, co robimy jest bez znaczenia. Niektórzy woleliby umrzeć, niż kontynuować podobną egzystencję! Pozornie łatwa, inercja ma wysoką cenę. Brak ruchu oznacza deficyt energii. Zamiast więc brać przykład z biedaka, który leży na ulicy, chce iść w ślady ludzi o wysokim poziomie energii. Podejmują oni działania, też chcę to robić. Pisanie bloga oznacza pewien wysiłek: to dobrze! ZNOWU postanowiłam, że codziennie opublikuję nowy wpis.




Sunday, September 17, 2023

Puppy Play

 

My Polish cousin is about twenty years my senior. In his native village the brave man is well-known for being lazy. It would seem a miracle, but he managed to get old doing nothing, but watching the flight of his pigeons, smoking a lot, and drinking something stronger than coffee. I’m not making fun of him: in fact, we both inherited the same bad genes. There is nothing to hide, the truth is that I’m at least as lazy as my cousin. He doesn’t seem to be a reflective and introspective person, but I wonder about everything. In this case too I ask myself: why the idea of doing something is (for some people) a pain in the ass, as the English say. Usually this attitude is labelled as laziness, but it may be not that simple. The unwillingness to act is often connected with decrease of vital energy, and loss of self-confidence. One could say, that the problem goes deeper than it is thought. Maybe the person who doesn’t feel like doing anything, actually doesn’t show her intention to live. She can often be lacking that certain sparkle, which makes out existence better.

I have been seeing a psychologist for the past few months. At our last meeting she asked me to think about what I would like. Seemingly simple, this is a difficult issue for me. I just got used to stay-at-home mum’s life: it’s easy, you keep doing the same things… That you don’t want to. That’s probably the secret of my laziness: more or less consciously I protest against boring tasks, that I’ve been doing constantly. As the years go by, the intention to life decreases, and with it our vital energy. The loss of self-confidence is on the rise… In fact, it means that we’re feeling rubbish. “What would you like?” It’s a very important question! The answer is actually an evaluation of yourself. My Polish cousin would say, maybe: “A bottle of wine and a pack of smokes.” It means: “I don’t deserve better.” I could say: “Just leave me doing nothing.” Then, I would have a lot of time for mindless scrolling… Instead of doing something on my own, I prefer watching people who know what they want, like Dani. The 26-year-old from Arizona is a passionate fan of “puppy play.”

Have you heard about this? “Puppy play is when someone acts like a puppy, and they can have an owner or not, and run around in ears and a tail and play with dog toys - it’s just really fun” – Dani says. She has a lot of accessories, including a dog bowl, collars, ears, tails, squeaky toys and even dog bed. Acting like a puppy might sound silly, but again – it’s not that simple! Almost every action has the potential. What for some people is a personal passion, for the others can be a source of livelihood. Apparently puppy play is very profitable. “A WOMAN quit her job to earn $10,000 a month acting as a kinky puppy on OnlyFans.Jenna Phillips, 21, previously worked as an optician but now pulls in six figures a year from chasing after balls and eating dog food for paying subscribers” – I read. The young woman decided that it’s OK to expose her true feelings. She cannot answer quick enough to the question “What would you like.” Jenna says that she feels like a dog, loves walking around on a lead and wearing a collar… Her smiling face is showing that the people understanding of our kinks, and that we can be accepted despite of them… At least in Austin, USA.

Mój polski kuzyn ma dwadzieścia lat więcej ode mnie. W rodzinnej mejscowości ten zacny człowiek znany jest z lenistwa. Zakrawa to na cud, lecz udało mu się dożyć starości nie robiąc nic innego, niż ogladanie lotu gołębi, palenie dużej ilości papierosów i picie czegoś mocniejszego, niż kawa. Nie żartuję sobie z niego: tak naprawdę, odziedziczyliśmy te same niedobre geny. Ukrywanie na nic się nie zda, prawda jest taka, że jestem leniwa jak mój kuzyn. Nie wugląda on na osobę refleksyjną, którą zajmuje własne wnętrze, ja jednak zastanawiam się nad wszystkim. W tym przypadku zadaję sobie pytanie: dlaczego niektórym ludziom myśl o zrobieniu czegoś jest tak przyjemna, jak ból w tyłku (jak mówią Anglicy). Taka postawa jest zazwyczaj określana jako lenistwo, być może jednak nie jest to takie proste. Niechęć do działania łączy się często ze spadkiem energii i brakiem pewności siebie. Można by powiedzieć, że problem jest głębszy, niż się wydaje. Być może osoba, której nie chce się nic robić tak naprawdę nie wykazuje chęci do życia. Brakuje jej iskry, która czyni naszą egzystencję lepszą.

