Sunday, December 12, 2021

24.A course in miracles/Kurs cudów

 

 

I was thinking about the moments that made me feel happy. Eating cherries on the hill in Glastorbury, picking flowers on the meadows… The time when you just stop for a while. Busy life is literally impossible. Concentrating on something else that NOW, you exist some imprecise moment in the future.  As we know from experience, our goal don’t make us happy. We’ve got another and another… My adventure with wood cutting began with fear.

 

The rain kept falling for two weeks in August, and the temperature fell down to 10 degree Celsius… Accustomed to Italian weather, I felt desperate in my chilly room. So I started to saw up pieces of wood… In November bought the iron stove, to warm myself even better. With time, all my thoughts turned to tree stumps and branches, I even started bringing it home! But finally, the day arrived.

I was sawing since the morning, sick and tired of everything. I tortured myself depriving of life NOW… Who cares of cozy room, if you feel miserable? I left everything and decided to buy the wood. A moment later I got a text from my brother’s wife: “Do you want thick sweater? I don’t use it, and it’s cool.” I saw it as a message: don’t worry, you’ll get everything you need! My small miracle.

Myślałam o chwilach, kiedy odczuwałam szczęście. Jedzenie czereśni na wzgórzu z Angelo, zrywanie kwiatów na łące... Moment, kiedy się na chwilę zatrzymasz. Zajęte życie jest niemożliwe. Koncentrując się na czymś innym niż TERAZ istniejesz w niesprecyzowanym czasie przyszłym. Wiemy z doświadczenia, że nasze cele nie dają szczęścia. Mamy następne i kolejne... Moja przygoda z cięciem drewna zaczęła się od lęku.

W sierpniu przez dwa tygodnie padał deszcz. Temperatura spadła do 10 stopni… Przywykłam do włoskiej pogody, chłodny pokój wprawiał w desperację. Zaczęłam piłować kawałki drewna... W listopadzie kupiłam piecyk żeliwny, żeby ogrzać się jeszcze lepiej. Z czasem, wszystkie myśli krążyły wokół pniaków i konarów, zaczęłam nawet przynosić je do domu! W końcu jednak nadszedł dzień ostateczny.

Piłowałam od rana, wykończona tym wszystkim. Torturowałam się, pozbawiając życia TERAZ... Kogo obchodzi ciepły pokój, jeśli okropnie się czujesz? Zostawiłam to wszystko postanawiając kupić drewno. Chwilę potem dostałam wiadomość od bratowej: „Chcesz gruby sweter? Nie używam a fajny.” Odebrałam to jako przekaz: nie martw się, dostaniesz to, czego ci potrzeba. Mój mały cud.

No comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.