Chodzę do psychologa od kilku miesięcy. Na ostatnim spotkaniu poprosiła, by zastanowić się nad tym, czego chcę. Pozornie łatwa, dla mnie to trudna kwestia. Przywykłam do życia niepracującej mamy: jest łatwe, robisz te same rzeczy… Na które nie masz ochoty. To prawdopodobnie sekret mojego lenistwa: mniej lub bardziej świadomie protestuję przeciw nudnym zajęciom, które robię na okrągło. W miarę upływu lat zmniejsza się chęć do życia, a razem z nią poziom energii. Rośnie za to brak wiary w siebie. Oznacza to, że czujesz się beznadziejnie. “Czego chcesz?” To wazne pytanie! Odpowiedź to tak naprawdę walutacja samego siebie. Mój polski kuzyn rzekłby, być może: “Flaszkę wina i paczkę fajek.” Oznacza to: “Nie zasługuję na nic lepszego.” Ja mogłabym powiedzieć: “Pozwólcie mi nic nie robić.” Miałabym dużo czasu na bezmyślne przeglądanie Internetu… Zamiast zająć się czymś samemu, wolę obserwować ludzi, którzy wiedzą, czego chcą, jak Dani. Ta 26. letnia kobieta z Arizony jest wielkim fanem “puppy play” (psiej zabawy).

Słyszeliście o tym? “Puppy play oznacza, że ktoś zachowuje się jak pies, może mieć właściciela lub nie, biega wymachując ogonem i uszami, bawi psimi zabawkami – to świetna zabawa” – mówi Dani. Ma wiele akcesoriów, wliczając w to psią miskę, obrożę, uszy, ogon, piszczące zabawki a nawet legowisko dla psa. Imitowanie zwierząt może wydawać się niemądre, znowu jednak – nie jest to takie proste. Każde działanie posiada pewien potencjał. To, co dla jednych jest prywatną pasją, dla innych stanwi lukratywne źródło dochodu. Wygląda na to, że “psia zabawa” jest bardzo opłacalna. “Kobieta odeszła z pracy aby zarabiać 10 000 dolarów miesięcznie odgrywając dziwną rolę psa na OnlyFans. Jenna Phillips, lat 21, poprzednio wykonywała zawód optyka, obecnie jednak wyciąga cyfrę z pięcioma zerami rocznie, uganiając się za piłką i jedząc psi pokarm dla płatnych subskrybentów” – czytam. Młoda kobieta zdecydowała się ujawnić swoje prawdziwe uczucia. Na pytanie “Czego byś chciała” odpowiada bardzo szybko. Jenna mówi, że czuje się jak pies i uwielbia chodzić na smyczy, nosić obrożę… Jej uśmiechnięta twarz pokazuje, że ludzie są wyrozumiali jeśli chodzi o dziwactwa: możemy być akceptowani na przekór im. No, przynajmniej w Austin (USA).





Friday, September 15, 2023

Respect/Szacunek

 

I wrote it somewhere, but I will write it again: my husband says that I’m “fissata” and he’s right. I tend to get obsessed with things I like, and then stay fixated with them before something else catches my attention. And in fact, that’s exactly what happened with the awesome Sam Cleasby. She is, I have to confess, my idol. I’ve been reading her blog in the last few days, and I’m becoming increasingly impressed. I just love this woman, who, in her own words, is “over sharing her life” – not because she’s incredibly brave coping with a very severe illness. I deeply admire Sam, who despite her multiple surgeries, chronic pain and even difficulty in moving is still having fun. Shortly before her last hospital stay, Sam published a blog post: “Tramlines is a Sheffield festival that is an amazing party in July each year. This year felt like the best one yet! I got through on a bucket load of pain meds, my The Alinker UK, my Neo-Walk cane, very good friends and the brilliant access team. Festivals can feel like an unattainable mountain when you have a chronic illness. So I thought I’d share a few of my top tips…”

Just below there is a big photo of Sam, sitting on her Alinker (it’s a walking bike). Unfortunately not long after the Tramlines her bowel perforated, she got sepsis and ended up in coma. “I’m trying to get through comments and messages but I have over 10,000 of them!I can’t thank you all enough for all the lovely support and sharing your own stories” – She wrote on Facebook several months later. 10,000 that’s a lot! Certainly she wouldn't answer, if I wanted to send her an email… Too bad, because if I’m honest I wanted to do this. The letter could look like this: “Dear Sam, I’ve been reading your blog post called ‘Hello 2022’ - you’re talking about suicidal thoughts. ‘And when you have constant, chronic pain, it is easy to feel a little hopeless and think that nothing will be different. It feels exhausting to think about another year in pain. It feels draining and scary’ – You wrote. I’m glad that you added that you’re not in danger, you’re medicated, and open with your partner about those feelings… I wasn’t. Two years ago, physically I was as healthy as a horse, but my state of mind was very low. Well, that doesn’t sound good, but to me, the year 2022 (and 2021 as well) were marked by mental illness. I won’t go into details: I’m not so brave like you, and there is a stigma associated with diseases of this kind. However I have the courage to confess that I tried to commit suicide. I had enough sense to back off my plans, but soon after I walked away from my Italian husband and children.’”

“’Indifferent and emotionally detached from reality, I was ‘seeking for God’ in Poland. During the long months, tormented by loneliness and ridiculous thoughts, I was starving myself almost to death. I’m back to my family now, going through therapy and doing much better, but two years ago my life changed forever. It’s easy to feel broken: it is enough to listen to your own inner voice, that keeps saying that you suck. I believe him: life in such moments seems awful. I’m ashamed about the past, and scared about my future… But not alone, because you’re there, wrapped in medical tubing, with stoma bag and big scars, you don’t give up too easy. You’re fighting and surviving before our eyes. You’re proving that even such a difficult life has great value. Sam, thank you for such a wonderful lesson. Thank you for all the battles you’ve faced and won. You’re so right while saying: ‘Sometimes, it doesn’t feel like a win, but I am still here and every survival is a celebration of life.’ I’ll conclude my letter repeating what somebody else wrote: ‘You’re heroic! Massive respect!”

Napisałam to kiedyś, powtórzę jednak: mąż mówi, że jestem “fissata” i ma rację. Mam tendencję do posiadania obsesji na punkcie rzeczy, która mi się podoba, a następnie krążenia wokół tego tematu, zanim coś innego przyciągnie moją uwagę. To właśnie ma miejsce w przypadku niezwykłej Sam Cleasby. Muszę przyznać, że jest moim idolem. Czytałam jej bloga w ciągu ostatnich dni, robi na mnie coraz większe wrażenie. Uwielbiam tę kobietę, która według własnych słów “przesadza z dzieleniem się swoim życiem” – nie tylko dlatego, że jest niewiarygodnie dzielna w znoszeniu bardzo ciężkiej choroby. Głęboko podziwiam Sam, ponieważ pomimo wielu operacji, chronicznego bólu a nawet trudności w poruszaniu potrafi dobrze się bawić. Niedługo przed ostatnim pobytem w szpitalu, opublikowała wpis: “Tramlines to festiwal w Sheffield, który jest wspaniałą imprezą w lipcu każdego roku. Tegoroczny zdawał się najlepszy z dotychczasowych! Przebyłam go dzięki wielkim zapasem leków przeciwbólowych, moim Alinker UK, lasce Neo-Walk, dobrym przyjaciołom i wspaniałemu zespołowi pomocniczemu. Festiwal wydaje się górą nie do zdobycia jeśli żyjesz z chronicznym bólem. Pomyślałam, że podzielę się kilkoma moimi sposobami…”

Poniżej znajduje się duże zdjęcie Sam, siedzącej na Alinker (to specjalny rower pomagający w chodzeniu). Niestety, niezbyt długo po Tramlines jej jelito uległo perforacji, dostała sepsy i zapadła w śpiączkę. “Próbuję przebić się poprzez wszystkie wiadomości i komentarze, ale jest ich ponad dziesięć tysięcy! Nie potrafię podziękować wystarczająco wam wszystkim za wspaniałe wsparcie i dzielenie się własną historią” – napisała na Facebook wiele miesięcy potem. Dziesięć tysięcy to bardzo dużo! Z pewnością nie odpowiedziałaby, gdybym wysłała jej email. Szkoda, bo chciałam to zrobić. List mógłby wyglądać tak: “Droga Sam, czytam twój wpis zatytułowany ‘Hello 2022’ – mówisz o myślach samobójczych. ‘Kiedy jesteś w ciągłym, chronicznym bólu łatwo o uczucie beznadziejności, myśl, że nic się nie zmieni. Perspektywa kolejnego roku w bólu jest wyczerpująca. Czujesz się przestraszony’ – napisałaś. Cieszę się, że dodałaś, że nie jesteś w niebezpieczeństwie, leczysz się, rozmawiasz otwarcie o swoich uczuciach z partnerem. Ja nie byłam. Dwa lata temu fizycznie byłam zdrowa jak koń, ale stan psychiki pozostawiał sporo do życzenia. Nie brzmi to zbyt dobrze, ale dla mnie rok 2022 (2021 też) upłynął pod znakiem choroby umysłowej. Nie będę wchodzić w szczegóły – z zaburzeniami tego typu związany jest stygmat. Mam jednak odwagę przyznać, że próbowałam popełnić samobójstwo, Miałam jeszcze dość rozumu, by zrezygnować z tych planów, ale niedługo potem odeszłam od włoskiego męża i dzieci.’”

“’Obojętna i emocjonalnie zdystansowana wobec rzeczywistości, ‘szukałam Boga’ w Polsce. Podczas długich miesięcy, dręczona przez samotność i niedorzeczne myśli, głodziłam się prawie na śmierć. Obecnie jestem znów z rodziną, odbywam terapię i lepiej się miewam, ale dwa lata temu moje życie zmieniło się na zawsze. Łatwo jest czuć się zniszczoną: wystarczy słuchać własnego głosu wewnętrznego: powtarza, że jesteś do niczego. Wierzę mu, w takich momentach życie wydaje się okropne. Jestem zawstydzona własną przeszłością, przestraszona tym, co przyniesie przyszłość… Ale nie sama, bo jesteś ty – otoczona przez aparaturę medyczną, pokryta bliznami, z workiem jelitowym nie poddajesz się zbyt łatwo! Na naszych oczach walczysz i udaje ci się przetrwać. Udowadniasz, że nawet tak niedoskonałe życie ma wartość. Dziękuję ci, Sam, za tak wspaniałą lekcję. Dziękuję za bitwy, którym stawiłaś czoła i wygrałaś. Masz rację, kiedy mówisz: ‘Czasami nie ma się wrażenia wygranej, ale nadal tu jestem i każde przetrwanie jest celebracją życia.’ Zakończę mój list powtarzając to, co napisał ktoś inny: ‘Jesteś bohaterem! Duży szacunek.’”




Thursday, September 14, 2023

Get Your Belly Out

 

It is, I believe what the English call “a pain in the ass.” Well, that’s what my promise to publish a new blog post daily become. It’s always the same scenario, only with a few twists. The story starts as usual, from the Internet browsing. I’m viewing the websites endlessly, but not quite mindlessly. I’m guided by the rule: “I choose what I like” just like everybody else. Strictly speaking, it means that I’m looking for what I’ve seen many times. It’s happening because we like what is familiar: it’s a well-known fact. For example, a Chinese may choose a peanut butter “lasagna:” while an Italian prefers strongly the original recipe version, with meat sauce. Fallowing the principle, I visit the same sites: every day I’m scrolling through Facebook, and checking the news favourite platform (I just cannot resist reading all the funny comments). That’s fixed point of the programme: when I’m fed up with it, I’m seeking for something quite new, but previously known. Recently I focus on Sam Cleasby, who is famously showing her colostomy bag.

Further on, by that logic I also paid attention on other women, who did the same thing. Today I discovered that there is a trend finding it’s way on social media, and it’s all about the medical disorder. The autoimmune condition called Crohn’s affects the bowel, and can result in removal of the large part of it. This was a case of beautiful Bethany Townsend, the 23-year-old sufferer-turned-model. Apparently she was the first one who bravely posted an image of her with colostomy bag visible. She triggered the trend: fallowed by women like Victoria Marie, who started the campaign Get Your Belly Out. They confronted the stigma attached to bowel disorders. As Sam Cleasby writes, any illness to do with poo tends to be seen embarrassing, which makes suffers feel isolated. She’s sharing her story to show that she’s not ashamed of her scarred body, and that whatever humans like, they are awesome. She’s doing a big difference to people’s lives: her blog So Bad Ass is very popular (about 50.000 views a month). Sam is getting so many messages: it seems that her writing is working for the others.

And what about me? I sit here, looking at the websites. As you know, one thing leads to another… Colostomy bag selfies turned my attention to colon cancer: the mum of two received the “bad news” diagnosis, but luckily her illness was caught early. “I've had so many wonderful comments from friends and family since I shared my news. A few have remarked on how positive and brave I'm being” – She wrote. Humans are social animals: having a platform that overcomes barriers of distance allows us to be connected with the others. It also reduces stigma, and helps socially anxious people communicate. Using social media as a part of our everyday routine can be beneficial: good! Now, when I’ve finished writing my “daily blog post” isn’t “a pain in the ass” any more. Now I can honestly read about the family kicked off American Airlines flight due to complains about their (bad) body odour…

Anglicy jak sądzę nazywają to “bólem w tyłku.” Tym właśnie stała się moja obietnica, aby publikować codziennie nowe wpisy. Powtarzam ten sam scenariusz, z niewielkimi zmianami. Historia zaczyna się tak samo, od przeglądania Internetu. Wertuję strony web, nie do końca bezmyślnie jednak. Kieruję się zasadą: “wybieram to, co lubię” – zupełnie jak wszyscy. Dokładniej mówiąc, oznacza to że szukam tego, co widziałam już wiele razy. Dzieje się tak, ponieważ lubimy to, co znajome. Przykładowo, Chińczyk mógłby zdecydować się na lazanię z masłem orzechowym, podczas gdy Włoch preferuje tradycyjną, z sosem mięsnym. Zgodnie z tą regułą, odwiedzam te same platformy: każdego dnia zaglądam na Facebook i sprawdzam wiadomości na ulubionej stronie (nie mogę się oprzeć czytaniu zabawnych komentarzy). To stałe punkty programu, kiedy mam ich dosyć, rozglądam się za czymś nowym, ale jednak znanym. Ostatnio koncentruję się na sławnej Sam Cleasby, która pokazuje swój worek jelitowy.

Kierując się tą logiką, zwracam uwagę na inne panie, które zrobiły to samo. Dziś odkryłam, że istnieje trend w serwisach społecznościowych, ma związek z przypadłością autoimmunologiczną, zwaną chorobą Leśniowskiego-Crohna. Atakuje ona jelito grube, co może skutkować jego usunięciem. Tak było w przypadku urodziwej Bethany Townsend, 23-letniej pacjentki która ma aspiracje modelki. Wygląda na to, że jako pierwsza upowszechniła swoje zdjęcie z widocznym workiem jelitowym. Zainicjowała nowy trend: jej śladem poszły kobiety jak Sam Cleasby czy Victoria Marie, która zaczęła kampanię zwaną Get Your Belly Out (pokaż brzuch). Zmierzyły się one ze stygmatem związanym z chorobami jelita grubego. Jak pisze Sam Cleasby, każda choroba związana z fekaliami jest dość krępująca, co izoluje pacjentów. Dzieli się własną historią żeby pokazać, że nie wstydzi się pokrytego bliznami ciała, i że istota ludzka jest wspaniała, niezależnie od wyglądu. Czyni wielką różnicę w życiu ludzi: jej blog So Bad Ass jest bardzo popularny (około 50 000 wyświetleń miesięcznie). Sam otrzymuje wiele wiadomości: wygląda na to, że jej pisanie jest ważne dla innych.

Jeśli chodzi o mnie, siedzę tu śledząc różne strony… Jak wiadomo, jedna rzecz prowadzi do innej. Selfie z workiem stomijnym skierowały moją uwagę na raka jelita: matka dwójki dzieci otrzymała “niedobrą” diagnozę, ale na szczęście jej choroba została wychwycona szybko. “Otrzymałam tak wiele wspaniałych komentarzy od przyjaciół i rodziny, od kiedy podzieliłam się wieścią. Parę osób zauważyło, że jestem dzielną i pozytywną osobą” – napisała. Człowiek to stworzenie społeczne: posiadanie platformy, która niweluje bariery przestrzenne łączy nas z innymi. Internet zwalcza również stygmaty, pomaga osobom niepewnym społecznie w komunikacji. Codzienne korzystanie z portali społecznościowych może być korzystne. To dobrze: teraz, kiedy ukończyłam pisanie “codzienny post” nie jest już “bólem w tyłku.” Mogę z czystym sumieniem poczytać o rodzinie wyrzuconej z lotu American Airlines za przyczyną narzekań w sprawie ich (niedobrego) zapachu…





Wednesday, September 13, 2023

Influencer

 

I’m amazed by the human brain. Yesterday I wrote that I feel rubbish, because I haven’t do anything creative all day long. While confessing this, I was almost sure that I’ll cut down my non-doing… But as it can be guessed, nothing of this sort happened. Today is the spitting image of yesterday: an absurd evidence of the existence, which is slipping through my fingers. Anyway, to enjoy long idleness is not necessary. Since I’ve rested well after a long period of mindless scrolling, it’s time to change something, and become a better version of yourself… Or even make a difference in the world. I’m not joking, it’s not only possible, but also quite easy when you need to meet people where they’re already spending long hours: on the Internet.

We are all spending our time browsing www sites. Even our children are communicating with others with the help online communicators. Yesterday I had an experience which taught me something, and that becomes my new authority. I want to talk about what I’ve learned. First thing first, Internet is connecting everyone. Being a part of the worldwide digital population means that we have many opportunities. A good example is Sam Cleasby. The owner of the hugely popular “So Bad Ass” website is one of the most influential voices for Crohn’s disease. She’s proving that you can do pretty much everything on the Internet these days. There is, however, the second thing: you have to resist the infinite scroll, and become a creator.

Basically it’s a fundamental condition. It’s quite difficult, that’s why most of us, instead of changing the world, like Sam Cleasby, is going down the addictive hole of silly videos. In other words, they are becoming users. In that case, the regular consumption of online content does more harm than good. The infinite scroll is does not serve to teach something, but to satisfy the permanent need of content consumption. What is too much is not healthy, and I found out about it myself. Scrolling through posts and articles for hours just makes you feel sick. Being another non-creative Internet user is rubbish. That’s why, despite today I’ve failed again, I’m still determinate to be the better version of myself, and stop mindlessly browsing Internet. And if I don’t succeed? I will scroll endlessly on Facebook… And then. I’ll write about it!

Zdumiewa mnie ludzki umysł. Wczoraj pisałam, że okropnie się czułam, bo nie zrobiłam nic kreatywnego przez cały dzień. Wyznając to wszystko byłam niemal pewna, że skończę z moim nieróbstwem… Jak można jednak zgadnąć, do niczego podobnego nie doszło. Dzień dzisiejszy był odbiciem wczorajszego: absurdalny przykład egzystencji, która przecieka miedzy palcami. W kazdym razie, nie ma potrzeby napawać się tym lenistwem. Jako że wypoczęłam po niekończącym się przegladaniu Internetu, nadszedł czas, by coś zmienić, stać się lepszą wersją siebie… A nawet uczynić pewną zmianę na świecie. Nie żartuję, to nie tylko możliwe, lecz całkiem łatwe, kiedy spotykasz ludzi tam, gdzie spedzają długie godziny: w sieci.

Wszyscy trwonimy czas, przeglądając strony www. Nawet nasze dzieci komunikują się z innymi przy pomocy komunikatorów online. Wczorajsze doświadczenie nauiczyło mnie czegoś, stając się nowym autorytetem. Chcę mówić o tym, czego się dowiedziałam. Po pierwsze, Internet łączy wszystkich. Bycie częścią światowej populacji cyfrowej oznacza wiele możliwości. Dobrym przykładem jest Sam Cleasby. Właścicielka ogromnie popularnej strony “So Bad Ass” (taka podla dupa) jest jednym z najważniejszych głosów, jeśli chodzi o chorobę Leśniowskiego-Chrona. Udowadnia ona, ze obecnie w Internecie można zdziałać prawie wszystko. Istnieje jednak druga ważna rzecz: należy znieść pokusę uzależniającego przeglądania portali i być osobą kreatywną.

Zasadniczo rzecz biorąc, to podstawowy warunek. Nic łatwego, dlatego większość z nas zamiast zmieniać świat, jak Sam Cleasby wpada w pułapkę niemądrych filmów wideo. Innymi słowy, stają się użytkownikami. W tym przypadku, regularna “konsumpcja” treści internetowych przynosi więcej szkody niż pożytku. Co za dużo to niezdrowo: sama to mogę potwierdzić. Wpatrywanie się w artykuły i komentarze godzinami sprawia, że zbiera się na mdłości. Bycie kolejnym nie kreatywnym użytkownikiem Internetu jest do niczego. Dlatego właśnie, pomimo że dziś znów zostałam pokonana, jestem zdeterminowana walczyć o lepszą wersję siebie i zakończyć bezmyślne spędzanie czasu w sieci. A jeśli mi się nie powiedzie? W takim wypadku będę przeglądać Facebook bez końca… A potem o tym napiszę.